Strony
środa, 31 grudnia 2008
Comming III
Niektórzy zobaczyli Go i uciekli... Tak jak sie to zdarza nieraz mężczyznom, jak się dowiadują o pojawieniu się dziecka. Uciakają... by pojawić się znów na Wielkanoc... a potem znowu w nogi...
W tych dniach słyszymy słowa św. Jana: „Wyście Go poznali ! Juz Go znacie !”
Brzmi to jak ogłoszenie wyników egzaminów maturalnych: macie to w kieszeni, tą waszą wiedzę. Z matematyki – 5, z poznania wiedzy (np. z historii) – 4, z ponania Boga...?
To prawda troche Go znamy. Wciaz nie wiemy o Nim wszystkiego, ale chętniej wyruszamy w dalsza wędrówkę z Nim, by lepiej Go poznać, by dowiadywać sie o Nim nowych rzeczy. To jerdnak co juz o NIm wiemy, wystarcza nam , by isć za Nim, by uznać, że "warto dla tej Miłosci życ !" (Jan Paweł II, Słowo do młodych nad Jez. Lednickim, 1999)
Co zrobimy z tą wiedzą, z tym co o Nim wiemy? Po co Go poznajemy?
Po to by jescze bardziej byc do Niego podobni..., to jest naszym pragnieniem. Kiedy widzimy Jego piękno, jak jest pełen miłosci – chemy być jak On.
On przychodzi do nas by być naszym Bogactwem, Ojciec oddaje nam swój Najdroższy Skarb – swego Syna. Co zrobimy z Tym Skarbem?
Przychodzi, by byc naszą Siłą. Mocą. Przychodzi, abyśmy od Niego uczyli się Miłości !
wtorek, 30 grudnia 2008
Comming II
We wczorajszej Ewangelii słyszeliśmy o Symeonie i Annie. Całe swoje zycie czekali na Przyjscie Mesjasza. Całe życie czekali na tę Jedna chwilę... I doczekali się.... Nie tylko oni, czekali, cały naród czekał na przyjście Mesjasza, długo czekali.... I doczekali się...
Symeon i Anna całe swoje życie czekali na Jezusa. Całe ich życie było czekaniem... Sensem ich życia było czekanie... A teraz....? Teraz czekanie się skończyło... Oto widzieli jak na ich oczch spełnia sie ich gorące pragnienie – widzą Mesjasza.
Jezus przychodzi do nas... I Ty czekałeś na Niego, krótszą czy dłuższą chwilę... Ale przede wszystkim to On czekał na Ciebie... aż przyjdziesz do Niego, aż zdecydujesz sie na spotkanie... aż podważysz sie zaprosić Go do swego domu, do swego serca.
Co zrobić z tym Mesjaszem? Co z Nim począć? Co zrobić z tym Niemowlakiem? Mamy się Nim zaopiekować? Pobawić się z Nim?
Może nie za bardzo wiesz co z Nim zrobić...?
Całe wieki ludzie czekali na Mesjasza, a gdy przyszedł... nie wiedzieli co począć !
Ich przyjście zaskoczyło ich, jak śnieg, zaskakuje drogowców... Pan Kret zapowiada, że będzie snieg, a drogowcy zdziwieni, że spadł, jakby to było lato... (biedni drogowcy wszyscy na nich narzekają, a oni tak się starają... )
Co zrobić z Tym, który do nas przychodzi? Opiekowac się Nim? On nie potrzebuje opieki, to On nami się opiekuje ! Pobawić się z Nim? Przecież to Dziecko... Tak, ale nie jest to zwykłe Dziecko, to Bóg – Człowiek. Dla wielu ludzi jednak pozostaje tylkoo dzieckiem... może dlatego, ze ssami wciaz nie dorośli... I chcą sie Nim bawić i bawią sie z Nim: w chowanego, albo w jeszcze inne zabawy, kto kogo dogoni... Ludzie wymyslają różne zabawy... Myślą, że Bogu mozna wcisnać różne kity... Moze uwierzy, że Go kocham, tak jak chętnie wierzą dziewczyny w „I love you !”
poniedziałek, 29 grudnia 2008
Comming I Jezus naszym Bogactwem
Po co Jezus przyszedł do nas? Po co te odwiedziny („nawiedziło nas z wysoka wschodzące słońce”)? W ostatnim, czasie kilkakrotnie słyszeliśmy słowa ludzi, którzy płonęli z oczekiwania, na własnej skórze doświadczyli bardzo mocno przyjscia Boga – wejścia Boga w swoje życie. Było to np. wtedy, gdy Bóg „otworzył do tej pory zamkniete łono Anny, a także Elżbiety, było to wtedy kiedy Maryja usłyszała, że to właśnie Ona została wybrana przez Pana na Matkę Jego Syna. Jakie słowa słyszymy od nich: „Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia“ (Łk 1,53), „Moc zbawczą nam wzbudził" (Łk 1, 69), "Słabi przepasują się mocą (1 Sm 2, 4)".
Przychodzi, by być naszym Bogactwem, naszą Siłą …
Bóg powierza nam swój Skarb…
czwartek, 25 grudnia 2008

Dla wielu ludzi te święta to często - bądź co bądź - czas, kiedy szczególnie mocno dokucza samotność, a zarazem świadomość wielkiej bliskości Tego, któremu się chciało w te mroźną noc tupać..., podrózować, przebijać sie przez brzuch Mamy, by być z nami...
Wielu ludzi właśnie mróz odstrasza od niedzielnej Eucharystii, nasze serca często są oziebłe, zatwardziałe, skute lodem, a Jego nie odstraszył mróz i oziębłość tylu ludzi, wręcz przeciwnie – właśnie dlatego tym bardziej przyszedł !
Czym się Panu odpłacę?
Radości i pokoju od Jezusa, wytrwałej i cierpliwej Miłosci do Niego...
Fr. Adam M. Wolny OFM Conv
poniedziałek, 15 grudnia 2008
Jan od Krzyza
Przyjemniejszy jest Bogu jeden uczynek, choćby najmniejszy, spełniony w ukryciu z pragnieniem, by o nim nie wiedziano, niż tysiące innych z pragnieniem pokazania ich ludziom. Kto bowiem z najczystszą miłością pracuje dla Boga, nie tylko nie chce, by to ludzie widzieli, lecz nawet nie pragnie, by sam Bóg o tym wiedział, i owszem, choćby się Bóg o tym nigdy nie dowiedział, on nie zaprzestałby spełniać nigdy tych czynności z tą samą radością i miłością bezinteresowną.
Pod wieczór będą cię sądzić z miłości (4). Staraj się miłować Boga, jak On chce być miłowany, zapomnij o sobie samym.
Weź Boga za oblubieńca i przyjaciela, z którym byś zawsze chodził, a nie zgrzeszysz, nauczysz się kochać i wszystko ułoży się pomyślnie dla ciebie.
Cóż ci pomoże, że dajesz Bogu tę rzecz, gdy On innej żąda od ciebie? Poznaj, czego Bóg żąda od ciebie i spełnij to, a przez to lepiej zadowolisz swe serce, niż czyniąc co sam pragniesz.
Umartwiaj język i myśli i odnoś zawsze uczucia do Boga, a roz-płomieni się twój duch boskim żarem.
W samym tylko Bogu szukaj pokarmu dla duszy. Porzuć starania o rzeczy zewnętrzne, a nabywaj pokoju i skupienia serca.
Przylgnij z miłosną uwagą do Boga, nie pragnąc poznawać w Nim rzeczy szczegółowych.
sobota, 13 grudnia 2008
piątek, 12 grudnia 2008
Guadalupe
W pierwszej połowie XVI w. Najświętsza Maryja Panna objawiła się ubogiemu Indianinowi Juanowi Diego w meksykańskim Guadalupe. Objawienie na wzgórzu Tepeyac w Meksyku było pierwszym znanym objawieniem Maryjnym. Miało ono decydujące znaczenie dla chrystianizacji obu Ameryk. Najświętsza Maryja Panna wyręczyła w pracy misjonarzy. W ciągu kilku lat chrzest przyjęło około 9 milionów ludzi.
Juan Diego urodził się w 1474 r., a więc 18 lat przed przybyciem do Ameryki Kolumba, a jego indiańskie imię brzmiało Cuauhtlatoatzin, co można przetłumaczyć: "Ten, który przemawia jak orzeł".Zajmował się splataniem mat w zamieszkanym przez plemię Nahua mieście Cuautitlan. Wraz ze swoją żoną Malitzin (Marią Łucją) należał do tych nielicznych Indian, którzy jako pierwsi przyjęli chrzest (w 1524 r.). Po śmierci Marii Łucji przeniósł się do swego wuja do Tolpetlac. Wyróżniał się prostą, szczerą wiarą, pokorą i moralnym życiem.
O świcie 9 grudnia 1531 r. Juan Diego szedł do odległego o 15 km kościoła w Tlalteloco. U stóp wzgórza Tepeyac usłyszał nagle cudne dźwięki przypominające śpiew ptaków. Nagle śpiew ucichł i ze szczytu wzgórza przywołał go głos: "Juanito, Juanie Diego".
Idąc za głosem wszedł na szczyt wzgórza. Tam jego oczom ukazała się postać kobieca niezwykłej piękności odziana w jasną szatę. Jasność otaczała również miejsce, w którym Ona stała. Mówiła do Juana w jego ojczystym języku nahuatl.
Zapytała go, dokąd idzie, a gdy odpowiedział, zwróciła się doń tymi słowami: "Wiedz i zrozum dobrze, najpokorniejszy z moich synów, że jestem Świętą Maryją, zawsze Dziewicą, Matką Prawdziwego Boga, dla którego żyjemy, Stwórcy wszystkich rzeczy, Pana nieba i ziemi. Pragnę, by szybko wzniesiono tutaj świątynię, bym mogła w niej okazywać i dawać całą moją miłość, współczucie, pomoc i obronę, ponieważ jestem litościwą Matką, dla ciebie i dla wszystkich mieszkańców tej ziemi, i dla całej reszty tych, którzy Mnie kochają, wzywają i powierzają się Mi; słuchać będę tam ich płaczów i zaradzać wszystkim ich nieszczęściom, przypadłościom i smutkom. I aby wypełnić to, czego moja łaskawość wymaga, idź do pałacu Biskupa Meksyku, a tam powiesz mu, że wyrażam swoje wielkie pragnienie, aby tu, na tej równinie, zbudowano świątynię dla Mnie; dokładnie zdasz sprawę ze wszystkiego, co zobaczyłeś i podziwiałeś, i co usłyszałeś".
Posłuszny nakazowi Juan Diego ruszył do miasta, by przekazać życzenie Maryi biskupowi. Był nim wówczas Hiszpan, franciszkanin Juan de Zumarraga. Indianin powtórzył mu wszystko co usłyszał na wzgórzu Tepeyac. Niestety hierarcha nie chciał uwierzyć prostemu, stosunkowo niedawno ochrzczonemu Indianinowi. Zrezygnowany Juan Diego powrócił na miejsce objawienia. Tam znów ujrzał Niewiastę opromienioną jasnością. Z pokorą opowiedział Jej, co się stało. Tłumaczył, że jest osobą zbyt mało znaczącą, by pośredniczyć w takiej sprawie. Lecz Matka Boża chciała, żeby to właśnie on był Jej wysłannikiem. I nakazała mu ponowne udać się do biskupa.
Nazajutrz, w niedzielę, Juan Diego znów udał się do biskupa i powtórzył mu życzenie wyrażone przez Najświętszą Maryję Pannę. Hierarcha zaczął pytać o szczegóły. Dociekał, gdzie doszło do widzenia, jak wyglądała Niewiasta, która ukazała się na wzgórzu, jak się zachowywała, co mówiła. Niestety i tym razem de Zumaraga nie uwierzył. Stwierdził, że nie może przystąpić do budowy kaplicy, o którą prosiła Maryja, dopóki nie otrzyma wyraźnego znaku.
Juan Diego tak jak poprzedniego dnia, poszedł z siedziby biskupa prosto na spotkanie z Matką Bożą, by Jej powtórzyć słowa hierarchy. Wtedy Maryja poleciła: "Powrócisz tu jutro, abyś mógł wziąć znak, o który on prosi. Wówczas uwierzy i nie będzie już wątpił ani nie będzie podejrzliwy wobec ciebie".
W poniedziałek Juan Diego nie zjawił się jednak we wskazanym przez Maryję miejscu. Czuwał cały dzień przy wuju, który nagle bardzo ciężko zachorował. Stan chorego był tak poważny, że we wtorek nad ranem poprosił on siostrzeńca o sprowadzenie księdza z posługą sakramentalną.
Juan Diego śpiesznie wyruszył do Tlatilolco. Ze względu na niedotrzymaną obietnicę Indianin obawiał się spotkania z Maryją. Chciał więc okrążyć wzgórze Tepeyac, lecz Matka Boża zatrzymała go u podnóża wzniesienia. Pobladły ze strachu i wstydu Juan Diego padł na kolana i zaczął tłumaczyć, dlaczego nie zjawił się dzień wcześniej. "Nie bój się choroby twego wuja, ani żadnej innej choroby, ani niczego, co ostre i bolesne - odpowiedziała Najświętsza Panienka. - Czyż nie jestem tu, Ja, twoja Matka? Czyż nie jesteś w moim cieniu i pod moją opieką?".
Maryja zapewniła Indianina, że jego wuj nie umrze. Poleciła mu udać się na szczyt wzniesienia i zerwać tam kwiaty. Rzeczywiście, mimo zimy i mrozu na wzgórzu rosły piękne róże. Było to tym dziwniejsze, że szczyt pagórka był skalisty i dotychczas rosły na nim jedynie ciernie i osty. Gdy Juan Diego przyniósł kwiaty na dół, Maryja ułożyła je własnym rękami w fałdzie jego białego indiańskiego płaszcza - tilmy i nakazała mu zanieść je biskupowi jako znak.
Służba biskupa nie chciała wpuścić Juana Diego. Potraktowano go jak natręta, który zakłóca spokój duchownego. Jednak uderzyła ich cudowna woń, która otaczała Indianina. Gdy dostrzegli w jego tilmie kwiaty - rzecz niezwykłą o tej porze roku - zawiadomili swego pana. Wprowadzony przed oblicze biskupa Indianin opowiedział wszystko, co mu nakazała Matka Boża. A potem uchylił tilmy i wtedy róże wysypały się na podłogę. Świadkowie tej sceny ujrzeli, jak na tkaninie, w której jeszcze przed chwilą znajdowały się kwiaty, pojawił się wizerunek przedstawiający Matkę Bożą. Przejęci ludzie upadli na kolana i, za przykładem biskupa, zaczęli się modlić. Biskup zaś prosił Matkę Bożą o przebaczenie, że okazał taką nieufność. Nazajutrz razem z Juanem Diego udał się na wzgórze Tepeyac, by ustalić miejsce budowy kaplicy.
W tym dniu Matka Najświętsza ukazał się także choremu wujowi. Juan Bernardino ujrzał przepiękną świetlistą postać, która sprawiła, że poczuł się zupełnie zdrowy. Matka Boża poleciła mu, aby dał świadectwo o swoim uzdrowieniu biskupowi i by przekazał mu Jej imię, które ma być używane w odniesieniu do cudownego wizerunku na Tilmie: "Zawsze Dziewica, Święta Maryja z Guadalupe".
Pod wpływem objawień Pani z Guadalupe, wśród Indian rozpoczęła się wielka fala nawróceń, które dokonywały się spontanicznie. Według świadectwa jednego z ówczesnych franciszkanów, do 1541 r. wiarę przyjęło 9 milionów Indian. Masowy charakter chrystianizacji jest trudny do wytłumaczenia z naukowego punktu widzenia.
Jeszcze większą zagadką dla naukowców pozostaje cudowny wizerunek Maryi odbity na płaszczu Juana Diego, który przetrwał do naszych czasów. Wisi do dziś w sanktuarium wybudowanym w miejscu objawień. Znany jest jako obraz Matki Bożej z Guadalupe. W miarę stosowania przy badaniach wizerunku coraz nowocześniejszej aparatury mnożą się pytania, na które naukowcy nie potrafią znaleźć odpowiedzi.
Płaszcz, na którym odbity jest wizerunek Dziewicy, wykonany został z włókien agawy. To materiał bardzo nietrwały i rozpada się całkowicie po kilkudziesięciu latach. Tymczasem płaszcz z cudownym obrazem ma już prawie 500 lat. Jest to jedyna na świecie tego typu tilma, jaka się zachowała.
Obraz przez długi czas udostępniany był wiernym bez ograniczeń. Nieustannie dotykały go tysiące rąk, pocierano o niego różne przedmioty; był też narażony na dym z kadzideł i palących się świec. Powinien więc sczernieć i ulec zabrudzeniu, a tymczasem kolory na nim pozostają żywe i świeże, zaś całość sprawia wrażenie, jakby wizerunek został namalowany niedawno. Stwierdzono, że podłoże, na którym znajduje się wizerunek Maryi, z niewyjaśnionych powodów odpycha kurz i wszelkie mikroorganizmy.
Przeszło 200 lat temu pewien człowiek, któremu polecono wyczyścić ramę obrazu, niechcący wylał na malowidło kwas azotowy. Przerażenie ustąpiło zdumieniu, gdy okazało się, że kwas nie wyrządził wizerunkowi Maryi żadnej szkody. Powstała tylko plama, która po pewnym czasie sama znikła.
Na tkaninie nie znaleziono żadnych farb, żadnych barwników, ani pozostałości szkicu, który zwykle nanosi się przed rozpoczęciem malowania. Włókna po prostu są kolorowe, a to, co nadało im kolor, nie jest żadnym barwnikiem naturalnym. W dodatku barwy obrazu zmieniają się, zależnie od kąta patrzenia i odległości. Efektu tego nie da się osiągnąć żadną znaną techniką malarską.
Astronomowie stwierdzili, że gwiazdy widniejące na płaszczu Matki Bożej z Guadalupe są ułożone tak, jak wyglądało niebo nad miastem Meksyk w okresie objawień. Z jedną bardzo istotną różnicą: przedstawiono je z pozycji obserwatora patrzącego nie z naszej planety, ale "z zewnątrz". Tak, jak nigdy nie będzie mógł spojrzeć na sferę niebieską żaden człowiek!
Jeśli przyjrzeć się bardzo uważnie wizerunkowi NMP na tilmie Juana Diego, można dostrzec, że Maryja jest brzemienna (wskazuje na to wysoko zawiązana szarfa; ponadto w kulturze Indian brzemienne niewiasty przepasywały się czarną wstęgą). To szczególna zapowiedź, że Chrystus ma się narodzić pośród ludzi Nowego Świata. Trudno też nie dostrzec innego przesłania - przesłania przypominającego o świętości życia poczętego. Brzemienna Maryja z Guadalupe jest wyraźnym znakiem odczytywanym przez obrońców życia dzieci nienarodzonych na całym świecie.
Wśród wielu zagadek obrazu Matki Bożej z Guadalupe jedna wyjątkowo poruszyła badaczy. W 1929 r. pewien fotograf na znacznie powiększonych zdjęciach wizerunku odkrył w źrenicach Maryi odbicie twarzy brodatego mężczyzny. Dokładniejsze badania, wykonane w latach pięćdziesiątych, doprowadziły do ustalenia, że oblicze utrwalone w oku Niepokalanej Dziewicy bardzo przypomina twarz Juana Diego z najstarszych zachowanych portretów. Później dostrzeżono, że w źrenicy można rozpoznać jeszcze dwie inne osoby: biskupa i hiszpańskiego tłumacza. Wszystko wskazuje na to, że jest to utrwalona scena prezentacji tilmy z cudownym wizerunkiem przed biskupem Meksyku, Juanem de Zumarragą.
Badacze obrazu zwrócili także uwagę na fakt, że strój Maryi nie jest odzieniem typowym dla kobiet zamieszkujących Meksyk w czasach objawień. Ubiór przypomina raczej szaty noszone na Bliskim Wschodzie w czasach Chrystusa. Wizerunek przedstawia więc Maryję w stroju podobnym do tego, jaki nosiła Ona w Nazarecie. Wiele do myślenia daje fakt, że oblicze Najświętszej Panny nie jest białe jak twarze hiszpańskich kolonizatorów ani też ciemne jak oblicza azteckie. Maryja z cudownego wizerunku jest Metyską. Tym samym daje Ona świadectwo swej opieki nad wszystkimi ludźmi - niezależnie od rasy i koloru skóry.
Warte wspomnienia jest również cudowne ocalenie obrazu podczas zamachu bombowego w 1921 r. czyli w okresie prześladowania Kościoła katolickiego w Meksyku. Pewien komunista umieścił pod bezcennym obrazem Pani z Guadalupe kwiaty w wazonie i natychmiast pospiesznie opuścił świątynię. W wazonie ukryta była bomba zegarowa. Eksplozja została zaplanowana na czas, kiedy w sanktuarium miała odbywać się Msza św. Siła wybuchu zniszczyła wnętrze bazyliki, lecz sam obraz, znajdujący się najbliżej ładunku, pozostał nietknięty. Osłonił go metalowy krucyfiks, który przejął na siebie falę uderzenia. Cudem był także fakt, że bomba nie zabiła nikogo pośród wiernych modlących się w tym czasie w świątyni.
Mając na uwadze ogromne znaczenie objawień oraz wielką cześć, jaką duchowieństwo i wierni z całego świata otaczają Panią z Guadalupe, Kościół wprowadził do ogólnego kalendarza rzymskiego wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe, które obchodzone jest 12 grudnia. Zgodnie z decyzją Ojca Świętego Piusa XII Najświętsza Panna z Guadalupe czczona jest jako Królowa Meksyku i Cesarzowa Ameryk.
Juan Diego po objawieniach wyrzekł się wszelkich dóbr materialnych. Przekazał swoje gospodarstwo oraz dobytek wujowi i rozpoczął życie w całkowitym ubóstwie. Biskup Meksyku ustanowił go opiekunem kaplicy, która zgodnie z życzeniem Maryi powstała u stóp wzgórza Tepeyac i w której przechowywano Tilmę. Na mocy specjalnego zezwolenia Indianin mógł przyjmować Chrystusa w Komunii św. trzy razy w tygodniu (w tamtych czasach władze duchowne tylko w wyjątkowych wypadkach zezwalały na częste przystępowanie do Stołu Pańskiego).
Do sanktuarium Pani z Guadalupe każdego dnia przybywały tłumy pielgrzymów. Najświętsza Matka - zgodnie ze swą obietnicą - pocieszała tu strapionych, przywracała im radość życia oraz zdrowie duszy i ciała. Juan Diego opowiadał Indianom w ich ojczystym języku historię objawień oraz wyjaśniał im prawdy wiary chrześcijańskiej. Resztę swego czasu Indianin -pustelnik poświęcał na modlitwę, pokutę i kontemplację. Zmarł w opinii świętości w 1548 r., w wieku 74 lat. Został pochowany prawdopodobnie w swojej pustelni obok pierwszej kaplicy na wzgórzu Tepeyac.
czwartek, 11 grudnia 2008
Ciekawe
Kościół budzi wrogość, bo odbiera niektórym grupom społecznym monopol na bycie ofiarą. Pokazuje, że ofiarami są nie homoseksualiści, lecz dzieci, które oni chcą adoptować. Nie kobieta, która dokonuje aborcji, lecz jej dziecko, któremu nie dano się narodzić. Nie chory, któremu odmawia się „prawa” do eksperymentów z embrionalnymi komórkami macierzystymi, lecz ludzkie płody, którym nie pozwolono dalej się rozwijać. Do takich wniosków dochodzi Lucetta Scaraffia w noszącym datę 10 grudnia wydaniu L’Osservatore Romano. W artykule redakcyjnym powraca ona do antykościelnej kampanii, która w ostatnich tygodniach przeszła przez niemal wszystkie na świecie media. Pretekstem nagonki był sprzeciw Stolicy Apostolskiej w sprawie oenzetowskich dokumentów dotyczących depenalizacji homoseksualizmu, praw niepełnosprawnych, embrionalnych komórek macierzystych.
Watykańska felietonistka na próżno próbuje zrozumieć, dlaczego nie starano się dociec prawdziwych motywacji Kościoła i zamiast tego utrwalano fałszywy mit o Kościele jako nieludzkiej i bezlitosnej instytucji, kurczowo trzymającej się swych zakazów. Z dziennikarskiego punktu widzenia nie było to przecież trudne. Wystarczyło wsłuchać się w dobrze znane już argumenty Stolicy Apostolskiej i prześledzić prawdziwą zawartość poddanych pod głosowanie dokumentów. Dlaczego zatem tego nie uczyniono? Zdaniem Lucetty Scaraffii „Kościół katolicki płaci cenę za to, że jest na świecie jedyną liczącą się instytucją, która w sposób racjonalny sprzeciwia się praktykom i rozporządzeniom sprzecznym z godnością wszystkich ludzi, a przy tym ukazuje, kto tak naprawdę zasługuje na miano ofiary”. Głos Kościoła jest tym bardziej nieznośny, że w dzisiejszym świecie coraz częściej liczy się już nie tyle poszukiwanie prawdy i sprawiedliwości, co właśnie uporczywe przekonywanie o tym, że jest się ofiarą.
Za: L’Osservatore Romano: Kościół broni prawdziwych ofiar
Radio Watykańskie/jk
sobota, 29 listopada 2008
Adwent
Zaczynamy Adwent, a wraz z nim nowy rok liturgiczny. Pan mówi dziś kazdemu z nas: „Przyjdę niebawem !” Czy rzeczywiście czekasz na Jego przyjście?
Maleo w Afryce

Już od kilku dni znany polski muzyk, Darek Malejonek wraz z żona Elą i ekipą TvP jeździ po Afryce i uczestniczy w realizacji filmu o polskich wolontariuszach, którzy zostawiają wszystko i idąc za głosem serca jadą do Afryki pomagać ludziom w potrzebie, odpowiadają 100% na wezwanie. Wizyta w Afryce potrwa miesiąc. W planie wizyty sa takie kraje, jak Zimbabwe - Malawi - Tanzania - Etiopia - Rwanda - Gabon. W pewnym sensie można powiedzieć, że Darek i Ela są tam jak posłańcy przygotowujący drogę przed przybyciem Benedykta XVI (Jego wizyta zaplanowana jest na marzec 2009). Przedwczoraj ekipa odwiedziła dla hospicjum dla umierających na Aids, a wcześniej także ośrodek dla dzieci ulicy. Taka podróż to nie tylko frajda, ale niebezpieczeństwo nabawienia sie różnych chorób. Jest to przede wszystkim spotkanie z biedą i światem cierpienia. Tuż przed odlotem Malejonków otrzymaliśmy od nich wielki prezent (co niektórzy o nim wiedzą, inni dowiedzą sie w swoim czasie). Dlatego nasze serca są przepełnione wdziecznoscią, która staramy się spłacać naszą modlitwą. Wszystkich bardzo prosimy o modlitwę w ich intencji.
P.s.
Pierwsze wrazenia z pobytu w Afryce na stronie MRR w shoutboxie).
środa, 26 listopada 2008
Spóźnione, ale wciąż aktualne...
“Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie bardzo. Jak wielu osłupiało na Jego widok - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego.“ (Iz 52, 13-15).
Dwa rózne opisy, dotyczące tej samej Osoby – Jezusa Chrystusa Króla. Te opisy ukazuują nam, jak wygląda, abyśmy mogli Go poznać, gdy przyjdzie.
Wielu królów było w historii świata… jedni byli lepsi, inni gorsi… Żaden z nich nie może się równać z Jezusem. Nawet ci najlepsi, którzy naprawde miłowali swój lud. Jak przedziwny to Król… - klęka przed swoimi uczniami, aby umyć im nogi… !
Jak bardzo ukochał ludzi… ? Wszystko co czynił, to dlatego, aby ukazywać im swą
miłosć ku nim. Uzdrawiał chorych, karmił ich… Kiedyś, kiedy już był bardzo zmęczony, ludzie znowu przyszli, Jezus i wtedy znalazł dla nich czas, nie odesłał ich. Jak MU za to podziękowali? Niesprawiedliwym sadem. To była zapłata i podziękowanie zarazem za Jego Miłość !
Wielu ludzi, którzy mówią o sobie: „niewierzacy“, gdzieś tam w głebi serca jednak wierzą, ze Bóg rządzi światem. Widać to wtedy, gdy mają pretensje do Niego.
To ciekawe, jak bardzo ludzie pragną pokoju, miłości, a nic nie czynią by było go więcej w świecie. Wytykają Bogu, że na świecie są wojny, konflikty, a sami nie chcą słuchać Boga, gdy ich nawołuje do miłości. Cały czas Bóg jest niesprawiedliwie osądzany… Wielu chrześcijan modli sie codziennie: „Przyjdź królestwo Twoje !“, a zarazem nie czynią nic, by więcej ludzi poznalo i przyjęło Jezusa. Tak jak kiedyś Jezus umywał nogi swym Apostołom, tak i dziś chce umywać nas, nasze dusze.. Juz zakasał rękawy. Ilu katolików gardzi tym pragnieniem Jezusa? Może raz, dwa razy w roku daje Mu szansę.
Król stał się więźniem. Czeka na odwiedziny. „Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samého siebie, przyjawszy postac sługi.“ Chce ci służyć, pomagac ci… Jaką zapłatę daję Mu za Jego Miłosć? (Flp)
Kiedy św. Faustyna złożyła śluby wieczyste, zaraz po nich zobaczyła Jezusa, tak jak wyglądał po biczowaniu, i usłyszała: „Patrz, Kogo poślubiłaś…“
wtorek, 18 listopada 2008
Kururu czyli uwaga na ropuchy :)
Jadowite ropuchy zagrażają krokodylom w Australii - poinformowali eksperci.
Ropucha aga (Bufo Marinus), nazywana też kururu i żabą talerzową, została sprowadzona w 1935 roku do Australii jako broń biologiczna przeciwko szkodnikom upraw trzciny cukrowej. Szybko okazało się jednak, że choć agi są największymi z ropuch, nie dosięgają do górnych części trzciny. Dlatego opuściły suche i niegościnne plantacje, same stając się plagą.
Gatunek ten ma na wyjątkowo duże zauszne gruczoły jadowe; cała skóra tego płaza z Ameryki Środkowej i Południowej pokryta jest licznie mniejszymi gruczołami jadowymi, sucha i szorstka.
"Kururu jest odpowiedzialna za wyginięcie ponad połowy krokodyli w niektórych rzekach Terytoriów Północnych Australii. Niedawne badania w rzece Wiktorii ujawniły, że w ciągu roku 77% krokodyli zginęło w wyniku zetknięcia się z jadowitymi ropuchami - powiedział prof. Keith Christian z uniwersytetu Charlesa Darwina.
Tempo, w jakim krokodyle giną, jest niepokojące - uważają naukowcy. Agi opanowały już ponad milion kilometrów kwadratowych. Zabijają węże, jaszczurki i drapieżne ssaki, zaczęły wypierać rodzime żaby, zjadają też pszczoły.W zeszłym roku inicjatywa władz, by za zwalczanie ropuch wzięli się golfiści, spotkała się oburzenie stowarzyszeń obrońców przyrody, domagających się bezbolesnego uśmiercania zwierząt.
poniedziałek, 17 listopada 2008
Mikołaj, Gadu – gadu i Arka Noego.
Płyta jest owocem doświadczeń zespołu, głównie lidera Roberta Friedricha z ostatnich dwóch lat (od czasu wydania „Subito - sancto”). Jak mówi Robert: „Na tej płycie jest dużo o tym, że Pan Bóg jest dobry i wierny...”
Na płycie m. in. piosenka o Maryji, która mówi Bogu: „tak!”. „Ostatnio jak leżałem w szpitalu to miałem takie pragnienie, że pierwsze co zrobię, jak wyjdę ze szpitala, to napiszę piosenkę o Maryji.” Jak tłumaczy lider i założyciel Arki Noego: „Ta cała historia, która się wydarzyła Józefowi i Maryji może sie i nam wydarzyć, każdego dnia to się może zdarzyć. Kiedy ktoś przychodzi do nas i przepowiada nam głosi Dobrą Nowinę jest jak anioł i wtedy albo się w nas poczyna Dzieciątko Jezus i rodzi się w nas Jezus i zaczynamy mieć nature Jezusa, albo nie...”
Na tej płycie jest też dużo świętych. Będzie też piosenka o rozeznawaniu, bedzie też o tym, żeby się nie dać oszukać - o robaczywych jabłkach – zdrapkach... Będzie też piosenka o tym, że bez Pana Boga ciężko jest udźwignać ciężar („Nie udźwignę tego sam do pomocy Ciebie mam”), czyli coś jak Mały Bajtel :)
„Jest też piosenka o pracowitym robocie, który się zakochał i nie ma czasu – to jest piosenka o mnie, ale też o każdym, który dużo robi, a nie ma czasu przytulić się do Jezusa. Ostatnio byliśmy z dziećmi na bajce Wall-e (czyt. Łoli) i tam mi sie podobało, że ten zapracowany łoli w końcu sie zakochał. I ja też mam taką nadzieje, że w końcu tak sie zakocham w Jezusie, że zostawię wszystko i bedę tylko przy Nim, nie jak ta Marta, co o wszystko dbała a przytulic do Jezusa czasu nie miała”.
Więcej szczegółów z nowej płyty nie ujawniam, sami możecie je poznać słuchając wywiadu jaki Litza udzielił naszym braciom z Elbląga. Słuchając go, będziecie mogli też usłyszeć również jedną z nowych piosenek Arki (właśnie tę o Maryji).
O nowej płycie Arki, jak i o przeróżnych planach, ale i o zaczętych juz projektach związanych z Armią i 2 Tm 2, 3, a takze o różnych niespodziankach, które Robert i spółka przygotowują, możecie posłuchać tu:
http://www.frater.elblag.pl/2008/frater_19.mp3
(wywiad z Litzą zaczyna się w drugiej połowie podkastu - odcinek 19.)
środa, 12 listopada 2008
Wojna w Kongo

Gen wojny w Afryce
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego
45 tysięcy Kongijczyków w ostatnich dniach opuściło swe domy. Uciekają pieszo, w strugach deszczu. Brakuje wody, żywności i lekarstw. Wznowienie działań wojennych we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga doprowadziło do katastrofy humanitarnej.
Wojna jest wpisana w DNA każdego, kto urodził się na północ od jeziora Kivu. Na tych terenach trwa wojna, najkrwawsza od czasów II wojny światowej. Od 2003 r. pochłonęła już 5,5 mln ludzkich istnień. Jednak nawet my nie spodziewaliśmy się, że może dojść aż do takiej eskalacji konfliktu. W oczach 30-letniej Kongijki widać rezygnację. Uciekła na Zachód przed okropnościami wojny. Kiedy zaczynamy rozmawiać, prosi: Pisz tak, by nie było wiadomo, kim jestem. Tę prośbę usłyszę jeszcze wielokrotnie, pytając o przyczyny tragedii.
O tym, że Perła Afryki, jak popularnie nazywa się ten zakątek Czarnego Lądu, stoi w ogniu, pisałam w sierpniu (GN 33/2008). Przyzwyczajeni do skomplikowanej sytuacji misjonarze mieli wtedy nadzieję, że „ogień potli się i zgaśnie”, jak już wielokrotnie bywało w ciągu ostatnich 10 lat. Przywódca rebeliantów Laurent Nkunda zerwał jednak 28 sierpnia porozumienie pokojowe.
Grabieże, mordy i masowe gwałty przybrały na sile. Ludzie po raz kolejny zebrali swój skromny majątek i wyruszyli w drogę. Spekulanci zaczęli podbijać ceny. Fasola, będąca głównym źródłem pożywienia, z 20 dolarów za worek podskoczyła do 95. Kongijczycy przebijając się przez dżunglę, dochodzą do obozów, gdzie zamiast domów zostaje im przydzielony numer uchodźcy. Jest ich już 1,6 mln. Nie mają żadnych środków do życia.
Za: wiara.pl
wtorek, 11 listopada 2008
Tymoteusz w trasie
czwartek, 6 listopada 2008
„Drogie dzieci! W szczególny sposób wzywam was, abyście się modlili w moich intencjach, aby poprzez wasze modlitwy powstrzymać plan szatana wobec ziemi, która codziennie coraz bardziej oddala się od Boga, a w miejscu Boga umieszcza siebie i niszczy wszystko to, co jest piękne i dobre w duszy każdego z was. Dlatego dziatki uzbrójcie się w modlitwę i post, abyście byli świadomi jak bardzo Bóg was kocha i wypełniali wolę Bożą. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie."
wtorek, 4 listopada 2008
Kochajmy Pana!
Powinniśmy spowiadać się przed kapłanem ze wszystkich grzechów naszych i przyjmować od niego Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa. Kto nie spożywa Jego Ciała i nie pije Jego Krwi (por. J 6, 55. 57), nie może wejść do Królestwa Bożego (J 3, 5). Niech jednak spożywa i pije godnie, ponieważ kto niegodnie przyjmuje, sąd sobie spożywa i pije, nie rozpoznając Ciała Pańskiego (por. 1 Kor 11, 29), tj. nie odróżnia [od innych pokarmów]. Wydawajmy również godne owoce pokuty (Łk 3, 8). I kochajmy bliźnich jak siebie samych (por. Mt 22, 39). A jeśli kto nie chce kochać ich tak jak siebie, niech im przynajmniej nie wyrządza zła, lecz niech im czyni dobrze.
Powinniśmy również pościć i powstrzymywać się od nałogów i grzechów (por. Syr 3, 32), i od nadużywania pokarmów i napoju, i być katolikami. Powinniśmy również nawiedzać często kościoły oraz szanować i czcić duchownych, nie tyle dla nich samych, bo mogą być grzesznikami, ile dla ich urzędu i posługi wobec Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, które oni konsekrują na ołtarzu, sami przyjmują i innym udzielają. I bądźmy wszyscy mocno przekonani, że nikt nie może inaczej się zbawić, jak tylko przez święte słowa i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, które duchowni głoszą, przekazują i udzielają. I tylko oni powinni to wypełniać, a nikt inny. Zwłaszcza zaś zakonnicy, którzy wyrzekli się świata, mają obowiązek czynić to, co większe i lepsze, ale i tamtych nie zaniedbywać (por. Łk 11, 42).
Powinniśmy mieć w nienawiści ciała nasze z wadami i grzechami, bo Pan mówi w Ewangelii: wszelkie zło, występki i grzechy z serca pochodzą (por. Mt 15, 18-19; Mk 7, 23). Powinniśmy miłować naszych nieprzyjaciół i dobrze czynić tym, którzy, nas mają w nienawiści (por. Mt 5, 44; Łk 6, 27). Powinniśmy zachowywać przykazania i rady Pana naszego Jezusa Chrystusa. Powinniśmy również wyrzec się siebie samych (por. Mt 16, 24) i poddać nasze ciała pod jarzmo służby i świętego posłuszeństwa, jak to każdy przyrzekł Panu. I żaden człowiek nie może być zobowiązany na mocy posłuszeństwa słuchać kogokolwiek w tym, co jest wykroczeniem lub grzechem.
Nie powinniśmy być mądrymi i roztropnymi według ciała (por. 1 Kor 1, 26), lecz raczej bądźmy prostymi, pokornymi i czystymi. I miejmy w pogardzie i poniżeniu nasze ciała, bo wszyscy z własnej winy jesteśmy nędzni i zepsuci, cuchnący i robaki, jak mówi Pan przez proroka: Ja jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda pospólstwa (Ps 21, 7). Nie pragnijmy nigdy górować nad innymi, lecz bądźmy raczej sługami i poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu ze względu na Boga (1 P 2, 13). A na tych wszystkich i te wszystkie, które będą to czynić i wytrwają aż do końca, spocznie Duch Pański (por. Iz 11, 2) i uczyni w nich mieszkanie i miejsce pobytu (por. J 14, 23). I będą synami Ojca niebieskiego (por. Mt 5, 45), którego dzieła czynią. I są oblubieńcami, braćmi i matkami Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Mt 12, 50). Jesteśmy oblubieńcami, gdy dusza wierna łączy się w Duchu Świętym z Jezusem Chrystusem. Jesteśmy prawdziwie braćmi gdy spełniamy wolę Jego Ojca, który jest w niebie (por. Mt 12, 50). Jesteśmy matkami, gdy nosimy Go w sercu i w ciele naszym (por. 1 Kor 6, 20) przez miłość i czyste i szczere sumienie, rodzimy go przez święte uczynki, które powinny przyświecać innym jako wzór (por. Mt 5, 16).
sw.Franciszek
Franciszek
Wszyscy, którzy miłują Pana z całego serca, z całej duszy i umysłu, z całej mocy (por,. Mk 12, 30) i miłują bliźnich swoich jak siebie samych (por. Mt 22, 39), a mają w nienawiści ciała swoje z wadami i grzechami, i przyjmują Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, i czynią godne owoce pokuty: O, jakże szczęśliwi i błogosławieni są oni i one, gdy takie rzeczy czynią i w nich trwają, bo spocznie na nich Duch Pański (por. Iz 11, 2) i uczyni u nich mieszkanie i miejsce pobytu (por. J 14, 23), i są synami Ojca niebieskiego (por. Mt 5, 45), którego dzieła czynią, i są oblubieńcami, braćmi i matkami Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Mt 12, 50). Oblubieńcami jesteśmy, kiedy dusza wierna łączy się w Duchu Świętym z Panem naszym Jezusem Chrystusem. Braćmi dla Niego jesteśmy, kiedy spełniamy wolę Ojca, który jest w niebie (por. Mt 12, 50). Matkami, gdy nosimy Go w sercu i w ciele naszym (por. 1 Kor 6, 20) przez miłość Boską oraz czyste i szczere sumienie; rodzimy Go przez święte uczynki, które powinny przyświecać innym jako wzór (por. Mt 5, 16). O, jak chwalebna to rzecz mieć w niebie świętego i wielkiego Ojca! O, jak świętą jest rzeczą mieć pocieszyciela, tak pięknego i podziwu godnego oblubieńca! O, jak świętą i cenną jest rzeczą mieć tak miłego, pokornego, darzącego pokojem, słodkiego, godnego miłości i ponad wszystko upragnionego brata i takiego syna: Pana naszego Jezusa Chrystusa, który życie oddał za owce swoje (por. J 10, 15) i modlił się do Ojca mówiąc: Ojcze święty, zachowaj w imię twoje tych (J 17, 11) których Mi dałeś na świecie; Twoimi byli i dałeś Mi ich (por. J 17, 6). I Słowa, które Mi dałeś, dałem im; a oni przyjęli i prawdziwie uwierzyli, że od Ciebie wyszedłem i poznali, że Ty Mnie posłałeś (por. J 17, 8). Proszę za nimi, a nie za światem (por. J 17, 9). Pobłogosław i uświęć (por. J 17, 17), i za nich samego Siebie poświęcam w ofierze (J 17, 19). Nie tylko za nimi proszę, ale za tymi, którzy dzięki ich słowu uwierzą we Mnie (por. J 17, 20), aby byli poświęceni ku jedności (por. J 17, 23), jak i My (J 17, 11). I chcę, Ojcze, aby i oni byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, żeby oglądali chwałę moją (por. J 17, 24) w królestwie Twoim (Mt 20, 21). Amen.
sw.Franciszek
sobota, 1 listopada 2008
Badz swietym!
„Takich dusz, jak twoja, szukam i pragnę, ale mało ich jest; twoja wielka ufność ku mnie zniewala mnie do ustawicznego udzielania ci łask” (Dz. 718).
„...trzy cnoty niech cię zdobią szczególnie: pokora, czystość intencji i miłość”
(Dz. 1779).
„Byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. (...) umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym
z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest. (...) zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że piekło jest. (...) nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze...” (Dz. 741).
„W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. (...) największym dla nich cierpieniem jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję „Gwiazdą Morza”. Ona im przynosi ochłodę” (Dz. 20).
„...byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają nieustannie cześć i chwałę Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do źródła wszelka chwała i cześć uszczęśliwienia i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga. (...) To źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia” (Dz. 777).
s.Faustina
Podnieście głowy
Św. Jan zachęca byśmy popatrzyli właśnie na tę Miłość, byśmy się w nią wpatrywali. Nie chodzi o to, byśmy tylko sie wpatrywali w nią, ale i byśmy jej doświadczali, bo nie tylko "nazywamy się dziećmi Bożymi, ale rzeczywiscie nimi jesteśmy"; owszem: stworzeni, a nie zrodzeni. W Jezusie i przez Niego, i dzięki Niemu mamy przystęp do Ojca. Nie musimy czekać, aż bedziemy w niebie, by doświadczać miłości Boga.
Trzeba być świadomym celu swej drogi: wiedzieć po co się żyje i dla kogo. Nawet jesli nie masz juz nikogo na tym świecie, albo tak ci się przynajmniej wydaje, wiedz: masz dla Kogo żyć !
Trzeba być świadomym celu swej drogi. Wielu ludzi niestety nie jest... "Bóg jest miłoscią. Dla tej miłosci warto żyć Miejcie odwagę życ dla miłości!"
Pamietaj Bóg Cie kocha, ale i pragnie Twej miłosci !
środa, 29 października 2008
Cobyśmy się nie zdziwili....
Jedno ze zdań, które usłyszeli lub usłyszą ci, co chcieli czy też bedą chcieli dostać sie do nieba brzmi: Nie znam was !.
Owce są znane Pasterzowi. Razem z Nim są bezpieczne. Idą za Nim. Słuchają Jego głosu i idą za Nim.
Możemy powiedzieć, że ci ludzie daremnie czekający na wejście do Królestwa czują sie zawiedzeni, oszukani... Ktoś ich oszukał... Tylko kto? Bóg? Nie, On od początku stawiał sprawę jasno... Jest taki jeden, który od początlku wszystkich oszukuje... Jezus o nim mówił: "ojciec kłamstwa". To on zawsze wszysto czyni, by odciagnął nas od Dobrego Pasterza.
Jak nabrał tych biednych ludzi i jak nabiera ich dziś? Jakiej używa metody? Bardzo prostej... Po prostu wmawia im, że oni już są świeci..., że nie mają grzechów...., ze dadza radę...sami, poradzą sobie bez pasterza...
Tak naprawdę wszyscy idziemy w tym samym kierunku... Nawet, choć niektórzy wydaje się ida w stronę piekła, inni w stronę nieba. Spotkamy się jednak.... "na wielkiej polanie"....
Św .Paweł napisał: "Wiem, komu uwierzyłem !" A Ty wiesz komu uwierzyłeś? Za kim idziesz?
wtorek, 28 października 2008
Nowy IZRAEL
Powrot
czwartek, 23 października 2008
Matka Boża często poleca post, ponieważ pomaga on wierze. Dzięki niemu człowiek otrzymuje, potwierdza i ugruntowuje władzę nad sobą. Tylko taki człowiek, który panuje nad sobą, może stać się wolny i oddać siebie Bogu i blizniemu tak, jak tego wymaga wiara. Post gwarantuje człowiekowi, że jego oddanie wierze jest szczere i pewne. Pomaga w wyzwoleniu się z wszelkiego rodzaju niewolnictwa, a przede wszystkim od grzechów. Kto tylko nie jest sobą, jest niewolnikiem. Zatem post pomaga człowiekowi w przezwyciężaniu tęsknoty za przesadnymi uciechami, które łatwo doprowadzają do beztroskiego używania dóbr doczesnych, jakże potrzebnych innym jako minimum biologiczne.
Poprzez post gromadzą się dobra, dzięki którym może się urzeczywistnić miłość wobec biednych i nieszczęśliwych i chociaż do pewnego stopnia dojść do złagodzenia różnic pomiędzy nimi a bogatymi. Post leczy niedostatek u jednych, nadmiarem, u innych niedostatkiem. Tym się na swój sposób odnawia oblicze świata, który jest dzisiaj szczególnie zagrożony ogromnymi różnicami pomiędzy bogatymi i biednymi (Północ i Południe).
teks z Medugorje
(Dz 201)
W cierpieniach nie szukam pomocy w stworzeniach, ale Bóg mi jest wszystkim, chociaż mi nieraz się zdaje, że Pan mnie nie słyszy, uzbrajam się w cierpliwość i milczenie, jako gołąb nie skarży się ani ma żal, kiedy mu dziecię biorą. Chcę szybować w sam żar słońca i nie chcę się zatrzymywać na oparach. Nie ustanę, bo na Tobie oparłam się – Mocy moja.
(Dz 209)
sw.Fausyna
niedziela, 12 października 2008
Warto wiedzieć...
Jak zauważył bp Andrzej Suski, Ojciec Święty pilnie notuje wszystkie wypowiedzi. Zdaniem ordynariusza toruńskiego, są one dla niego materiałem do przemyśleń, bo wydobywa z każdej jakiś nowy element.
Ze szczególnym entuzjazmem przyjmowano wypowiedzi będące jednocześnie świadectwem. Można do nich zaliczyć wystąpienie bpa Josepha Võ Đúc Minha z Wietnamu, mówiącego o prześladowaniach chrześcijan w jego ojczyźnie. Na dramatyczną sytuację chrześcijan w Indiach zwrócił uwagę kard. Varkey Vithayathil. Arcybiskup większy Ernakulam-Angamaly obrządku syro-malabarskiego zaznaczył, że w jego ojczyźnie ofiarą fundamentalistów padło około osiemdziesięciu osób, a tysiące zmuszono do ucieczki. Z kolei dramatyczny apel o solidarność z chrześcijanami w Ziemi Świętej wystosował łaciński patriarcha Jerozolimy Fouad Twal.
Wiecej na serwerach katolickich, m. in. www.e.kai.pl, www.wiara.pl
poniedziałek, 6 października 2008
Cos od sw. Faustyny
W nocy odwiedziła mnie Matka Boża z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Radość napełniła duszę moją i rzekłam: Maryjo. Matko moja. czy Ty wiesz, jak strasznie cierpię? — I odpowiedziała mi Matka Boża: Wiem, ile cierpisz, ale nie lękaj się, ja współczuję z tobą i zawsze współczuć będę. Uśmiechnęła się serdecznie i znikła. Natychmiast powstała w duszy mojej siła i wielka odwaga. Jednak trwało to tylko jeden dzień. Piekło jakoby się sprzysięgło przeciw¬ko mnie. Nienawiść straszna zaczęła się wdzierać duszy mojej, nienawiść do wszystkiego, co święte i Boże. Zdawało mi się. że te udręki duszy mają być stałym udziałem mojego istnienia. (dz.25)
niedziela, 5 października 2008
70 tka Faustyny
piątek, 3 października 2008
TRANSITUS
Jak napisał św. Bonawentura w "Życiorysie większym", św. Franciszek tuż przed śmiercią przywołał do siebie braci, pobłogosławił ich i polecił by trwali w bojaźni Bożej. Poprosił o odczytanie fragmentu Ewangelii wg św. Jana, rozpoczynającego się od słów "Było to przed Świętem Paschy..." (J 13,1). Następnie zaczął odmawiać Psalm 142 "Głośno wołam do Pana, głośno błagam Pana". Swoje życie zakończył mówiąc: "Na mnie czekają sprawiedliwi, aż mnie wynagrodzisz"
Franciszek umierał w cierpieniu, był prawie niewidomy, z krwawiącymi ranami - stygmatami, pełen lęku o losy zakonu. Tuż przed śmiercią kazał położyć się na ziemi, tuż przy swojej ukochanej kapliczce Matki Bożej Anielskiej, nazywanej Porcjunkulą, czyli "Cząsteczką". Pochowano go w kościele św. Jerzego w Asyżu, a w 1230 r. ciało przeniesiono do asyskiej bazyliki św. Franciszka, gdzie spoczywa do dzisiaj.
W czasie "Transitusu" franciszkanie i wierni, trzymając w dłoniach zapalone świece, przypominają sobie ostatnie chwile życia św. Franciszka. Również dziękują za tego niezwykłego Świętego, który do końca ukochał Boga i wszystkie stworzenia, a nawet śmierć nazywał swoją siostrą, która prowadzi ludzi do Stwórcy. Nabożeństwo kończy się ucałowaniem relikwii św. Franciszka.
Stróże
Wszystkim chciałbym przypomnieć słowa Jana Pawła II: "Jak każde dziecko modliłem się do Anioła Stróża. Z biegiem lat moja wiara w Jego obecność stale rośnie. Mój Anioł Stróż stale jest przy mnie, wiec o robię." (Wstańcie chodźmy, cytat z pamięci)
środa, 1 października 2008
Świeta złodziejka

+ Dziś sw. Tereski. Kiedyś powiedziała, ze jak będzie w niebie, to będzie Bogu wykradała łaski dla ludzi. Oczywiście to taki żarcik, bo wiedziała doskonale, ze kiedy z dziecięcą ufnoscią zwróci sie do Boga dostanie od Niego wszystko, co tylko słuzy zbawieniu dusz. Módlmy się do niej z ufnością.
Na stronie naszego bandu: www.ad.franciszkanie.pl
Mozna cos pocztać z Jej tekstów (w word)
Takze tu:
http://www.karmel.pl/klasyka/index.php
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/teresa_mysli3.html
Tu można tez luknąć na fotki Tereski:
http://www.karmel.pl/hagiografia/martin/index.php
List z maszyny - cd
– Czasem przychodził do kaplicy i zwierzał się ministrantom, jak to było z malowaniem obrazu Jezusa Miłosiernego przez Kazimirowskiego w Wilnie. Zakładał wtedy albę i pozował malarzowi – pokazuje obraz w ołtarzu kaplicy Józef Matysewicz. – Chrystus na obrazie ma jego ręce. Teresa Matysewicz poznała księdza podczas odmawiania Różańca w kaplicy: – Jedna siostra, taka raptuska, kazała mi poprowadzić Różaniec za zmarłych, ale odmówiłam, bo nie wiedziałam, jak to się robi. Ksiądz wyszedł z konfesjonału: „Dziecko, ja cię nauczę” i zabrał mnie na spacer. Wtedy ulica Poleska była jeszcze taką polną drogą, trzy razy nią przeszliśmy i już wiedziałam, jak to się robi. Do kaplicy i sióstr Świętej Rodziny, a teraz Jezusa Miłosiernego zawsze przychodzili potrzebujący wsparcia. Pani Teresa była świadkiem, jak ksiądz oddał swoje świeżo kupione buty bezdomnemu, który przyszedł po prośbie w szmatach owiniętych na nogach. – Gdy jedna z sióstr zaczęła narzekać, co zrobił, on spokojnie odpowiedział: „Ja mam buty, a on ich nie miał…”. I został w swoich starych kamaszach. – Tu dotąd zaglądają wierni, którzy przychodzili za czasów ks. Sopoćki – opowiada s. Dominika Steć. – Niektóre twarze można rozpoznać na zdjęciach z tamtych czasów, tyle że dziś są zmienione przez czas. Kiedy w sierpniu odsłonięto przed domem zakonnym pomnik księdza, wielu znających go komentowało: „Takiego go pamiętam w chwili zadumy”.
Czerwony konfesjonał
Dom, w którym zachował się pokój księdza, zbudowano w 1881. Taki dworkowy, z autentycznym parkietem, po którym ks. Sopoćko pod koniec życia chodził, szurając nogami – opowiada siostra. – „Gdzie poszedł?” – pytały siostry, troszcząc się, czy nie zasłabł, kiedy nie było słychać jego kroków. „Gdzie poszedł, to poszedł” – odpowiadał żartem. Tu przywieziono meble z ul. Złotej, ale przed przeprowadzką na ostatnie miejsce zamieszkania ksiądz wszystko rozdał. – Część poszła do rodziny, część do sióstr do Myśliborza, reszta do seminarium – mówi s. przełożona. Dziś stoją tu dwa biurka. – Jedno ze śladem dna szklanki, bo zalał wrzątkiem ziółka i poszedł komuś otworzyć drzwi, a potem zapomniał, że zostawił szklankę na blacie – rekonstruuje wydarzenia s. Dominika. – Konfesjonał do dziś stojący w kaplicy też pamięta księdza. Ustawiały się przed nim takie kolejki chętnych do spowiedzi, że robił się czerwony – pamiętają Matysewiczowie. A przed wejściem do domu zakonnego widnieją słowa ks. Sopoćki: „Głosić Ewangelię to nie znaczy mówić, że ludzie mają się nawrócić, ale że Bóg jest dobry dla grzeszników” . – Ksiądz jest święty, bo gdyby nie on, nie wiadomo, jak by się skończył wypadek w 1989, kiedy wykoleił się pociąg wiozący cysterny z chlorem na Białoruś – mówi z przekonaniem Józef Matysewicz. – Właśnie w tym miejscu lubił spacerować i odmawiać brewiarz. Eksperci mówili, że gdyby cysterny pękły, w promieniu 3 km zamarłoby życie. Tak się nie stało, wierzymy, że to jego zasługa. I ten dom zakonny też przetrwał.
Wiecej na wiara.pl
List -cd
W domu przy Poleskiej od 1970 do 1977 miały swoją siedzibę ss. Misjonarki św. Rodziny, u których został kapelanem i rezydentem. W 1995 sprowadziły się tu ss. Jezusa Miłosiernego, zgromadzenie, które założył. Józef Matysewicz z żoną Teresą mieszkali na pobliskim osiedlu: – Znałem księdza z widzenia, już od 1955, jak spacerował Poleską. „Pochwalony” – mówiłem. „Pochwalony” – odpowiadał i szedł sobie – wspomina. – Gdy przechodził koło mojego bloku, dzieci podbiegały, każde głaskał, cukierka dał. Takim go pamiętam, w pelerynce i kapeluszu. Od 1970 do 1975 r. Józef Matysewicz pomagał księdzu i siostrom zakonnym przy domowych naprawach w klasztorze. – Tu była klauzura, ale miałem prawo za nią wejść, byłem jak brat zakonny – śmieje się. – Gdy syn zaczął chodzić na religię, pierwszy raz tu zajrzałem i widzę, że ks. Sopoćko kituje okno. Pomogłem mu, i tak to się zaczęło. Pan Józef był specem od wszystkiego. A to instalował dzwonek do drzwi, a to spawał łańcuch do krzyża, który ksiądz musiał nosić jako kanonik kapituły katedralnej. Ale też podtrzymywał księdza podczas Mszy, kiedy ten czuł się słabo. – Jak Msze odprawiał, to z wielkim namaszczeniem, przy Przeistoczeniu podnosił ręce, trzęsące się, z Hostią, i to robiło wrażenie – pamięta żona Józefa, Teresa Matysewicz, która pomagała siostrom w kaplicy. – Kiedy postawiono ołtarz przodem do wiernych, stawał tak, żeby tabernakulum nie znajdowało się całkiem za jego plecami. Chciał, żeby na tym osiedlu powstał kościół Bożego Miłosierdzia, ale zamiast niego, zbudowano szkołę. No to dopingował do rozbudowy kaplicy. Sam nie mógł propagować kultu Bożego Miłosierdzia, ale zachęcał świeckich, żeby prywatnie odmawiali Koronkę i wprowadzili zwyczaj odmawiania jej w kościele farnym – opowiadają Matysewiczowie. „Jeszcze nie zrobiłem wszystkiego dla Miłosierdzia, mogę więcej” – powtarzał.
List na maszynie
**************************
List na maszynie ks. Sopoćki
Barbara Gruszka-Zych
– Ile to razy naprawiałem księdzu maszynę do pisania, jak czcionki wypadały! – opowiada Józef Matysewicz. – Jeszcze dziś założyłbym taśmę i można by coś napisać.
Podobnie było z okularami ks. Michała Sopoćki. Wielokrotnie je lutował, a potem dopasowywał szkiełka – mocne i na dodatek o różnych numerach. Bo ksiądz oszczędzał i niczego nie wyrzucał, dopóki całkiem się nie zepsuło. „Pan Józef zreperuje”– mówił, patrząc wymownie, i Józef Matysewicz musiał tak się starać, żeby zużyte przedmioty dalej chciały mu służyć. Maszyna do pisania, o której wspomniał, do dziś stoi na biurku w dawnym pokoju księdza przy ul. Poleskiej 42 w Białymstoku, gdzie spędził ostatnie pięć lat życia i zmarł. Co dziś można na niej napisać? Ksiądz po cichu wystukiwał teksty o Bożym Miłosierdziu, o którym zabroniono wtedy mówić. Więc może list do księdza, że kult Bożego Miłosierdzia ogarnął cały świat?
Afryka: „Rekrutacja” dzieci-żołnierzy
ZA: Radio Watykańskie/a.
poniedziałek, 29 września 2008
MODLITWA
Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio; contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium. Imperat illi Deus; supplices deprecamur: tuque, Princeps militiae coelestis, Satanam aliosque spiritus malignos, qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo, divina virtute in infernum detrude. Amen
Święty Michale Archaniele! Broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Książę niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen
Święty Michale Archaniele! Książę wojska niebieskiego, zwycięzco szatana. Ty otrzymałeś od Boga Siłę i Moc do zniszczenia Pokorą pychy sił ciemności. Błagamy Cię, dopomóż nam do osiągnięcia prawdziwej pokory serca, niewzruszonej wierności w wypełnianiu Woli Bożej, do męstwa w trudnościach i cierpieniach. Dopomóż nam, byśmy ostali sie przed Sądem Bożym.
Świety Michał Archanioł jest: wodzem i opiekunem Kościoła,
broni nas w pokusach szatańskich, walczy za nas ze smokiem piekielnym,
dopomaga nam do powstania z grzechu, daje każdej duszy osobnego Anioła Stróża, wspomaga nas w godzinę śmierci, wspomaga dusze w czyśćcu cierpiące, jest chorążym krzyża św. Nabożeństwo do św.Michałą jest oznaką wybrania Bożego (św.A.Liguori)
Święty Rafale Archaniele! Posłańcu Miłości Bożej, błagamy Cię zrań serca nasze ogniem Miłości Bożej i nie pozwól, by ta rana zagoiła się i spraw, byśmy w życiu codziennym stale szli po drogach miłości i miłością wszystko przezwyciężali.
Święty Gabrielu Archaniele! Aniele Wcielenia Bożego, wierny Pośle Boga, otwórz uszy nasze nawet na najcichsze upomnienia i przyzywania miłującego Serca Pana naszego. Błagamy Cię, stój nam zawsze przed oczyma, byśmy Słowo Boże dobrze zrozumieli. Jego szukali, strzegli i to wykonywali, czego Bóg od nas żąda. Dopomóż nam do świadomej gotowości, by Pan przychodząc nie zastał nas śpiących.
Archaniolowie
Imię anioł oznacza zadanie, nie zaś naturę
sobota, 27 września 2008
Kohelet
Walcz razem ze mna, aby nasze zycie nie bylo marnoscia i pogonia za wiatrem!!!
środa, 24 września 2008
P.Pio
Wczoraj, jak pisal Adam swietowal ojciec Pio! Nie ukrywam, ze jest to jeden z moich najlepszych przyjaciol! Pierwszy kaplan, ktory otrzymal stygmaty! Piedziesiat lat przybity z Jezusem do krzyza. Ponizany przez dostojnikow kosciola i wspolbraci. Podejrzewany o sciemniacza. Obdarzony przez Pana licznymi darami jak np: biolokacja, w dwoch miejscach obecny w jednym czasie, dar patrzenia do serc ludzkich przy spowiedzi, sam im mowil grzechy jak ukrywali, odpowiadal roznymi jezykami, gdy spowiadali sie cudzoziemcy, przy tym ich nie studiowal, wiele, wiele innych.
Gdzie tkwil secret o.Pio! Przeciez byl takim facetem jak my, bal sie, wstydzil, czasem wsciekal....
Ten sekret to jedna prosta sprawa ON NIE WYPUSZCZAL Z RAK ROZANCA. Dziennie odmawial minimalnie 60 razy caly rozaniec, 15 tajemnic!!!!! Czasami schodzil do 40 razy!!!
JEST MOZLIWE POKONAC LENISTWO DUCHOWE, JEST MOZLIWE GRZAC Z SILA ROZANIEC!!!
TA MODLITWA ZMIAZDZYSZ GLOWE SZATANA, KTORY CIE NACHODZI, ROZWALISZ PETA ZLA, MOC PRZEKLENST. TA MODLITWA ZMIENI CALE TWOJE ZYCIE I TWOJEJ RODZINY!!!!
WEZ DO REKI ROZANIEC I PO PROSTU ZACZNI SIE MODLIC!!!
A ZA PARE TYGODNI NAPISZESZ TU SWIADECTWO, JAK BOG DZIALA W TWOIM ZYCIU!
P.PIO - MODL SIE ZA NAMI!!!!
wtorek, 23 września 2008
Modlitwa za Lizę
Piechota do nieba
4 kólka O. Pio
piątek, 19 września 2008
Różne poziomy...
Śluby naszych braci

Zobaczcie ilu mieli gości...

Tradycyjnie juz przez cały wrzesień - przy granicy Słowacji z Węgrami i Ukrainą - nasi bracia z Polski przygotowuja sie do złozenia slubów wieczystych (8 XII). Jutro zaś na Cvilinie nasz brat Vladia Hubalovsky swe pierwsze zakonne śluby. Wszystkich braci wspieramy swoja modlitwą.
wtorek, 16 września 2008
Powroty...
Papiez we Francji
Astronomowie odkryli drugi Układ Słoneczny?
NPB("005");
Obiektem obserwacji była m.in. gwiazda 1RXS J160929.1-210524 położona w odległości 500 lat świetlnych od Słońca. W jej pobliżu sfotografowano obiekt o masie około 8 mas Jowisza, co plasuje go w kategorii mas planetarnych. Obiekt znajduje się w odległości 330 jednostek astronomicznych od swojej gwiazdy (jednostka astronomiczna to średni dystans Ziemi od Słońca, czyli około 150 milionów kilometrów). To pierwszy raz, kiedy bezpośrednio zobaczyliśmy obiekt o masie planetarnej na prawdopodobnej orbicie wokół gwiazdy takiej jak Słońce - powiedział David Lafreniere, główny autor publikacji w Astrophysical Journal Letters. Naukowcy uzyskali widma obiektu, ale potwierdzenia wymaga jeszcze kwestia czy jest on grawitacyjnie związany z gwiazdą. Astronomowie szacują, że temperatura zaobserwowanego obiektu wynosi 1800 kelwinów (1500 stopni Celsjusza). To bardzo gorące ciało, dla porównania temperatura Jowisza, największej planety w Układzie Słonecznym, wynosi około 160 kelwinów (minus 110 stopni Celsjusza). Dodatkowo odległość 330 jednostek astronomicznych to 11 razy więcej niż dystans Neptuna od Słońca, który wynosi około 30 jednostek astronomicznych. Jeśli potwierdzi się grawitacyjny związek z gwiazdą, będzie to nowe wyzwanie dla teorii formowania się planet.
Za: wp.pl
sobota, 13 września 2008
Praca wre...
Powrót misjonarza
poniedziałek, 8 września 2008
Z Litzą lepiej
Okruchy dobra
Pięciuset uczestników Mszy św. żałobnej pożegnało w stolicy Fidżi o. Tomę Sosę, marianistę, który zginął tragicznie ratując tonącego współbrata zakonnego.
Uroczystej liturgii w katedrze przewodniczył metropolita Suvy abp Petero Mataca – donosi dziennik "Fiji Times".
50-letni o. Sosa był wikariuszem w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na wyspie Levuka. Należał do prowincji Oceanii Towarzystwa Maryi.
Od pewnego czasu uczestniczył w rekolekcjach w Chris Jyoti Ashram Prayer Centre na wyspie Lomawai. W minioną środę, w przerwie między konferencjami, wraz z 14 innymi osobami wybrali się popływać na pobliską plażę. Gdy zobaczyli, że jeden z marianistów nowozelandzkich tonie, ruszyli mu natychmiast na ratunek.
Na brzegu, gdy udzielono pierwszej pomocy uratowanemu zakonnikowi, okazało się, że brakuje o. Sosy. „Nie wzywał na pomoc, więc myśleliśmy, że poszedł gdzieś sam popływać. Nie wiedzieliśmy, że on tonął” – opowiada o. Lewis Henry, uczestnik rekolekcji.
O. Sosa był kapłanem od 6 lat. Większość wiernych zapamiętała go jako osobę oddaną pracy duszpasterskiej, która zawsze miała czas dla innych.
Towarzystwo Maryi, bezhabitowe zgromadzenie zakonne, założył o. Wilhelm Józef Chaminad w 1817 r. w Bordeaux we Francji.
KAI (rk // maz
Akademia Miłości
Zyskała już uznanie wielu mieszkańców Warszawy. Inicjatorzy przedsięwzięcia chcą jednak, by spotkania zaczęły odbywać się także w innych miastach Polski.
Organizowane przez Akademię widowiska są rodzajem talk-show, który łączy elementy teatru, mini wywiadu lub wykładu, wypowiedzi osobistych gości i ekspertów oraz interakcji z publicznością. W projekt zaangażowani są także: psycholodzy, psychiatrzy, pedagodzy, socjolodzy, doradcy rodzinni, aktorzy, dziennikarze, graficy oraz ekipa wolontariuszy. Inicjatywa Mistrzowskiej Akademii Miłości jest pomysłem całkowicie niezależnym, prywatnym, zrodzonym w kręgu ludzi świeckich.
Mira Jankowska, "rektor" Akademii, wyjaśnia, że spotkania polegają na rozmowach z osobami, które są świadkami żywej miłości. „Chcemy, żeby ludzie, którzy żyją w małżeństwach, albo byli długo samotni, wreszcie się odnaleźli, a umieją o tym opowiadać, podzielili się tym doświadczeniem” – podkreśla w rozmowie z radiem VOX.
Pierwszym tegorocznym wydarzeniem w ramach Akademii będzie widowisko z cyklu "Kobieta plus mężczyzna, czyli sukces czy kryzys wieku średniego?" Gośćmi będą m.in. Barbara Smolińska, Jan Fijor, Grzegorz Słupski, Łukasz Kubiak OP i Zdzisław Wojciechowski SJ. Spotkanie obędzie się 11 centrum Kultury "Dobre Miejsce" w Warszawie, przy ul. Dewajtis 3 (Lasek Bielański). Szczegóły na www.akademia24.pl
Za: KAI (rk // maz)
piątek, 29 sierpnia 2008
WAKACJE
Z tego też powodu - nie wiem, z jaką częstotliwoscią bedą sie tu pojawiać teksty. Myślę, że w miarę możliwości coś się pojawi, choć może byc różnie... :) Pozdrawiam serdecznie ! Może gdzieś się stykniem :)
czwartek, 28 sierpnia 2008
Czekac, szukac, przylgnac, trzymac
To sa takie cztery punkty, które opowinny byc obecne i w naszym życiu:
cierpliwie czekac,
szukać uważnie,
mocno przylgnać do Pana i nigdy Go nie puścić !
środa, 27 sierpnia 2008
Bójka
+ San Colombano Belmonte, 27.08.2008
Nieznani sprawcy napadli i pobili czterech sędziwych franciszkanów na terenie sanktuarium maryjnego w miejscowości San Colombano Belmonte niedaleko Turynu. "La Repubblica" porównuje zdarzenie do brutalnych scen z filmu "Mechaniczna pomarańcza" Sidneya Pollacka. Do zdarzenia doszło we wtorek wieczorem ok. godz. 21.
Trzech zamaskowanych sprawców przedostało się na teren sanktuarium maryjnego położonego na zalesionym stoku nad liczącą niespełna 400 mieszkańców miejscowością San Colombano Belmonte. Bandyci związali i pobili kijami czterech sędziwych franciszkanów, sprawujących opiekę nad sanktuarium. W wyniku napadu najbardziej ucierpiał o. Sergio Baldin, którego przewieziono do szpitala św. Jana Bosko w Turynie. Trzej pozostali franciszkanie - wieku 86, 76 i 71 lat - zostali przetransportowani do szpitala w miejscowości Cuorgnè. Ich stan jest ciężki, nadal pozostają w szoku. Otaczające sanktuarium górzyste tereny nazywane są przez miejscowych mieszkańców Świętymi Górami. W styczniu 2006 r. para złodziei przeskoczyła mur sanktuaryjnej świątyni i skradła z kościoła złote korony figury Madonny z Dzieciątkiem Jezus.
KAI (lk // maz)
Módlmy się o cud
środa, 20 sierpnia 2008
Wszystko Tobie odddać pragnę...
Każdy z nas ma swoje bogactwa.... Nawet biedni mają swoje bogactwa... Takim bogactwem mogą byc pieniadze, sława, zdrowie, dobry głos...
Mało jest chyba tych co mogą powiedzieć: opuściłem wszystko dla Ciebie, zostawiłem wszystko... Ja jestem zakonnikiem, a wciąż nie moge tego powiedzieć... (do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć...)
Ale wiem, kto potrafił tak powiedzieć... Był znanym muzykiem jazzowym, grał w Europie i na swiecie. Przed kilkoma laty zmarł na raka układu pokarmowego. Zdaje się, że w ostatnich tygodniach swego życia napisał piosenkę „Chwała” ze słowami: „Jezu jesteś tu, świat odszedł w cień... Nie mam juz nic, moje życie to Ty !” (cytat niedokładny, różne wersje krążą). I tak w tedy było w Jego życiu... świat odszedł w cień... przestały się liczyć sceny, sława – został tylko Jezus (i kochający go ludzie, bo Andrzej był dobrym człowiekiem). I oto właśnie chodzi... to jest zupełne ogołocenie.
Dlaczego Jezus chciał abyśmy opuścili wszystko? Dla Niego? Po to , by On mógł to wziać? On tego nie potrzebuje... Jemu do szczęścia wystarcza miłosć Ojca w Ducha Świętym oraz to, że tą Miłość może przekazywać dalej....
To my potrzebujemy to wszystko zostawić - dla siebie...
Wiemy, że nie może być statek za bardzo przeładowany, ani samolot.... A i nam z zbyt cieżkim plecakiem ciężko sie wędruje.... Chodzi o wyzwolenie...
Św. Franciszek ułożył taką piękna modlitwę, którą my franciszkanie często rano się modlimy: „...abyśmy nie mieli innych pragnień, innych przyejmnosci i radości oprócz Ciebie, Panie”.
Celem tego wyzwolenia, oswobozenia z tego nadmiernego cięzaru jest to, abysmy któregoś dnia mogli powiedzieć: TOTUS TUUS ! CAŁY jestem Twój ! Abysmy mogli powiedzieć ze św. Pawłem: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus !”
Tylko Jezus i ja... Kiedy mamy Jezusa mamy wszystko. Nawet zdrowie nie jest wtedy ważne, ani pieniadze, ani sława... Mogą nas obmawiać, posadzać, opowiadać o nas kłamstwa... Ważne, że Jezus wie, jak było... Jak to mówił Franciszek: Bóg mój i wszystko (moje) ! Nikt Go nam nie odbierze... ani tej radości i pokoju, który On daje !
Przepiękna jest modlitwa, którą kiedys ułożył Ojciec Święty Jan Paweł II:
„Panie, gdyby mi przyszło kiedyś leżeć jakiś czas bez świadomosci, pragne by każda ta chwila była nieustannym dziekczynieniem, a moje ostatnie tchnienie, by było tchnieniem miłosci” (cytat z pamieci :) ). Oto przykład oddania bez reszty.
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
Być znakiem
Prorocy też nie mieli łatwego życia....
Byli narzędziami Pana. Do objawiania swej woli ludowi, do ogłoszenia swej miłości do ludzi, Pan wykorzystał nie tylko języki proroków, ale i ich ręce i ich samych...
Ezechiela Pan prosił, by był znakiem. Pan skierował do niego te słowa: "Synu człowieczy, oto zabieram ci nagle radość twych oczu, ale nie lamentuj ani nie płacz, ani nie pozwól, by płynęły ci łzy. Wzdychaj w milczeniu… (…) Mówiłem do ludu mego rano, a wieczorem umarła mi żona, i uczyniłem rano tak, jak mi rozkazano.“ (Ez 24, 15-18).
Nie inaczej było w życiu proroka Ozeasza. Całe jego życie było znakem. Nawet, kiedy brał żonę, Pan mu sugerował którą kobietę ma wziąć… Miał wziać za żonę kobiete uprawiającą nierząd… A potem, po czasie, Pan powiedział do Niego: „Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską“ To zaś miało być znakiem niegasnącej miłości Pana, który tęskni za tymi, których ukochał odwieczną miłością.
I nas Pan wzywa, abyśmy byli Jego znakiem, Jego znakami. Mamy byc znakiem nowego życia, mamy być znakiem, że należymy do Niego. Mamy czynic wszystklo, by ludzie patrząc na nas módili: „To człowiek Pana. Należy do Niego ! To chrześcijanin !“
Naszym znakiem rozpoznawczym ma być miłość do wszystkich ludzi. „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli spełnicie Me przykazania i miłosć wzajemna mieć będziecie“.
Abyśmy to zadanie wypełnili dobrze, powinniśmy się wciąż pytać Mistrza, słowami młodzieńca z dzisiejszej Ewangelii: „Czego jeszcze mi brakuje? Co jeszcze powinienem uczynić? Co jeszcze powinienem zmienic w swym życiu, co wyrzucić?"
Zresztą, my grzesznicy nie powinnismy mieć problemu z odpowiedzia... Wystarczy dobrze zrobiony rachunek sumienia... Ale... tak, czy owak, trzeba sie pytać Pana, bo może jest jeszcze coś...., czego samemu nie potrafimy dostrzeć...?
Nikt z nas wierzących nie może powiedziec: „Ja nie muszę byc znakiem ! Nie muszę głosić, przyznawać się do Jezusa !”
Z życia wzięte...
Mały wieloryb pomylił jacht z... mamą
Do niecodziennego wydarzenie na wybrzeżach Australii: młody wieloryb podąża za jachtem, ponieważ uważa, że jest to jego matka. Mającego do 2 miesięcy wieloryba po raz pierwszy zaobserwowano w niedzielę na wodach na północ od Sydney. Nie odstępował jachtu na krok. W pewnym momencie podjął nawet próbę ssania kadłuba.
Ratownikom udało się odholować jednostkę na głębsze wody. Wieloryb odstąpił , ale wciąż pływał w okolicy. Ssak wydaje się być bardzo zmęczony. Ratownicy mają nadzieje, że uda mu się odnaleźć matkę lub inną grupę wielorybów. Sytuacja małego wieloryba nie wygląda zbyt optymistycznie. Nie można karmić "malucha", zresztą nie wiedzielibyśmy nawet jak, bo wciąż jeszcze nie odzwyczaił się od karmienia przez matkę - ocenia Chris McIntosh, zarządzający Parkiem Narodowym.
Za: wp.pl
60 żółwi wykluło się z jaj i... poszło do restauracji
60 małych żółwi, które dopiero co wykluły się z jaj, pomyliło drogę i wmaszerowało do restauracji na wybrzeżu Kalabrii - poinformował włoski biolog. Najprawdopodobniej zmyliło je światło z restauracji na plaży - powiedział Antonio Colucci, którego wezwano na pomoc. Colucci pracuje nad programem monitorowania żółwi dla międzynarodowej organizacji ochrony przyrody WWF.
NPB("005");
Zabłąkane żółwie, które weszły pod stoliki w restauracji, przeniesiono na plażę i wypuszczono do morza.
P.s.
To w oczekiwaniu na coś religijnego...
sobota, 16 sierpnia 2008
Ulituj się nade mną
"Panie, ulituj się nade mną" - te słowa maja różne znaczenia u różnych ludzi.
Jest wielu, co krzyczy o litość, niemało i takich, co użalają sie nad sobą i lubią to robić, ale kiedy tylko Pan zaczyna ich uzdrawiać, dotyka ich ran - uciekają i krzyczą "Nie ! Nie chcę ! Boli !".
Bądźmy pewni Jezus zna najlepszy sposób jak sie za nas zabrać.
Nie bójmy się tego dotyku, ani Jego sposobów leczenia.
poniedziałek, 11 sierpnia 2008
Klara, nasza Siostra

+ Dziś św. Klary. Współpracowała ze św. Franciszkiem, zakochana w Bogu. Od 50 lat jest Patronką telewizji. "Kiedy św. Klara złożona chorobą nie mogła uczestniczyć w liturgii Bożego Narodzenia, Bóg dał jej łaskę słyszenia i widzenia tego wszystkiego, co działo się w znacznie oddalonym od klasztoru klarysek kościele św. Franciszka w Asyżu. Słyszała radosną psalmodię braci, przepiękny ich śpiew; docierał do niej nawet dźwięk organów. Kościół nie był wcale tak blisko, aby po ludzku było możliwe usłyszeć to, co się tam działo. Musiał sam Bóg cudownie wzmocnić echo tych uroczystości, by dotarło aż do Świętej, albo powiększyć ponad ludzkie możliwości jej słuch. Ale jeszcze większym cudem jest to, że mogła ona zobaczyć nawet sam żłóbek Pana" - czytamy w życiorysie św. Klary, napisanym przez ówczesnego biografa.
Dziś rano w kościle św. Andrzeja, gdzie od wieków mieszkaja Siostry Klaryski, nasz o. Prowincjał Jarosław Zachariasz OFM Conv odprawił Mszę św. dla pracowników TV. Oto kilka mysli z Jego homilii: Mówił, że "życie ludzkie toczy się pomiędzy przeciwnościami: pomiędzy światłem dnia a ciemnością nocy, pomiędzy głodem a nasyceniem, pomiędzy sprawiedliwością a jej brakiem, między świętością a grzechem". I że te przeciwieństwa w sposób jaskrawo widoczny oddaje telewizja, odpowiedzialni za nią twórcy.
Zwrócił jednak uwagę, że niektóre z tych przeciwności są od nas niezależne, ale są też takie, które sami tworzymy. Zdaniem franciszkanina niektóre przekazy telewizyjne "przydają życiu ceny, wartości i piękna, ale są i takie, które przydają życiu cienia, cierpienia, krzywdy i winy".
Kaznodzieja przypomniał prawdę oczywistą, że człowieka można oszukać, ale Boga już się nie da. "Można tworzyć fikcje i złudzenia, można operować półprawdami i połowiczną uczciwością. Można nawet wprost oszukiwać, zyskując doraźne efekty. Ale wobec Boga nie ma możliwości tworzenia fikcji i nakładania masek. Wobec niego prawda jest prawdą, albo nią nie jest. Czystość serca jest czystością serca albo nie. Co jest wielkie jest prawdziwie wielkie, co jasne jest jasne, a co małe - jest naprawdę małe" - przekonywał o. Zachariasz.