Dziś spotkałem ubogiego człowieka. Jak mówił Jezus, zawsze ich mamy
blisko siebie. Takie spotkania przypominają mi zawsze pewne mocne wydarzenie. Kilka
lat temu przeżyłem wzruszającą sytuację. Znalazłem się na dworcu kolejowym w
Krakowie, jechać miałem do Chęcin k/Kielc. Kupując bilet okazało się, że
brakuje mi ponad 10 złotych! Kombinowałem jak mogłem, ale kasierka grzecznie dała
mi do zrozumienia, abym spadał. Odchodząc od kasy układałem wariant jazdy na stopa
i wtem zaczepił mnie, brzydko mówiąc “dworcowy żulik”: Braciszku! Wspomóż
brata! Odpal jakiś grosik na jabola!
Stary!
Wyluzuj!
Sam
potrzebuję kasy. Brakuje mi na
bilet do Kielc!
Co
takiego?!
Jeszcze w tym momencie nie
wiedziałem, co się wydarzy za 5 sekund; nagle kochany “żulik” zaczął krzyczeć i
biegać po dworcu: Ludzie pomóżcie! Braciszek nie ma na bilet, trzeba mu pomóc!
Stałem jak wryty! Przez myśl mi nie przeszedł taki scenariusz. Chyba nie muszę
opisywać min i reakcji ludzi J
Po paru minutach
przylatuje “mój kumpel”: Braciszku, coś tu mamy, będzie git, i wsypuje mi na dłoń drobne.
Za chwilę szepta: Wiesz, od rana zbieram na denaturat, mam tu kurcza jakiś
grosz, wspomogę cię, i wyciąga z kieszeni wszystko, co wyżebrał! Następnie patrząc
mi prosto w oczy dorzucił: Wiesz bracie, nie sztuka tylko żebrać, ale trzeba
umieć się dzielić!
Tego spotkania nie
zapomnę do końca życia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz