Kiedyś czytając Chestertona a dokładniej jedno z jego kultowych
dzieł - Heretycy, natrafiłem na zdania: “Bohater oznajmia, że zniesie głód albo
strach, ale nie wytrzyma stałego pobytu w jednym miejscu. Takie nastawienie
bywa groźne. Im bardziej coś jest martwe, suche i nieważkie, tym więcej podróżuje;
to zwyczajny los kurzu i ostu.Rzeczy płodne są cięższe i miej ruchliwe… Kamień,
który się toczy nie porasta mchem. Któżby chciał porosnąć mchem? Toczący się kamień skacze z głośnym stukiem
odbijając się od skaly do skały – ale jest martwy. Mech trwa w ciszy – bo mech żyje.”
Te ostre jak brzytwa słowa jakoś strasznie mnie wyhamowały. Poczułem się jakbym
za chwile miał wypaść z zakrętu. A jednak to prawda! Żyje głęboko w duszy chłopiec,
od którego uciekałem. Dotarło do mnie, że nie wolno go osierocić, trzeba raczej przytulić,
przygarnąć i w końcu pozwolić sobie na ten konfort - stania się mężczyzną. Bez przyjaźni
z tym małym chłopcem jest to niemożliwe. Tak jak niemożliwa jest podróż na księżyc
intercity. Droga do męskości nie prowadzi przez kobietę, ale małego chłopca.
Podróże kształcą, ale nie uczynią nas dorosłymi ludźmi, no chyba że podróżujemy
z małym chłopcem J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz