Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

środa, 31 października 2007

Czekoladki

+ Tyle zostało z całej słodyczy tego dnia - jedno pięterko czekoladek. Odwiedziła nas Barbora (w końcu). Opowiadała swe wrażenia z dwumiesięcznego pobytu w Polsce. Była z nami na obiedze i przyniosła czekoladki - Alpejskie Ptasie Mleczko. Jak to mówiła Mama Foresta: "Zycie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co wyciągniesz". Można by też powiedzieć: nigdy nie wiesz, co przyniesie dzień. Radości czy smutki?
Ten przyniósł jedno i drugie. A pozostały tylko czekoladki... czyli radości, choć przemijające... Może i smutki też przeminą...
P. s.
Czekoladki pozostały, bo wszyscy zjedliśmy jedno pięterko i ja miałem wyrzucić pudełeczko. Ignoranci nie wiedzieli, że pod spodem czai się jeszcze jedno pięterko... :)
Nie znają życia...
Dobrej nocki wszystkim !

wtorek, 30 października 2007

Kwiatki franciszkańskie - Jak witooold obłaskawił wilka

+ Jak wszyscy wiedzą, w ubiegłym tygodniu byłem w Tatrach. Zawsze chętnie tam jeździłem, zresztą felix też (co nie?). Bardzo stęskniłem się do tego miejsca. Już w drugim dniu mego pobytu w Zakopanem chciałem ruszyć w dolinki, jak to mam w zwyczaju...no ale.. od rana mżyło. Wystarczyło się przejść kawałek ulicą i kurtka już była mokra. Tak więc tego dnia nie poszedłem nigdzie dalej niż do Doliny Pięciu sklepów (by coś zjeść).
Następnego dnia - Pan zlitował się nad swym sługą i zarezerwował mi dobrą pogodę. Nie było wprawdzie zbyt dużo słońca, czy nawet prawie w ogle go nie było zbytnio widać, no ale przynajmniej nie mżyło. Zbliżałem się właśnie do Doliny Białego, do której zresztą było najbliżej... Kiedy wychyliłem się z za zakrętu, NAGLE, w bramie prowadzącej do doliny zobaczyłem wilka. Z początku miałem wątpliwości, ale sumie raczej od razu zdecydowałem, że to jest WILK. Po pierwsze: wyglądał jak wilk, po drugie w ogóle nie szczekał, po trzecie miał takie duże uszy (jak wilk z bajki) i po czwarte seryjnie - miał taki ogon jak TYLKO wilki mają. No więc, kiedy go zobaczyłem - pomyślałem sobie, że teraz nie mogę się tak po prostu oddalić: odwrócić się i wyjść, bo "pomyśli", że się boję i zacznie mnie gonić, a wtedy na pewno przegram, tymbardziej, że wszędzie był śnieg (choć jest na co zwalić... :) ) Więc po prostu zacząłem się modlić, odmawiać egzorcyzmy, no i oczywiście pobłogosławiłem go. Wtedy wilk się odwrócił, jakby na to czekał... i odszedł w kierunku doliny. Mogłem się wtedy upewnić, że to był rzeczywiście wilk, bo miał OGON, jaki mają wilki. Załowałem tylko, że mu zdjęcia nie zrobiłem... No ale bałem się, że się wystraszy aparatu, że to go rozłości.
Chwilę później byłem u saletynów. Oprócz pysznej kawy i spotkania ze znajomymi,
potrzebowałem luknąć na intenet - czekałem na informację w sprawie swego powrotu do Czech.
Więc przy okazji, z przejęcia postanowiłem sprawdzić, czy w ogle w Tatrach są wilki. Chwilę później przeczytałem, że "w Tatrach wilki zadomowiły się na dobre." A zaraz potem lukałem na zdjęcia wilków, jeden nawet (na kilku zdjąciach) wyglądał identycznei jak mój... Taki biały w takie brązowe łaty. Wiedziałem, że wilki są ciemne, ale myślałem, że może na zimę mają jakiąś jasną sierść.
Wtedy już byłem pewny, że spotkaem wilka. Wieczorem, po powrocie do sióstr, całkiem poważnie zastanawiałem się, czy nie powinienem gdzieś zgłosić tego do GOPRu, czy gdzie, że widziałem wilka. Może jakąś wściekliznę miał, czy co... Chwilę wcześniej odbyłem pielgrzymkę do Maryji na Krzeptówki, była akurat środa - podczas różańca dziękowałem Bogu za ocalenie życia (zresztą notabene w tym samym miejscu, gdzie górale kiedyś dziękowali za ocalenie życia Papieżowi).
W czwartek - nie pamiętam jaka była pogoda, w każdym razie bałem się nawet iść w tamtą stronę. Za to w piątek, wyszło słońce. Zal mi było, że za chwilę będę wyjeżdżał i nigdzie nie byłem, nawet w dolince. Więc podjąłem rekolekcyjne postanowienie: "Zabiorę się i pójdę... do dolinki". A akurat nad nią cały czas latał helikopter. "Pewnie szukają zagryzionych przez wilka turystów" - pomyślałem. Za mną szedł tatuś z córeczką... puściłem ich przodem :) Zresztą i tak szli szybciej... :)
No i był ten moment, to miejsce... ten zakręt, zza skał, kiedy go zobaczyłem. Siedział sobie spokojnie, ludzie koło niego chodzili... Więc poszedłem i ja. Popatrzył się na mnie, a ja na niego :) Pewnie pamiętał, tę wymianę spojrzeń, sprzed dwóch dni... Podszedł do mnie i jak to psy mają w zwyczaju obwąchał (nie wiem, czy wilki też). W końcu kupiłem bilet do dolinki, a że Pani była miła więc zagadałem o "wilka", oczywiście wtedy już wiedziałem, że to nie jest wilk, ale cały czas podkreślałem, że jest bardzo do niego podobny, czemu Pani nie zaprzeczyła. Powiedziała, że dzieci przez całe lato go już tak wygłaskały, więc i ja się odważyłem. Zrobiłem mu kilka zdjęć, ale coś z aparatu nie chcą wyjść... jak na złość.
No i tak to witooold obłaskawił wilka :)

P.s.
Zagadka: Na której płycie A&D jest piosenka "o wilkach"? Spróbujcie strzelać z pamięci. Oczywiście konkurs bez nagród... :)

poniedziałek, 29 października 2007

Glebia

Kiedy jestes na ladzia, to czasem cie zapala i czesto fascynuje, podnieca, pragnienie wyplyniecia na glebie! Wydaje sie to takie oczywiste, proste. Czasem dziwi postawa tych co powracaja smutni, zniszczeni, co jest? Nie podjarali sie glebia, dlaczego? I przychodzi dzien, w ktorym mozesz sprobowac sam. Wyciagasz od lat skrzetnie przygotowywana lodke i sprzecicho. Nabierasz wiatr w zagiel i ruszasz. Spotykasz cos nowego, nieoczekiwanego, masz wiare, zapal, checi, ufnosc, pewne szalenstwo i odrobine niepewnosci. Oddychasz calymi plucami, udalo sie, to jest to, co szukalem! I pojawia sie jedna prozaiczna rzecz -CZAS. To on nieoczekiwanie wprowadza w zaklopotanie. Gdy umyka wyskakuja problemiki. Zaczynasz oswajac sie z glebokoscia, rodzi sie tesknota za ladem, otoczenie zmienia sia na szare wprowadzajac zniechecenie, a co najgorsze niepewnosc. Niepewnosc moze zabic najbardziej dzielnego wojownika! W glowie odzywa sznur mysli, ktore napedzaja przedziwne obrazy i zwatpienie nabiera waznosci! Wytrwac na glebi nie jest latwo! Gdzie jest twa reka Panie, abym mogl sie chwycic? Gdzie Twoje oczy, bym modl odnalesc nadzieje? Gdzie Twoj uscisk?, bym nabral pewnosci, ze to jest moje miejsce, aby wzrastac i przemieniac sie w Ciebie! Walcz, nie poddawaj sie !!!

niedziela, 28 października 2007

Rekolekcje

+ No więc jak wszyscy wiedzą... Tatry w śniegu. Szybko ten czas zleciał. Mały poślizg, ale generalnke czas dobrze wykorzystałem. Czas Łaski. Dzięki wszystkim za modlitwę !
Teraz mały powrót do rzeczywistości, by znów za tydzień powrócić do Ojczyzny na kurs dla młodych kapłanów. Tym razem Kraków. Może przy okazji...

sobota, 27 października 2007

Drzewo

Jak mowi dzis Jesus. Jestesmy podobni do drzewa owocowego. Jasne, ze grucha, ktora przez dlugi czas nieowocuje musi byc w ogien wrzucona. Tak samo jest ze mna! Jesli w moim zyciu nie ma owocow tj. radosci, pokoju i milosci, powstaje pytanie : gleba jalowa? albo korzen usechl? Jesus mowi: Jesli sie nienawrocicie zginiecie! Jeremiasz w swoich tekstach zapodal obraz o dzewie zasadzonym nad woda, ktore nieustannie przynosi owoce i drugie zakorzenione na pustyni, bez marnego owoca. Musisz walczyc, aby twoje zycie i serce nie byly zakorzenione w tym przemijajacym swiecie, w rzeczach, ktore przemijaja jak sen! Walcz, aby byc zakorzenionym nad wielka woda, walcz! , aby byc pod panowaniem Ducha sw i nie boj sie zapuscic korzenie w Jezusa, w Jego slowo! Tak, to boli! bo czasem trzeba totalnie zmienic styl myslenia i zycia, zrobic zwrot z pustyni nad wode! Nie martw sie jesli ci sie wydaje, ze nie masz sil, MASZ! Przestan sie bac, nie sluchaj swojej wyobrazni, nie jest tak jak myslisz! Wystarczy decyzja i dobra wola! Dzis jesli uslyszysz Jego glos idz i ...

Powrót syna

hello
Jak widać wróciłem i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, jak ten blog się rozjechał. Sam też zamierzam cosik napisać o Czechach. tym bardziej, że kończy się tydzień misyjny.
Fajnie, że i Felixik działa. Mam nadzieję, że interek im co najdłużej wytrzyma. Wiecie, czasami tak jest, że im pioruny walą i potem nie mają internetu, więc cierpliwości.
O rekolekcjach, wilkach i zimie w Tatrach nastąpnym razem.
Mykam do szpitala - do chorych.

piątek, 26 października 2007

Odpowiedzi

Witam!
Co do pytania, czego brak najbardziej dokucza, to mysle, ze czasem bratniej duszy. No, zyjemy we wspolnocie, pomagamy sobie bardzo duzo, ale czasami praca sprawia, ze jestes sam, tylko z Panem. Czasem by sie z kims pogadalo z zewnatrz, tak normalnie. Trzy miesiace bylem sam na placowce i to dokuczalo. Ludzie tutejsi cie nie rozumieja. Teraz jestesmy dwoch, to troche lepiej. Co do tego jak tu mozna przyjechac do pomocy. Mysle, ze najlepiej jako misjonarz swiecki. W Warszawie w Centrum Misyjnym mozna zdobyc info. Moze jest troche procedury, czekania, ale za to masz zapewnione podstawowe warunki, bilet, ubezpieczenie itd.
Odnosnie narkomani, to tutaj jest chyba gorsza sytuacja jak w Polsce. A co do powolan, to jest tu duzo, ale w trakcie sie krusza. Latynosi sa bardzo zmienni, trzeba duzo im towarzyszyc. Formacja wyglada troche inaczej, cala filozofia jest na postulacie, przed nowicjatem.
To tyle, pozdrawiam!
Niech Pan was blogoslawi!!!

czwartek, 25 października 2007

Pukanie

Niebo otwarte, my zamknięci (o. Augustyn Pelanowski OSPPE)
Modlitwa jest jak wytrwałe pukanie do drzwi. Wydaje się, że niebo jest zamknięte i głuche. Ale prawda jest inna. Niebo już jest dawno otwarte, tylko my – zamknięci. Jezus otworzył niebo już w swoim chrzcie, w przemienieniu, w śmierci, w zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego. Bóg o każdej porze jest gotowy nas wysłuchać. Rzecz w tym, że nam nie chce się pukać, i stąd ta dzisiejsza przypowieść. Powiedzmy nawet mocniej, to Jezus puka do naszych drzwi. W słynnej wizji apokaliptycznej (Ap 3,20) Jezus stoi u drzwi i kołacze. Malarz Holman Hunt w romantyczny sposób wyraził ową wizję, malując drzwi bez zewnętrznej klamki, gdyż tylko my możemy je otworzyć. Jesteśmy nie tylko zamknięci w sobie, ale i łatwo się zniechęcamy w modlitwie. Czy twoja modlitwa jest nasycona wzruszeniem, czy też wydaje ci się głuchym i pozbawionym odpowiedzi wypowiadaniem słów albo, co gorsza, jedynie znudzonym odczytywaniem ich z jakiegoś modlitewnika? Niekiedy Bóg odsuwa się na dłuższy czas, pozostawiając nas w pustce i bez dowodów swej przychylności, abyśmy mogli okazać tę wierność, której On od nas ocze- kuje, bardziej niż my oczekujemy od Niego uniesień. Mojżesz i Aaron ciągle kręcili się przed oczyma faraona, aż w końcu pewnej nocy wstał i wypuścił Izraela z Egiptu. To było przykre, ciągle doświadczać odmowy ze strony władcy, który Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył. Bóg nieustannie motywował Mojżesza do pukania do bram pałacu faraona. Można przypuszczać, że Bóg wiedział dobrze, iż on nie od razu wypuści lud wybrany, ale zależało mu na tym, by Mojżesza nauczyć wierności natchnieniom, ciągłego domagania się wolności, niepoddawania się. Potrzeba jest matką wynalazków. Dobrze jest, jeśli od razu nie otrzymujemy pewnych łask, bo nieustanne proszenie o nie daje czasem o wiele więcej niż to, o co prosimy: wytrwałość i wiarę! Głęboko dotyka mnie to, że użyte w Jezusowej przypowieści słowa są tak twarde, wręcz szokujące. Sędzia decyduje się wysłuchać wdowę, tłumacząc sobie samemu tę uległość lękiem przed jej reakcją. Użyte w Biblii Tysiąclecia sformułowanie: „aby mnie nie zadręczała”, Biblia Brytyjska przetłumaczyła: „aby nie uderzyła mnie w twarz!”. Czy można tak przetłumaczyć te słowa? Można, gdyż użyto tam określenia greckiego, które tłumaczy się też jako „podbijanie komuś oka”, albo, za tekstem łacińskim, „wy- szydzenie kogoś”! To bardzo twarde określenie, ale ono nam być może obrazuje, jak usilne staranie musimy włożyć w modlitwę, by osiągnąć skutek. Czyżby Bóg był aż tak trudny do uproszenia jakiejkolwiek łaski? Przypowieść jest pewną zasadzką dla tych, w których sercach drzemie obraz Boga nieubłaganego. Można przecież mylnie ją zrozumieć, jakoby Bóg był twardym Stwórcą, który jedynie wtedy nas wysłucha, gdy się naprawdę poniżymy, i skomląc, będziemy Go prosić o najmniejszą łaskę.

Przebaczenie

Wszystko zaczyna się od przebaczenia.

"Przebaczenie nie może być zapomnieniem, unikaniem, obwinianiem, odłożeniem pojednania ad calendas graecas lub zdeformowane kulturalnym ceremoniałem, zadowalającym się wyrzuceniem z siebie jak granatu słowa „Przepraszam!”.
Bóg nie chce od nas niczego i niczego od nas nie przyjmie, nawet największego wyrzeczenia i daru, dopóki nie będziemy pojednani. Nawet umrzeć nie możemy, dopóki nie będziemy mogli wszystkim powiedzieć, że ich kochamy. Co się stanie, jeśli nie pogodzimy się z żoną, mężem, teściową, sąsiadem, bliźnim, na którego będziemy chcieli patrzeć jedynie jak na przeciwnika? Przeciwnik, jak mówi Ewangelia, odda nas sędziemu, ten dozorcy, dozorca wsadzi do więzienia, aż oddamy ostatni grosz, ostatni dług. W naszym języku świetnie się to przekłada: być winnym, to być zadłużonym finansowo, ale też mieć winę moralną. Historyjka z uwięzieniem jest zaś aluzją do nieprzebaczenia, gdyż w języku greckim zarówno „uwalniać” (z więzienia) jak i „przebaczać” (odpuścić winy lub grzechy) można określić tym samym słowem: „afesis”. Nieprzebaczenie jest szczególnym uwięzieniem, zamyka przede wszystkim nieprzebaczającego w postawie osamotnienia i lęku przed popadnięciem w ten sam grzech, którego nie chce on przebaczyć bliźniemu. Lęka się osądu sumienia, boi się poczucia winy bardziej niż samego grzechu. Bardziej boi się czuć winnym, niż nim rzeczywiście być, dlatego pilnuje siebie i pilnuje na każdym kroku innych, zachowuje się jak dozorca. Jest to męcząca postawa nieustannej podejrzliwości, aktywnej zwykle w tej dziedzinie, w której pozostało owrzodziałe nieprzebaczenie. Więzienie to sytuacja zamknięcia się w sobie, izolacja i autyzm duchowy. Ludzie skrywający w sobie nieprzebaczenie nie są otwarci, są zamknięci. Często są także zniewoleni grzechami nałogowymi, które mogłyby ich uczyć miłosierdzia, bo ciągle muszą o miłosierdzie wobec siebie prosić, a to otwiera. Dokąd taki stan będzie trwał? Dopóki nie oddadzą ostatniego grosza. Metafora o oddawaniu ostatniego grosza dotyczy właśnie tych zniewoleń, które dotąd się powtarzają, dopóki człowiek nie poczuje, że mu przebaczono ZA DARMO i nie musi płacić za wino miłosierdzia Boga i mleko Jego sprawiedliwości. Jeśli człowiek, choć otrzymał rozgrzeszenie i przebaczenie Chrystusa, sam nie może sobie darować grzechu, nie będzie też zdolny przebaczać za darmo swoim winowajcom."

Augustyn Pelanowski OSPPE

środa, 24 października 2007

Areguà

Witam wszystkich !
Chcialbym przekazac krotka informacjie o naszej obecnosci w Areguá, 30 km od Asunción. Jest to teren 4h miedzy dwoma wioskami. W roku 2006 w styczniu odbylo sie poswiecenie fundamentow pod budowe Centrum Bozego Milosierdzia. Obecnie jest to jadalnia dla dzieci biednych i dom postulatatu. Jest rowniez zatwierdzony projekt budowy Swiatyni Bozego Milosierdzia. Po ostatnie wizytacji prowincjalskiej we wrzesniu zapadly decyzje o rospoczeciu budowy. Jestesmy teraz w trakcie budowy Centrum Medycznego, w ktorym od przyszlego roku beda pracowac siostry zakonne, Franciszkanki z Czech. Ciekawostka jest, ze ich zalozycielem byl nasz ojciec pracujacy w Opawie, o.Klosse, XIXw. Pomagamy tez dzieciom biednym z okolicy, ok 100-u. Codziennie przywozi sie je i odwozi buses, od poniedzielku do piatku. Maja u nas opieke medyczna, posilek i katecheze. Mamy wlasna piekarnie, ktora zaopatruje caly osrodek i od kilku tygodni studnie glebinowa, ktora rozwiazala problem wody. W tych dniach instalujemy tez transformador, ktory rozwiaze problem “pradu” . Pracujemy rowniez z grupa mlodych , ok 20 osob, “Grupa Bozego Milosierdzia” Wlasnie z nimy w ubieglym roku przygotawalismy I Spotkanie Mlodych Bozego Milosierdzia. W styczniu planujemy II Spotkanie. A wiec praca jest w kierunku szerzenia kultu Bozego Milosierdzia, szczegolnie wsrod mlodziezy. Staramy sie isc wedlug schematu, o ktorym mowi Sw. Faustyna : Milosierdzie Boze mozemy glosic trzema sposobami: -czyn, -slowo, -modlitwa. W przyszlosci chcemy otworzyc rowniez osrodek dla narkomanow . W Areguá pracuje z o.Markiem Duda, ktory rozpocza ta prace i jest odpowiedzialny. Trzeba dodac, ze kult Bozego Milosierdzia w Paragwaju rozwija sie z wielka sila i to wlasnie my jako Franciszkanie Konwentulalni zainicjowalismy szerzenie tego kultu na ziemi Paragwajskiej i w dalszym ciagu jestesmy jako glowni. W Paragwaju mamy trzy obecnosci: Asunción, Guarambare i Areguá.
Niech Pan umacnia!

wtorek, 23 października 2007

Paragwaj 2

Witam!
Tutaj w Paragwaju nie ma tzw. prawdziwej misji-nawracania na katolicyzm. Raczej reewangelizacja. Brakuje ksiezy, staramy sie zapelniac te braki, umacniac katolikow, formowac. Ten brak ksiezy oczywiscie wykorzystuja bracia protestanci. Czesto cale wioski przechodza na ich religie. Jest to dla nas katolikow wezwanie, aby bardziej byc aktywnym w ewagelizacji, wychodzic na przeciw potrzeba tych ludzi!
No to tyle, odp na pytanko.
Trzymajcie sie Lorda!!!

poniedziałek, 22 października 2007

Paragwaj

Witam Wszystkich powernie!
Chce wrzucic kilka slow o mojej misji w Paragwaju. Normalnie pierwsze co cie powala to bezradnosc, tutaj sie uczysz, ze bez Pana nic nie zdzialasz! Natomiast z Nim - cuda. Codziennie doswiadczam, ze Jezus oddycha przy mym boku, jest obecny. Tutejsi ludzie sa bardzo otwarci na Boga i tez bardzo zagubieni, potrzebuja pasterza! Wiele kosztuje choc troche poznac ich mentalnosc, mysla zubelnie innymi kategoriami. Wlasnie z nimi odkrywam, ze Bog jest bardzo prosty. To my czesto komplikujemy nasza wiare i przyjazn z Bogiem. Ludzie tutejsi maja piekny zwyczaj, dzieci, starsi, zawsze jak sie witaja z ksiedzem to pierwsze co, skladaja rece i prosza o blogoslawienstwo, dopiero potem rozmawiaja. Dla mnie jest to bomba, bo czuje sie kaplanem i ciagle oni mi przypominaja, ze mam blogoslawic! Czesto na ulicy wsrod tlumu mnie zaczymuja i prosza, ojcze wloz na mnie rece i pomodl sie, poblogoslaw! Jes to power, w europie chyba nie do przeskoczenia. Tez jest czad, bo Pan przy tych krutkich modlitwach okazuje swa moc. Druga rzecz, co mysle u nas w kraju troche zapomniana, to uzywanie wody swieconej i kult swietych. Dla nich swiety, to ktos bardzo bliski, bez obciachu prosza go o pomoc, bardzo zywo. Kiedy jest jego wspomnienie, to bawia sie na calego. Woda swiecona jest czyms normalnym w domy, czesto ja uzywaja! Nastepna rzecz to rozaniec. Jest tu popularny, nikt sie nie czai nosic go na szyji. Jest fakt, ze trzeba ich mobilizowac do odmawiania, ale spox, grzeja rozaniec, koronke do Bozego Milosierdzia, jest to tu bardzo zywe.
Poza tym chce wam powiedziec, ze mam dwa zrodla, z ktorych pije wode zywa, aby tutaj funkcjonowac i pelnic wole Pana to: spowiedz i eucharystia!!! To jest moja sila i miejsce gdzie staram sie poglebic przyjazn z Jezusem. Jest fakt, ze czasami musze sie niezle nabiegac, aby sie wyspowiadac, przyjac Niebieska Rose, kosztuje cholernie, zwlaszcza jak musze isc co tydzien, ale warto! Tu nie jest jak w Polsce, ze kaplana masz na wyciagniecie reki! Czasami musze jechac 40, 30km za kaplanem:) sie oplaca! Pamietaj, ze laska Boza jest za darmo, tylko pros!!!!!
No to tyle na poczatek. Napiszcie co was interesuje, co chcecie wiedziec konkretnie.
Pozdrawiam wszystkich i blogoslawie!
hej

sobota, 20 października 2007

Modlitwyyy... i Miłosierdzia !!!

Jutro wybory !
Nie dajcie się omotać kłamcom !
Ja jadę na wybory do Pragi do ambasady, a zaraz potem popołudnie w Pradze i wieczorkiem nocnym dyliżansem jadę do Polski, Ojczyzny naszej. Na krótko Kraków, a po południu już zaczynam rekolekcje w Zakopcu. Bardzo Was wszytskich proszę o modlitwę !

P. s.
Może akurat się nawrócę :)

Na początku...

Hej….

Kiedyś się głosiło dobre lub mniej dobre nowiny na rynkach miast czy też z wierzchołków gór.. Nasz Pan zachęca, by głosić Ewangelię na dachach i dlatego my również nie zamierzamy zejść do podziemia, ale wzorem naszego świętego brata Maxymiliana zamierzamy wykorzystywać najnowsze zdobycze techniki, by głosić słowo Pana.

Podobnie, jak w czasach króla Dawida wielu jest dziś proroków głoszących i prorokujących. I tak naprawdę nie trzeba wyprawiać się w daleką podróż, by spotkać się ze Słowem Bożym, bo przecież tak naprawdę ono już na nas czeka, czeka na każdego z Was, i na mnie, i tak naprawdę to Słowo jest blisko każdego z nas, bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Wielu tego już doświadczyło !


W zasadzie pewnie wielu kapłanów pisze dziś swoje blogii, być może jeszcze więcej z nich tego nie czyni... Jeżeli zdecydowaliśmy się na ten krok, to tylko dlatego, że jest to odpowiedź na propozycję z zewnątrz, a zarazem odpowiedź na wewnętrzne natchnienie, wierzymy – pochodzące od Pana.

Jesteśmy jednak głęboko przekonani, że sami nie posiadamy jakiejś mądrości, ani niczego, czym byśmy mogli zabłysnąć czy się pochlubić. Jedyne, czym możemy się poszczycić to nasze słabości i grzechy. To wszystko co posiadamy.


Mamy też głęboką ufność w miłosierdzie Pana, mamy też radość z faktu pójścia za Nim i mamy to, na co „patrzyły nasze oczy” (i na co wciąż patrzą) oraz mamy to „Czego dotykały nasze ręce” (i Czego wciąż dotykają). Chcemy dzielić się z Wami naszym doświadczeniem Pana. Nie będą to jakieś opowieści wstrząsające krew w żyłach, czy też jakieś wielkie czyny nas grzeszników. To po prostu będzie nasza wspólna wędrówka. Każdy kto chce może się do niej przyłączyć – towarzysząc nam swoją modlitwą.

fr. Adam (w imieniu Darka również)