"Och, ten Karol..." - z pewnością nieraz tak mówili jego bliscy, bo niezłym rozrabiaką był... ale do czasu... aż jak owieczka pozwolił Jezusowi, by go odnalazł i wziął na ręce. Rzecz o Karolu de Foucauld, błogosławionym Koscioła, którego dziś "po cichu" wspominaliśmy w liturgii, w rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Zdaje się, że już kiedyś o nim pisaliśmy, więc dziś zamiast życiorysu, który wszędzie można znaleźć, kilka słów od niego. Niech będzie jednym z naszych patronów nie tylko w tym Adwencie, ale i w Adwencie naszego życia, gdy czekamy na przyjście Pana.
"Ujrzał Lewiego (...) siedzącego w komorze celnej (Mk 2,14) - nie ma stanu tak godnego pogardy, z ktorego Ty nie chciałbyś duszy wyciagnąć, nie tylko, aby ją zbawić, ale by ją umieścić wśród swoich wybrańców, aby ją podnieść do wielkiej świętości. Wyciągasz z przydrożnego pyłu zagubioną i zdeptaną drahmę i przywracasz jej pierwotną piękność.Nigdy nie traćmy nadziei ani wobec samych siebie, ani też innych ludzi, ani kogokolwiek, choćby nie wiem, jak by pogrążony w swej deprawacji, choćby się wydawało, że wygasły w nim wszelkie dobre uczucia.Nie traćmy nigdy nadziei, nie tylko co do zbawienia, ale nawet co do możliwości osiągnięcia świętości godnej podziwu. Bóg jest wystarczajaco potężny, by tego dokonać ! Naszym obowiązkiem jest wszystkiego się spodziewać !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz