Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

środa, 28 listopada 2007

Żółte światło

+ Od kilku dni czytamy w Kościele Księgę proroka Daniela. Wczoraj i dziś słyszeliśmy o dziwnych zjawiskach - wczoraj o tajemniczym śnie Króla Nabuchodonozora (zazwyczaj lektorzy boją się go spotkać w tekście czytań), a dziś słyszeliśmy o ręce piszącej na ścianie. A tak na prawdę, był to po prostu odruch serca - odruch Bożego serca powodowany Miłosierdziem.
Ci goście naprawdę nieźle nabroili, a Pan postanowił im pomóc - dać im szansę, jeszcze raz.
Więc dał im te znaki - ostrzeżenie, żółte światło. "Amen, przyjdę niebawem !"
I nam mówi w tych dniach w Ewangelii o znakach poprzedzających Jego przyjście. Możemy się pytać, zastanawiać: czy skoro w Polsce, czy Czechach na razie - dzięki Bogu - nie mamy trzęsień ziemi, czy to oznacza, że Pan o nas zapomniał ? Czy to oznacza, że do nas nie przyjdzie ?
Z pewnością nie tak należy interpretować to, że akurat oszczędził nam tych znaków. Nie daje tych, daje inne. Przecież Pan przemawia do nas na wiele sposobów - nie zawsze poprzez gromy. Czasem i poprzez delikatny szum wiatru...

P. s.
Bardzo wszstkich przepraszamy za ten zastój z blogiem. Mieliśmy problemy z kompem - kto miał trojany, to wie o co chodzi. Teraz już - jedziemy dalej.

wtorek, 20 listopada 2007

światło w ciemności

+ Zawsze mnie wzruszał ten biedny żebrak i historia Jego spotkania. Tak długo cierpiał... Chciał w końcu zobaczyć świat, jak wygląda. Nigdy go nie widział.
Ciekawe jest jego spotkanie z Jezusem. Słyszał zgiełk i pytał się innych co się stało. A kiedy usłyszał o Jezusie, może nie po raz pierwszy, wołał ze wszystkich sił. Uciszali go, a ten wołał jeszcze głośniej. Nie pozwolił, by ktokolwiek mu przeszkodził w spotkaniu z Jezusem. Wołał, pewnie ze łzami w oczach... (ciekawe, czy niewidomi też mają łzy, pewnie tak).

Niedawno byłem we Wrocławiu, całe niebo płakało... Przechodziłem właśnie przez ulicę Zaporowską, kiedy opowiadałem ludziom, do których teraz posłał mnie Jezus, o pewnym spotkaniu z kobietą, która mieszkała właśnie na tej ulicy. Kiedyś Jezus mnie wyciągnął, żebyśmy poszli do Niej... więc poszedłem z Nim. I dziękuję mu za ten dzień. Pamiętam tę kobietę, z jaką żarliwością opowiadała mi, że codziennie odmawia różaniec. Bardzo cenny był ten uśmiech..., który otrzymała od Maryji w podzięce.
Z wielką żarliwością i z wielkim uśmiechem na twarzy, mówiła, ile się modli. Zresztą nie musiała tego mówić, było to na niej widzieć. Kilka tygodni później - odprowadzałem ją na spotkanie z Królem. Miałem chwilkę przerwy między jednym pogrzebem a drugim. Właśnie się zastanawiałem, co powiedzieć do ludzi, którzy będą na jej pogrzebie. Czy powiedzieć to co zwykle mówię - o gigantycznej miłości Jezusa, który nie może doczekać się spotkania z nami...?

Było dla mnie jasne, że powinienem powiedzieć coś innego. Zacząłem więc:
"Nie trzeba mieć dobrych oczu, by zobaczyć Pana ! Nie trzeba też mieć dobrych uszu, by usłyszeć Jego głos ! Jedyne, czego trzeba - to z całego serca pragnąć, by spotkać Go, by doświadczyć Jego obecności.
To właśnie pragnienie przyciąga Jezusa, który wie, co jest w sercu człowieka. Zawsze przychodzi tam, gdzie Go wołają, tam gdzie jest zapraszany. I nie ociąga się....
Kiedyś powiedział: Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemnościach, lecz będzie miał światłość ! Mówił też o światłości, która w ciemności świeci... ciemność jej nie ogarnia.
Nasza zmarła siostra dobrze wiedziała, co znaczą te słowa. Wiedziała, że tak naprawdę jest - tak jak Jezus mówi. Wiedziała, że nie kłamie. Nosiła w swym sercu Swiatłość i dzieliła się nią."

Drogi bracie i siostro, którzy odwiedzacie naszego bloga. Może i Ty przez tyle lat żyłeś w ślepocie, nie widziałeś Jezusa, nie czujesz Jego obecności... -
wołaj, wołaj głośno i nie pozwól, by ktokolwiek Cię zagłuszył. Wołaj ile masz sił i przyciągaj Go swym pragnieniem.

piątek, 16 listopada 2007

Wół i osioł

+ Od kilku dni w Kościele rozmyślamy nad Księgą Mądrości. W poniedziałek słyszeliśmy zaproszenie, by poznawać Pana, by Go szukać. Wydaje się, że już Go znaleźliśmy i że nie musimy Go dalej szukać. Wiemy jednak, jak jest w życiu, że nieraz Go gubimy w codziennej gonitwie za niczym (lub za wszystkim - ale skoro za wszystkim, tylko nie za Nim, więc nie za wszytskim :) ). I ważne jest by codzień szukać Jego obecności w tym co robię, by znaleźć czas, by wyciągnąć głowę z wody, by zaczerpnąć powietrza. Szukać Go, w Jego kryjówce (a Jego kryjówką jest Twoje serce - por. Jan od Krzyża - Pieśń Duchowa).
Dzisiejszy fragment Księgi mówi właśnie o Bogu i o ludziach, którzy nie mogą Go odnaleźć, nie potrafią. Słowo Boże na innym miejscu mówi jasno: "Wół i osioł poznają swego pana, a człowiek nie potrafi poznać swego Stworzyciela" (cytat z pamięci). Może i czasem tak jest w naszym życiu, idziemy ulicą, słuchamy wykładów, patrzymy na piękno stworzenia :), ale nie poznajemy Jego Twórcy Piękności - Miłującego życia.
On się nas nie wstydzi, nie brzydzi się nędzą tego, co uczynił - NIGDY o nas nie zapomina i cały czas myśli o Tobie, pamiętaj !!!

wtorek, 13 listopada 2007

Cudzy swiat.

Synu, nie badz ciekawy i nie zajmuj sie niepotrzebnymi troskami. Co ci do tego lub tamtego. TY POJDZ ZA MNA! Czy to nalezy do ciebie, ze ten jest taki lub owaki, a tamten tak czy inaczej postepuje i mowi? Nie jestes odpowiedzialny za innych, tylko za siebie. Czemu wiec sie wdajesz w nieswoje sprawy? Oto ja znam wszystkich i widze wszystko, co sie dzieje pod sloncem, wiem dobrze, jaki kto jest, co mysli, czego chce i ku czemu zdaza. Mnie wiec trzeba powierzyc wszelkie sprawy, ty zas trwaj w blogim pokoju, a niespokojnemu pozwol sie mniotac, ile chce. Odpowie za wszystko, co czyni lub powie, bo mnie oszukac nie mozna!!!
Jezus
Nasladowanie Chrystusa - Tomek a Kempis

niedziela, 11 listopada 2007

Quo vadis?

+ No właśnie Maćko zmienił pytanie na: "Czy chcesz być wolnym?"
Tak naprawdę: wszystko w naszym życiu rozbija* się o to pytanie:
"Czy chcesz?" i "Czego chcesz?"
I każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na to pytanie: "Czego tak naprawdę chcesz?"
Zwłaszcza wtedy trzeba sobie te pytania stawiać, kiedy narzekamy na wszystkich i na wszystko - oczekując jakichś zmian (często oczekujemy ich od wszystkich, ale nie od siebie).
Trzeba stawiać sobie te pytania właśnie wtedy, kiedy jesteśmy skłonni do burzenia, niszczenia, krytykowania, kiedy chemy uciec do krainy, gdzie ZAWSZE jest super....
Zawsze wtedy Jezus, Słońce rusza do biegu (Por. Ps 19, 7), biegnie przez góry, skacze przez pagórki (Pnp 2, 8), ażeby Cię dogonić, tak jak wtedy Piotra... Zawsze z tym samym pytaniem: "Quo vadis?" Gdzie ucieksz? Gdzie Ci będzie lepiej..?
Podobnie kiedyś pytał się swoich uczniów: "Czy i wy chcecie odejść?" (J 6, 67)

Równocześnie pytając -zostawia wolność - NAPRAWDE możesz zrobić co chcesz. Twoje życie, Ty wybierasz.

Panie, tego wieczoru moją modlitwą będzie - chcę być przy Tobie ! Tam, gdzie jesteś Ty i tam, gdzie mnie zaprowadzisz, a nie gdzie ja będę się starał przytargać Ciebie...
Chcę być przy Tobie ! Przy Tobie i w Tobie trwać, Bogu żywych !

* "rozbija" w sensie: "zależy od..."

piątek, 9 listopada 2007

Czy jesteś wolny?

+ W tych dniach w naszym seminarium w Kraku odbywają się rekolekcje, których temat brzmi: "Czy jesteś wolny?" Myślę, że to dobre pytanko dla każdego z nas. Sam je sobie stawiam ze zrozumialych względów :) Wolność jest bardzo ważna w życiu czlowieka. Pamiętam taki czas w swoim życiu, kiedy mialem tą wolność ograniczoną, bo zlamalem sobie nogę. Bylem uzależniony od drugich, nie moglem robić tego co chcialem. Z drugiej jednak strony to jeszcze nie jest tragedia... To bylo czasowe ograniczenie wolności, wiedzialem, ze kiedys sie skonczy, a ponadto to ograniczenie cielesne w cale nie przeszkadzalo mi w cieszeniu sie na pelna gębę...

Można jeździć na wózku, a jednak być wolnym, realizować dużą część swoich marzeń i cieszyć się...

Wiemy jednak, że można wpaść w takie bagno, z którego czowiek nie potrafi sie sam wydostać... wiemy, że można nagle znaleźć się w takim ciemnym miejscu, gdzie zdaje się, że światlo slońca nigdy nie dochodzi...

Jezus nas wola: "Wypyń na glębię !", a my nie potrafimy... bo coś nas trzyma, nie potrafimy podnieść kotwicy, nie potrafimy odciąć się i odbić od brzegu...

Pamiętaj, bracie, że tylko w spotkaniu z Jezusem wszelkie kajdany opadają. Jezus daje wolność. On uwalnia jeńców, opętanych, spętanych. To On przynosi radość smutnym i daje nadzieję tym, którzy ją zgubili. Wolaj do Niego z calego serca, wolaj ile masz sil ! Krzycz !

Kamienie!

Witam wszystkich! Szczegolne powerne usciski dla kochanych z Podzamcza!!! Cala naprzod!!!
Na poczatku kilka westchnien do jednego komentarza. Odnosnie egzorcyzmow, to kazdy kaplan moze odprawiac egzorcyzm maly, tzn. modlitwy, formuly. Egzorcyzm "duzy" tylko i wylacznie za pozwolenie biskupa, chodzi tu o przypadki opetania. Egzorcyzm d. ma konkretny ryt nadany przez Kosciol, uzywaja go egzorcysci. Biala magia to konkretnie: horoskopy, wrozby, zabobony, znaki zodiaku, karty tarota i wszystko w tych klimatach co ma pozor dobra a podwaza mocno ufnosc w Pana!!!

A teraz kamienie:)
SLUCHAJ BRACIE I SIOSTRO! PRZYSZEDL TWOJ CZAS DO WALKI Z GOLIATEM! PRZESTAN SIE JUZ BAC I WZDYCHAC JAKIS TO SLABY! NIE!!! MASZ OGROMNA MOC W IMIE BOGA ZASTEPOW! OTO ON JEDY I NIEPOKONANY, KTOR BYL JEST I WLASNIE PRZYCHODZI DAJE CI PIEC KAMIENI DO WALKI Z GOLIATEM, NIEPRZYJACIELEM TWEGO ZYCIA!
-SPOWIEDZ
-EUCHARYSTIA
-BIBLIA
-ROZANIEC
-POST
UZYWAJ ICH A BEDZIESZ SZCZESLIWYM ZWYCIESCA! DO BOJU! IDZ I WALCZ!

wtorek, 6 listopada 2007

Eucharystia

+ Już jako kapłan, uświadomiłem sobie, że ta dzisiejsza Ewangelia mówi o Eucharystii. Jezus zaprasza na ucztę, a tylu ludzi tyle razy wymyśla najprzeróżniejsze wymówki, by zwolnić się z Eucharystii i tym samym często "olewa" zaproszenie Jezusa. Chodzi tu nie tylko o Eucharystię..., ale da się to odmieśći do innych spraw, jak np.: modlitwa. Jezus na nas czeka, a my podobnie wymyślamy sobie różne wymówki i przekładamy, niekiedy nawet i w nieskończoność. Podobnie jest np ze spowiedzią.
Jezus czeka także dziś - na Ciebie i na mnie !

niedziela, 4 listopada 2007

Lawa

+ Tak bardzo pragnął zobaczyć Jezusa. Było to gorące pragnienie, które niczym jak lawa wrzała w nim i wylewała się z niego. Sw. Augustyn powiedział kiedyś, że "samo pragnienie już jest modlitwą !".
Pragnął, a potem szedł za tym pragnieniem.... Tak jak i my idziemy za naszymi pragnieniami, które przecież nie zawsze podobają się Panu.
Bądź spokojny, Jezus wie na którym drzewie się ukrywasz i wie, co nosisz w sercu. On, miłujący życie nie gardzi ani się nie brzydzi nędzą ubogiego, jak czytamy w Psalmach.
Z drugiej strony... Zacheusz nie tylko czekał... Biegł, wszedł na drzewo....
Co jesteśmy gotowi zrobić - ile, by spotkać Jezusa?
I co Mu damy - w podzięce za Jego Mega Miłość ?

piątek, 2 listopada 2007

Pogrzeb

Ach, co to był za pogrzeb!
Marcin Jakimowicz
Alina z Maćkiem wpadli na imprezę do znajomych z pracy. – Przepraszamy za spóźnienie, ale byliśmy na takim świetnym pogrzebie – zaczęli się usprawiedliwiać. – Na czym??? W pokoju zapadła krępująca cisza.
Ach, co to był za ślub – wzdychamy w zachwycie. Spotkałem jednak takich, którzy słowa te odnosili do pogrzebów, w których uczestniczyli. Czy to możliwe, by pełne bólu i cierpienia smutne uroczystości zamieniały się w świętowanie narodzin dla nieba? Możliwe. Gdy Alina i Maciek Sikorscy wypalili: „Byliśmy na świetnym pogrzebie”, zapadła niezręczna cisza. Sytuacja była o tyle głupia, że trafili właśnie w sam środek spotkania integracyjnego w pracy Maćka. Ludzie zastanawiali się: żartują? prowokują? Nie. Wracali z pogrzebu przyjaciela ze wspólnoty – znanego jazzowego kontrabasisty, 43-letniego Andrzeja Cudzicha. Zmarł na raka układu pokarmowego. O tym pogrzebie przed czterema laty było głośno w grodzie Kraka, a wiele osób wspomina go do dziś.

Jezus żyje i Janusz żyje
– Kilka miesięcy wcześniej pożegnałam mojego męża Janusza – opowiada Małgorzata Kotarba. – Pamiętam doskonale słowa ojca Pelanowskiego z tamtej Mszy pogrzebowej: „Jezus żyje i Janusz żyje. Jest obecny tu duchem, żywym duchem. Jego oblicze nie jest smutne, lecz radosne, bo nas kocha i jest poza zasięgiem cierpienia ciała, poza bólem choroby. Nie widzimy go, ale on nas lepiej widzi, widzi nas w duchu. Czujemy go. Nie będziemy też mówić, że on był, ale że jest. Janusz nie odszedł, on przyszedł do nas, wszedł w nas głębiej, stał się bardziej obecny”. Te słowa dały mi ogromną nadzieję. Miałam wrażenie, że chowam tylko ciało, ale naprawdę ten grób jest pusty. Gdy zmarł Andrzej Cudzich, bałam się o jego żonę Ewę i córkę Kasię. Odwiedziłam je w domu. Były zgaszone, sparaliżowane. Ale w czasie pogrzebu zobaczyłam coś niezwykłego: podniosły się. Ta ich pustka zamieniła się w pewność, że Andrzej poszedł do nieba. Do tego stopnia, że wzniosły do nieba ręce i zaczęły wielbić Boga. Był listopad, chłód, nowy cmentarz, przypominający zwykłe pole. Pusta kaplica, pożółkła trawa. Nic nie zapowiadało tak niezwykłej uroczystości…

Gdzie jest moja śmierć?
– Przyjechałam smutna, przybita i nie spodziewałam się, że otrzymam tak wielką dawkę nadziei – opowiada Alina Sikorska. – Andrzeja odprowadzali przyjaciele, muzycy. Grali tradycyjny jazz, Nowy Orlean. Ale prawdziwy cud zdarzył się dopiero nad grobem. Nastała chwila ciszy. Obrzędy skończone. Co robić? Iść do domu? Składać kondolencje? Ktoś zaintonował pieśń. Podjęli ją wszyscy. Nikt nie odchodził. Ludzie stali nad świeżutkim grobem i śpiewali. – Zaśpiewano „Zmartwychwstał Pan” – opowiada Maciek Sikorski – a mnie przeszły ciarki, dosłownie. Bardzo mocno na tym pustym cmentarzu zabrzmiały słowa: „Gdzie jest moja śmierć? Gdzie jest jej zwycięstwo?”. Staliśmy nad grobem i wielbiliśmy Boga. – Ludzie włączyli się w ten śpiew, wyglądało to dosłownie tak, jakby otwierali niebo na przyjęcie Andrzeja – dodaje Małgorzata Kotarba. – Pamiętam zdumioną minę niektórych muzyków jazzowych. Nie spodziewali się, że nad grobem można wielbić Boga. Przecierali oczy ze zdumienia.
Kasia, nie płaczesz?
– Powiem szczerze: miałam nie iść na pogrzeb taty – opowiada Kasia Cudzich – Nawet mama pozwoliła mi zostać w domu. Nie miałam sił, myślałam, że nie wytrzymam psychicznie tej uroczystości. Ale poszłam… I chwała Bogu. W najtrudniejszym momencie, gdy spuszczano trumnę do ziemi (teraz żartujemy, że to chwila, gdy wdowy czasami rzucają się na grób), zaintonowaliśmy pieśń wielbienia. Zaczęła się szczera modlitwa. Piosenka „Chwała”, którą napisał tata, była śpiewana aż dwa razy… Ludzie pytali: Kasiu, dlaczego nie płaczesz? A ja sama nie mogłam tego zrozumieć. To była ogromna łaska. Ten pogrzeb był w moim życiu punktem zwrotnym. Do dziś widzę, że Bóg mnie prowadzi.

– Nad samym grobem przyjaciele zaczęli wspominać Andrzeja – dopowiada Ewa, jego żona – ale to nie było rozdrapywanie ran. Ich słowa były przepełnione wiarą. Wtedy dotarło do mnie, że teraz Andrzej będzie grał z aniołami w niebie przed samym Bożym tronem na złotym kontrabasie. Ten pogrzeb ustawił nasz czas żałoby. Żałoba była w sercu, wewnętrzne cierpienie odzywało się jeszcze często, ale nie było żadnych manifestacji na zewnątrz. Po pogrzebie zaczęły się telefony, ludzie byli zdumieni. Dla nich ten pogrzeb był wielkim znakiem nadziei: na niebo, na nowe życie. – Zrozumieliśmy, że życie się tu nie kończy – szeptali do słuchawki. – Wszyscy wracaliśmy do domu przemienieni. Żegnało nas czyste niebo. Wyszliśmy ze smutku – uśmiecha się Alina Sikorska.

czwartek, 1 listopada 2007

Kumple z nieba

"Przyjdzie ten dzień, gdy przyjdę do Ciebie, zamknę oczy szukając Cię w niebie
Spotkamy się razem na wielkiej polanie, skończy się moje wędrowanie !"

To dziś myślimy właśnie o tym - "kiedy przyjdzie ten dzień" ("Rozpal mnie").
Z wielką zuchwałością patrzymy w stronę naszych Braci Orłów.

Jesteśmy zakochani w Boskim Słońcu, wciąż się w Nie - go wpatrując.
Wzlecieć nie jest w naszej mocy... Wzbić się... - tego nie potrafimy...
Czyż więc na zawsze pozostaniemy tu na dole?

Co zrobi kochający Ojciec ? Czy będzie czekał z założonymi rękami?

Przyjdzie po swe dziecko, próbujące się wdrapać ku Niemu.
Naszą windą, która uniesie nas aż do Nieba, są Twoje ramiona, o Jezu.


To słowa Swiętej. Pamiętajcie, Drodzy Przyjaciele - że Swięci, to nasi bracia, to nasi kumple !
Dniem i nocą służą nam swoją pomocą ! Wiele możemy się nauczyć poznając historię ich życia,
zwłaszcza czytając - jak poznali Pana oraz jak On przemieniał ich życie.

Teraz kolej na nas :) "Dołóżmy starań, aby poznać Pana !" (Oz 6, 3)
Swięty Augustyn mówił: "Skoro im się udało, dlaczegoż i nam nie miałoby się udać?"
Sami oczywiście nie damy rady.
Możemy ćwiczyć łażenie po skałkach, czy alpinizm duchowy - i tak nam to nic nie pomoże :)
"Łaską jesteśmy zbawieni !" (Por. Ef 2, 1-10).

P. s.
Szczerze zachęcamy do poznawania życiorysów i słów świętych. Ta dzisiejsza parafraza tekstu
św. Tereski - z tego postu- jest dostępna u nas na stronie w Word. Gorąco polecamy !

Z inne beczki

Witam wszystkich!
U nas wiosna, na liczniku 48 stopni ciepla! Lato zaczynamy pod koniec grudnia, bedzie jazda:)
Chce wam wrzucic pare motywow z ostatnich dni, o tym na co zwracac uwage. Tu w Paragwaju, i nie tylko, jest mase osob pod panowaniem Zlego ducha. Na kazdym kroku jest walka. Mase mlodych ludzi jest zniewolonych. Uprawiaja biala magie. Dzisiaj jest dzien czarownic, wiec dzieje sie duzo zla! W niedziele stoczylem otwara WALKE ZE ZLEM. Dziewczyna 17 lat w opresi. Takie sytuacje umacniaja wiare i pokazuja jaka moc ma Jezus i sakramentalia. Diabel mowil przez nia wiele rzeczy i ..... KIEDY WIDZIAL ROZANIEC, WODE SWIECONA, CUDOWNY MEDALIK, KRZYZ, RELIKWIE SWIETYCH, jak tez SPIEW DO DUCHA SW., MARYJNA, krzyczal w nieboglosy, ze go pali, nie moze tego zniesc. Po czterech godzinach z niej wyszedl. Pisze to, abyscie nie mnieli watpliwosci co do istnienia diabla i co do tego, ze Jezus jest Panem. Modl sie rozaniec, uzywaj wody swieconej, krzyza, medalika przede wszystkim MIEJ WIARE!!! Modlilo sie ze mna kilka osob, przewaznie sie z nich zly nasmiewal, ale kiedy zblizyla sie osoba, co ma wiare, krzyczal, nic nie moge ci zrobic, bo masz mocna wiare!!! Dlatego ci mowie siostro i bracie NIE BOJ SIE, TYLKO WIERZ!!!