Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

piątek, 31 lipca 2009

Św. Jan Maria Vianney

Św. Jan Maria Vianney - wzór silnej woli w dążeniu do kapłaństwa

"Gdybyśmy nie mieli sakramentu Kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana"
/św. Jan Maria Vianney/

Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 roku, w ubogiej rodzinie wiejskiej, w Dardilly koło Lyonu, we Francji. Wielki wpływ na chłopca miała świątobliwa matka, której przykład najbardziej działał na wrażliwe serce Janka. Kiedy po latach mówił do matek, tak wspominał swoją: Wszystko zawdzięczam swej matce... Cnota matki łatwo przenika serce dziecka, które stara się czynić zawsze to, co widzi, że matka jego czyni.
W roku 1799, w czasie trwania krwawej rewolucji francuskiej i prześladowania Kościoła, potajemnie przystąpił do I Komunii św. Nauczył się czytać i pisać dopiero mając 17 lat, ponieważ władze rewolucyjne zlikwidowały szkoły prowadzone przez parafie.
Po roku nauki w niższym seminarium duchownym, w roku 1813 wstąpił do seminarium wyższego w Lyonie. Z powodu dużych trudności w nauce przełożeni radzili mu, aby opuścił seminarium. Jednak Jan miał obrońcę - wstawił się za nim jego protektor, proboszcz z Ecully, który uczył go łaciny. Dzięki jego interwencji Jan ukończył studia filozoficzno-teologiczne i w roku 1815 udzielono mu święceń kapłańskich.
Pierwsze trzy lata ks. Jan spędził jako wikariusz w Ecully. Był członkiem III zakonu św. Franciszka z Asyżu (1182-1226).
W roku 1818 został skierowany do Ars, gdzie mieszkał przez 41 lat, aż do śmierci.
W zapadłym zakątku diecezji Lyonu w Ars, w samodzielnej parafii - liczącej 230 mieszkańców - prowadził bardzo surowy tryb życia, pełen umartwień fizycznych i postów. Mieszkańcy Ars bowiem odeszli od praktykowania Bożych przykazań i zapomnieli, co to dobry uczynek i na co przeznaczona powinna być niedziela. Zamiast w ten dzień iść do kościoła, woleli przebywać w karczmie. Na nic zdawały się starania nowego proboszcza, który w niedzielę uderzał w dzwony, zapraszając parafian do kościoła. Nie pomagało upiększanie świątyni, wyposażanie jej w nowe obrazy i figury. Tygodniami całymi pracował ksiądz Vianney nad swymi kazaniami, by były one przystępne dla ucha jego słuchaczy.
Wydawało się, że ziemia, na którą wysiewał ewangeliczne ziarno, była zbyt twarda i kamienista, by mogła wydać plon.
Przeżywał chwile zwątpienia, wydawało mu się, że nie podoła tej pracy, że będzie musiał prosić o przeniesienie.
O Boże mój, wolałbym umrzeć miłując Ciebie, niż żyć choć chwilę nie kochając... Kocham Cię mój Boski Zbawicielu, ponieważ za mnie zostałeś ukrzyżowany... ponieważ pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie – taka postawa prowadziła go do nadzwyczajnej gorliwości duszpasterskiej.
Zaczął pościć, umartwiać się, modlić się długo w nocy w intencji swych parafian, leżąc krzyżem w pustym kościele. Równolegle rozpoczął też odwiedzać swych parafian, interesować się ich życiem, wspomagać najbardziej potrzebujących, na co przeznaczył nawet pieniądze ze sprzedaży swych mebli, zostawiając sobie tylko łóżko, dwa stare stoły, kilka krzeseł, żelazny piec i jeden garnek. Chciał upodobnić się do swych parafian w ubóstwie i nędzy szarych dni.
Powoli, stopniowo parafianie zaczynali go rozumieć. Był już jednym z nich, szli do niego po pomoc, po radę. Ludzie zaczęli go autentycznie kochać, zmieniali swe dotychczasowe upodobania.
Jego modlitwa: O Boże mój, pozwól mi nawrócić moją parafię: zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia, jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia, świadczy o głębokim poczuciu odpowiedzialności za ludzi powierzonych jego duszpasterskiej trosce.
Zasłynął jako duszpasterz i kaznodzieja, inną niezwykłą jego cechą było udzielanie spowiedzi. Jak podają biografowie, Proboszcz z Ars spowiadał niekiedy nawet szesnaście godzin bez przerwy. Według szacunkowych obliczeń, w ciągu całej posługi kapłańskiej wyspowiadał około miliona osób.
Wiedział, że tylko w konfesjonale znajduje się odrodzenie człowieka do nowego życia w Bogu.
Płakał nad grzechami ludzi. Starał się budzić w penitentach pragnienie skruchy za zło, którego się dopuścili, a jednocześnie „podkreślał piękno Bożego przebaczenia”.
Wielu ludzi, którzy go poznali, po rozmowie z nim, po wysłuchaniu jego kazań doznawało nagłego olśnienia, odkrywając właściwy kierunek, by ratować Kościół we Francji.
Chrześcijanin, który chce zbawić swoją duszę, zaraz po przebudzeniu kreśli na sobie znak krzyża, oddaje swoje serce Bogu, ofiaruje Mu wszystkie swoje uczynki i przygotowuje się do modlitwy. Bez niej nigdy nie idzie do pracy - bierze wodę święconą, klęka i modli się przed wizerunkiem Ukrzyżowanego. Nigdy o tym, bracia, nie zapominajmy - od dobrze rozpoczętego dnia zależy cały szereg łask, jakich udzieli nam Bóg, żebyśmy dzień przeżyli w sposób święty.
Św. Jan Vianney
Nikomu nieznana wioska Ars, leżąca na południu Francji, stała się w niedługim czasie bardzo znaną miejscowością. Przyjeżdżały do niej, nawet z odległych zakątków Francji, tysiące wiernych wiedzionych sławą i charyzmatami miejscowego Proboszcza.
Ks. Jan nie uskarżał się nigdy na choroby i nadmiar pracy. Jednak surowy tryb życia osłabił jego organizm. Do cierpień fizycznych dołączyły także duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzonych wiernych. Przez okres 35 lat Proboszcz nękany był manifestacjami demonicznymi. W wyniku tych trudności, dwukrotnie chciał potajemnie uciec z Ars, jednak parafianie nie dopuścili do tego.
Zmarł 4 sierpnia 1859 roku, wyczerpany trudami życia. Papież św. Pius X beatyfikował go w roku 1905, a do chwały świętych wyniósł go papież Pius XI w roku 1925. Ten sam papież w 1929 roku ogłosił go patronem proboszczów. Św. Jan Vianney w liturgii wspominany jest 4 sierpnia.

KRZYK!

Witam Was wszystkich kochani!
Ostatnio malo kontaktu, ale tylko medialnego:)
Chce dzis wykrzyknac do Was, cos jak kiedys Jezus przy swiecie, krzyczal, prosil. Tylko, ze ja w innej sprawie.
Mija trzy lata mojej pracy w Paragwaju. Mysle, ze w Polsce przez 20 lat bym nie przezyl tyle, co tu przez ten krotki czas, szczegolnie jako kaplan! Wojny swiatowe to jest pryszcz. Wlasnie, jak wiecie mamy rok kaplanski. We wtorek 4.08. swieto Jana Marii Vianey, "patrona kaplanow",150 lat od jego smierci. Kochani, ja jako kaplan i moi bracia w posludze POTRZEBUJEMY waszego wsparcia!!! Prosze Was, robcie kampanie wsrod waszych znajomych NIE MOWMY O KSIEZACH, MODLMY SIE ZA NICH!!! W ten sposob mozecie uratowac tysiace powolan!!! Pan wysluchuje prosb swego ludu!!!
Blogoslawie kazdego z was!
DZIEX

środa, 22 lipca 2009

Maria Magdalena

(Homilia 25, 1-2. 4-5)

Gorąco pragnęła Chrystusa

"Przyszedłszy do grobu Maria Magdalena nie znalazła ciała Pana. Pomyślała więc, iż zostało zabrane, i doniosła o tym uczniom. Ci przyszli, zobaczyli i przekonali się, że tak właśnie jest, jak im powiedziała niewiasta. Ewangelia mówi o nich dalej: "Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie"; i dodaje: "Maria natomiast stała przed grobem płacząc". Z tego widać, jak wielką miłością pałało serce Marii, skoro nawet po odejściu uczniów nie odstąpiła od grobu Pana. W dalszym ciągu szukała Tego, którego nie znalazła. Pukała szukając i ogarnięta żarem miłości gorąco tęskniła za Tym, o którym sądziła, iż został zabrany. I stało się, że tylko ta zobaczyła wówczas Jezusa, która pozostała, aby szukać. Dopełnieniem bowiem czynu dobrego jest wytrwałość, według słów Prawdy: "Kto wytrwa do końca, będzie zbawiony".

Szukała i nie znalazła. Szukała dalej wytrwale i znalazła; tęsknota rosła w miarę upływu czasu, kiedy zaś stała się wielką, osiągnęła cel swoich pragnień. Święta bowiem tęsknota rośnie, gdy nie znajduje przedmiotu swych pragnień. Gdy zaś czekanie usuwa tęsknotę, oznacza to, iż nie była to prawdziwa tęsknota. Taką właśnie prawdziwą tęsknotę przeżywał każdy, kto zdobył prawdę. Dlatego Dawid powiada: "Dusza moja pragnie Boga żywego, kiedyż przyjdę i ujrzę Boże oblicze". Natomiast Kościół w Pieśni nad pieśniami woła: "Zraniona jestem miłością". Zaś nieco dalej: "Omdlewa moja dusza".

"Niewiasto, czemu płaczesz! Kogo szukasz?" Zostaje zapytana o przyczynę bólu, aby tym bardziej wzrosła jej tęsknota, aby wymieniając imię poszukiwanego, tym większą zapłonęła ku Niemu miłością. Mówi jej Jezus: "Mario". Kiedy zawołał: "Niewiasto", nie został rozpoznany; teraz oto woła po imieniu, jak gdyby chciał powiedzieć: "Rozpoznaj, Kto ciebie rozpoznał!" Maria nazwana po imieniu rozpoznaje Stwórcę i natychmiast woła: "Rabbuni", to jest "Nauczycielu"; albowiem Ten, którego szukała na zewnątrz, pouczał ją wewnętrznie, jak należy Go szukać.

Z Homilii św. Grzegorza Wielkiego, papieża, (Homilia 25, 1-2. 4-5)
Brewiarz, Godz. czytan z 22 lipca, wspomnienie, św. Marii Magdaleny

sobota, 18 lipca 2009

TRANSATLANTIC wypływa


Nowa płyta naszego bandu A&D wyrusza do Was. Płytki już jutro dotrą do Leska na Ewangelizację Bieszczadów,w najbliższym czasie będzie ich można również słuchać w Radio Fara. W tym tygodniu płytki będzie można zakupić w sklepiku na Franciszkanskiej 4 w Krakowie (pewnie gdzieś wtorek-sroda). Będziemy na bieżąco informować o kolejnych miejscach nabycia płytki. Jesli chcesz się dowiedzieć, czy w Twojej okolicy będzie można dostać płytki - napisz, pomożemy Ci ja znalezć !
Serdecznie zapraszamy jutro do Leska na spotkanie z Holy Noiz (muzycy grajacy również w A&D). Na koncercie będzie można usłyszeć również piosenki A&D z płyty TRANSATLANTIC. Koncerty zaczynają sie od godz. 18.00 w amfiteatrze. Zespół Holy Noiz zagra również w środe w Łopience (zabytkowa cerkiew), koncert HN planowany jest na godz.20.00, po nim czuwanie nocne.
Zapraszamy również na Koncert urodzinowy A&D połączony z promocją płyty TRANSATLANTIC w poniedziałek 27 lipca do Kalwarii Pacławskiej kolo Przemysla.
Adres bandu: ad@franciszek.pl

czwartek, 16 lipca 2009

Reggae w lecie



Lipiec to czas premier przynajmniej dwóch płyt z muzyką reggae. O naszej płycie TRANSATLANTIC juz pisaliśmy i jeszcze napiszemy, ale trzeba wspomniec też o legendzie polskiego reggae Darku Malejonku i premierze jego nowej płyty "ADDIS ABEBA", ktorej premiera 24 lipca. W radio możecie słuchac piosenek promujących płyte, również na serwisie youtube.

To już trzecia studyjna płyta Maleo Reggae Rockers. W języku amharskim słowo ADDIS ABEBA oznacza Nowy Kwiat. I tak właśnie zesół traktuje tę płytę - jak coś co kwitło, nabierało kolorów, rosło w siłę, aż wreszcie eksplodowało z zupełnie nową jakością... Praca nad płytą trwała prawie trzy lata. Był to okres intensywnego działania zespołu, który zagrał mnóstwo koncertów, uczestniczył w różnych przedsięwzięciach muzycznych. Wszystkim tym działaniom przyświecał jeden cel – zebranie pomysłów, doświadczenie czegoś nowego!

Pod koniec 2008 roku Maleo udał się w miesięczną podróż po Afryce. To co tam przeżył, co zobaczył, dało mu kompletnie inne spojrzenie na świat. Wszystkie te doświadczenia dały nową jakość muzyce jego zespołu, miały duży wpływ na warstwę tekstową oraz nadały inny rytm powstawania tej płyty. Słychać to wyraźnie w utworze „Reggae Radio”, który promuje album i szturmem podbija listy przebojów. Z pewnością będzie to jeden z największych hitów tego lata.

Na płycie znajduje sie 12 kawałków. Jest też bonus w postaci utworu poety Tadeusza Gajcy w specjalnej aranżacji Maelo przygotowanej na wyjątkową płytę wydaną przez Muzeum Powstania Warszawskiego z okazji 65 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Sam zespół potwierdza to, mówiąc: „Jesteśmy przekonani, że oddajemy w Wasze ręce płytę kompletną, dojrzałą. Płytę, która choć na chwilę oderwie Was od codzienności, sprawi, że na Waszych twarzach pojawi się uśmiech. Płytę, która zachęci Was do refleksji.”

Bóg Gigant !

5 lat temu wszystko sie zaczelo...

16 lipca 2004 (w piątek) tuż po Eucharystii o 7.00 wyjechaliśmy z Jihlavy do Brna, by nagrywać pierwszą swoją płytę (jak się później okazało - bardzo amatorską i z mnóstwem błędow). Ok. 9.00 godz. podjechaliśmy pod Hotel Grand w Brnie, gdzie spotkaliśmy Danę i Honza, a stamtąd pojechaliśmy do Indies Studio (notabene jest to to samo, studio, gdzie 5 lat później nagrywaliśmy płyte TRANSATLANTIC). Dzień wcześniej, we wspomnienie św. Bonawentury, ok. godz. 15. 00 również spotkaliśmy sie pod Grandem w Brnie z Dana i Honzem, by dogadać szczegóły nagrania.

Jadąc na nagrania wczesnym rankiem 16 lipca, modliliśmy się na różancu (i wracając również), podobnie kiedy 17 lipca wyjeżdżaliśmy z pierwszymi 7 egzemplarzami płytki zawierzając Bogu nagrania i tych, do których te płytki dotrą.

Wieczorem 17 lipca tylko we dwóch słuchaliśmy tych nagrań, mówiąc sobie: "Dziś słuchamy ich tylko my, może kiedyś usłyszy ich wiecej osób..."

W miesiąc po nagraniu płytka dotarła juz na Słowacje, do Polski, Niemiec, Austrii i na Ukraine, a przede wszystkim do Asyzu - i to do klasztoru, nad grobem św. Franciszka. Bardzo nas to cieszyło, ze właśnie tam rozbrzmiewają dźwięki z tej płytki.

I te pierwsze słowa. "Nie lękaj się.... Bóg jest Tym, ktory o Tobie pamieta..."
Nic sie nie zmieniło w ciagu tych 5 lat. Cały czas wierzymy w to niezmiernie i jesteśmy o tym głeboko przekonani... Właśnie dlatego gramy i śpiewamy dalej, pomimo że jeden z nas mieszka bardzo daleko....

Dziś wzywamy Was wszystkich, nasi Przyjaciele do dziękczyniena Panu za tych 5 lat i zapraszamy gorącej modlitwy do Boga, by nadal czuwał nad nami i wspierał nas.

W intencji swojej i Darka, jak i wszystkich osób związanych z nami - od Dany i Honza, Tomase Kvasnicky ich Rodzin, po osoby nagrywające TRANSATLANTIC i naszych najnowszych przyjaciół, którzy nam pomagali przy naszej najnowszej płycie, jak i przez wszystkie te lata, w intencji tych, co mieli odwage słuchać naszych amatorskich wypocin z milionem błedów, odprawiłem dzisiaj wczesnym rankiem Eucharystie - w górach, gdzie spedzam wakacje. W sposób szczególny polecałem wszystkich, ktorzy słuchać bedą TRANSATLANTIC (i Was równiez o to stale prosze) na naszym campingu pełnym rosy, skąd widzieliśmy góry otoczone chmurami (jeden obłok tak fajnie sie obniżył i przyblizył niczym chwała Jahwe).

Niech bedzie uwielbiony Bóg, Wspólnota Miłości - Ojciec Syn i Duch Swiety. AMEEEN !

Jahwe - to nasz Pan, Jahwe to nasz Bóg !

Ten, któremu ufamy i Ten, co wybawia nas z reki naszych wrogów !

Ten, którego Miłość nie kończy sie NIGDY !

Bóg, który uwielbia sprawiać niespodzianki swoim małym dzieciom !

O szkaplerzu raz jeszcze

Czym właściwie jest szkaplerz?
O szkaplerzu pisaliśmy nie raz, ale chyba warto wrócić do tego tematu, zwłaszcza dziś, we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel. My sami doświadczamy w swym życiu opieki MB z Góry Karmel. Ciekawe, że pierwszą amatorską płytę, od której datujemy powstanie A&D nagraliśmy właśnie w dzien wspomnienia MB z Gory Karmel - 16 lipca 2004r.
W duchu wdzieczności, za wszystkie Laski udzielone nam osobiście,jak i w podziękowaniu Bogu za Jego pomysł z A&D, podajemy kilka słów o szkaplerzu. Sa to obszerne i najciekawsze fragmenty dłuższego opracowania z serwisu wiara.pl.

Przez szkaplerz rozumiemy szatę wierzchnią, której używali dawni mnisi w czasie codziennych zajęć, aby nie brudzić habitu. Szkaplerz spełniał więc rolę fartucha gospodarczego. Potem przez szkaplerz rozumiano szatę nałożoną na habit. Ponieważ było niewygodnie nosić szkaplerz taki, jaki nosili przedstawiciele danego zakonu, dlatego z biegiem lat okrojono go do dwóch małych płatków płótna, zazwyczaj z odpowiednim wizerunkiem na nich. Na dwóch tasiemkach noszono go w ten sposób, że jedno płócienko było na plecach (stąd nazwa łacińska scapulare), a druga na piersi. Taką formę zachowały szkaplerze do dnia dzisiejszego. W roku 1910 papież św. Pius X zezwolił ze względów praktycznych na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym.

Od siedmiu wieków szkaplerz Dziewicy Maryi z Góry Karmel jest znakiem zaaprobowanym przez Kościół i przyjętym przez zakon karmelitański jako zewnętrzny wyraz miłości do Maryi, dziecięcego zaufania Jej oraz zaangażowania się w naśladowanie życia Matki Pana.

Słowo "szkaplerz", które kiedyś oznaczało wierzchnią szatę, z czasem nabrało symbolicznego znaczenia: naśladowanie Jezusa w dźwiganiu codziennego krzyża. W Karmelu szkaplerz symbolizował szczególną więź zakonników z Maryją, wyrażał ufność w Jej matczyną opiekę oraz pragnienie naśladowania Jej życia. W ten sposób znak ten zyskał charakter maryjny.

Pius XII napisał: "Szkaplerz święty jest rzeczywiście znakiem i gwarancją szczególnej opieki Najświętszej Dziewicy, ale niech nikt nie sądzi, że nosząc tę szatę, może oddać się opieszałości serca i obojętnym duchem czekać na zbawienie".

Jednym z przywilejów zwiazanych ze szkaplerzem jest tzw."Przywilej sobotni". Mówi się, ze Papiez Jan XXII wydal 3 marca 1322 tzw. Bullę Sobotnią, mówiącą, iż na prośbę Matki Jezusa w pierwszą sobotę po śmierci uwolnieni są z czyśćca wszyscy noszący z wiarą szkaplerz. Tekst ten budził od dawna wiele zastrzeżeń co do jego autentyczności. 12 sierpnia 1530 roku papież Klemens VII potwierdził tzw. przywilej sobotni bullą Ex clementi ze słynnymi słowami: „Dla pewności, gdyby nigdy nie był udzielony, przez tę bullę niech będzie udzielony”.

Rolę Maryi w skracaniu mąk czyśćcowy potwierdza fragment Dzienniczka św. Faustyny: „Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję «Gwiazdą Morza». Ona im przynosi ochłodę”.

Wierni szybko zrozumieli, że przyjęcie szkaplerza oznacza wejście do Rodziny Karmelu i przynależność do Maryi. Odpowiadając na miłość Dziewicy, są pewni Jej opieki w trudach życia i w momencie śmierci, ufając również, że i po śmierci wstawi się za nami u swojego Syna. Magisterium Kościoła zatwierdziło nabożeństwo szkaplerzne i zaliczyło je do sakramentaliów. 16 lipca został ustanowiony Świętem Matki Bożej Szkaplerznej jako wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. Szczególnym propagatorem duchowości karmelitańskiej jest Ojciec Święty Jan Paweł II, który wielokrotnie przyznawał się do noszenia szkaplerza i otrzymywania wielkich łask dzięki tej pobożności.

Trzeba pamiętać, iż szkaplerz karmelitański, zatwierdzony przez Kościół jako znak chrześcijańskiej wiary i znak Maryi, nie jest jakimś amuletem czy magicznym talizmanem. Samo noszenie szkaplerza nie jest również automatycznym gwarantem naszego zbawienia czy też wymówką, aby nie podejmować życia chrześcijańskiego. Nabożeństwo szkaplerzne, tak jak każde inne maryjne nabożeństwo Kościoła, jeśli jest poważnie traktowane i praktykowane, wymaga trudu współpracy z Tą, której się powierzamy. Noszenie szkaplerza powinno przypominać nam o naszych obowiązkach chrześcijańskich jako warunku pewności, że Matka Boża będzie wstawiać się za nami. Szkaplerz wyraża wiarę chrześcijanina w spotkanie z Bogiem w życiu wiecznym dzięki wstawiennictwu i opiece Maryi Dziewicy.

Na koniec kilka słów Papieza Jana Pawla II o szkaplerzu:
"Ten, kto przywdziewa Szkaplerz, zostaje wprowadzony do ziemi Karmelu, aby «spożywać jej owoce i jej zasoby» (por. Jr 2,7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości (por. Formuła nałożenia Szkaplerza).

Znak Szkaplerza przywołuje zatem dwie prawdy: jedna z nich mówi o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny, i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały; druga to świadomość, że nabożeństwo do Niej nie może ograniczać się tylko do modlitw i hołdów składanych Jej przy określonych okazjach, ale powinna stanowić «habit», czyli nadawać stały kierunek chrześcijańskiemu postępowaniu, opartemu na modlitwie i życiu wewnętrznym poprzez częste przystępowanie do sakramentów i konkretne uczynki miłosierne co do ciała i co do duszy. W ten sposób Szkaplerz staje się znakiem «przymierza» i wzajemnej komunii pomiędzy Maryją i wiernymi: wyraża bowiem w sposób konkretny dar, jaki na krzyżu Jezus uczynił Janowi, a przez niego nam wszystkim, ze swojej Matki, oraz przypomina o powierzeniu umiłowanego apostoła i nas Tej, którą ustanowił nasza Matką duchową."
(Z listu Jana Pawła II do przełożonych generalnych Zakonu Braci NMP z Góry Karmel i Zakonu Braci Bosych NMP z Góry Karmel)