Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

czwartek, 31 grudnia 2009

Na Sylwestra

+ Dziś Kościół wzywa nas, abyśmy śpiewali pieśń. Jak słyszymy w Psalmie: ma to być pieśń nowa. Pieśń nowa - ale dziś szczególnie za stare rzeczy, za to wszystko, co już nam uciekło i przeminęło, ale i za to, co już dostaliśmy i możemy cieszyć się tym nadal. Nowa pieśń za stare rzeczy, stare doświadczenia - bo i miłość Pana, jak czytamy w Księdze Lamentacji, jest wciąż świeża i nowa, choć przecież mówiąc po naszemu: baardzo stara (Chciałoby się powiedzieć o tej Bożej Miłości - stara jak świat, ale przecież jest duuużo starsza. W przypadku miłości Boga nie mówimy o wieku, bo wieczna jest jak wieczny jest Bóg). Z pewnością każdy z nas ma za co dziękować Bogu. Wiele było różnych wydarzeń w tym roku. Może jakiś awans, podwyżka... Może ktoś dostał w prezencie od Boga niezwykły dar - dziecko, a może czyjeś dziecko wypowiedziało pierwsze słowa, zrobiło pierwszy krok, może ktoś dostał się do nowej szkoły, rozpoczął nowe życie z umiłowaną osobą, złożył śluby wieczyste.... A może po prostu udało nam się dobrze przeżyć ten rok bez większych zmartwień, może z niezbyt wielkm budżetem, ale za to w miłości. Niewątpliwie były i wydarzenia smutne, wolelibymy ich nie pamiętać. Może musieliśmy się z kimś pożegnać. Te wszystkie wydarzenia oddajemy Panu Bogu zawierzając Jego dobroci. Chcemy śpiewać Mu pieśń dziękczynienia za to, że JEST, że jest przy nas i że wciąż przychodzi... (por. Psalm 96, z dzisiejszej liturgii).
Wciąż przychodzi do nas w różnych wydarzeniach naszego życia. Przychodzi jak światło, by oświetlić tą naszą szarą codzienność. Swiatło prawdziwe, które oświeca każdego człowieka
(J 1,9). Przychodzi by nadać sens naszemu życiu - by stać się sensem naszego życia, by być wytłumaczeniem - dlaczego i po co żyjemy...? Teraz gdy mija kolejny rok chce mówić do nas, by pokazać nam wyjście z różnych ciemnych zaułków do których, być może, wplątaliśmy się. Wciąż przychodzi, by pokazać nam drogę, by ją oświetlić, by odpowiedzieć na pytania, jakie mamy w sercu - również te dotyczące smutnych wydarzeń naszego życia. On jest światłem, który świeci w ciemności, a ciemność Go nie ogarnia.On jest z nami w naszych ciemnościach i rozświetla je swą obecnością.
Słowo stało się ciałem i przebywa między nami...
Wszyscy otrzymaliśmy z Jego pełni łaskę po łasce (J1)
Dopóki macie światłość, chodźcie w świetle, aby ciemność was nie ogarnęła (J 8).

Życzenia

Niech się Izrael cieszy swoim Stwórcą
a synowie Syjonu radują się swym Królem

Ps 149


+ Z okazji świąt Bożego Narodzenia, jak i bardzo szybko zbliżającego się Nowego Roku życzymy Wam wszystkim, by czas który przeżywamy był czasem szczególnej radości z bliskości Pana. Niech to będzie czas zapatrzenia się w piękno oblicza Boga, który stał się Dzieckiem - aby jeszcze bardziej, jeszcze mocniej "przemówić do serca". Radujmy się Nim i cieszmy Jego Obecnością, cieszmy się, że jest Emmanuelem - Bogiem z nami ! Bogiem- który jest blisko... ZAWSZE !
Wszystkiego dobrego !
Adam i Darek
P.s.
Kochani - wprawdzie już po świętach, ale wciąż mamy okres poświąteczny i Oktawę Bożego Narodzenia, więc myślę jeszcze nie zawaliliśmy tego tak totalnie :)
Mam nadzieję że i Darek wkrótce się pojawi
Wkrótce garść newsów z Paragwaju

Słówko

Witajcie po dłuższej przerwie. Przepraszamy, ale gorący czas dla wszystkich był, więc niekóre sprawy musiały zejść na dalszy plan, ale już wracamy - najlepsze życzenia dla wszystkich - w dłuższej formie pojawią się później, a teraz w "kuluarach" powstaje newsik sylwestrowy.

piątek, 11 grudnia 2009

Wybierać to, co najlepsze

"Jestem nagi" - powiedział rajski Adam. Być może i wielu z nas mogłoby dziś powtórzyć te słowa. Jestem nagi - czyli nie mam nic, tylko słabości i grzechy. Dobrze wiemy, że nie taka jest pełna prawda o nas. Od chwili naszego chrztu otrzymaliśmy szatę łaski. Właśnie wtedy zostaliśmy wyzbrojeni do walki ze złym. Mając taką zbroję możemy ostać się przeciwko jego knowaniom. Możemy doświaczyć mocy Bożej, możemy widzieć, jak Bóg zwycięża w naszym życiu. Taką samą moc i zbroję otrzymała Maryja - z tym, że otrzymała ją nieco wczeniej - przy swym poczęciu. Trzeba było, aby Ta, z której narodzić się miał Baranek bez skazy - sama była tej skazy pozbawiona. W drugą niedzielę Adwentu Pan dał nam światło na rozpoczynający się tydzień i na dalsze życie: A oto się modlę: aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w pełnię poznania i głębię rozeznania, abyście byli w stanie ocenić, co jest najlepsze, i mogli w ten sposób okazać się czyści i bez zmazy w Dniu Mesjasza (tłum, wg "Komentarz żydowski do Nowego Testamentu"). Czyż nie tak właśnie staramy się postępować w naszym życiu - chcemy wybierać to co najlepsze? Czy jednak rzeczywiście tak czynimy?

Maryja zawsze wybierała to, co najlepsze - czyli przyjaźń z Bogiem, Jego Łaskę. Zawsze ją wybierała. Idźmy i my Jej śladem !

wtorek, 1 grudnia 2009

Och, Karol...

"Och, ten Karol..." - z pewnością nieraz tak mówili jego bliscy, bo niezłym rozrabiaką był... ale do czasu... aż jak owieczka pozwolił Jezusowi, by go odnalazł i wziął na ręce. Rzecz o Karolu de Foucauld, błogosławionym Koscioła, którego dziś "po cichu" wspominaliśmy w liturgii, w rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Zdaje się, że już kiedyś o nim pisaliśmy, więc dziś zamiast życiorysu, który wszędzie można znaleźć, kilka słów od niego. Niech będzie jednym z naszych patronów nie tylko w tym Adwencie, ale i w Adwencie naszego życia, gdy czekamy na przyjście Pana.

"Ujrzał Lewiego (...) siedzącego w komorze celnej (Mk 2,14) - nie ma stanu tak godnego pogardy, z ktorego Ty nie chciałbyś duszy wyciagnąć, nie tylko, aby ją zbawić, ale by ją umieścić wśród swoich wybrańców, aby ją podnieść do wielkiej świętości. Wyciągasz z przydrożnego pyłu zagubioną i zdeptaną drahmę i przywracasz jej pierwotną piękność.Nigdy nie traćmy nadziei ani wobec samych siebie, ani też innych ludzi, ani kogokolwiek, choćby nie wiem, jak by pogrążony w swej deprawacji, choćby się wydawało, że wygasły w nim wszelkie dobre uczucia.Nie traćmy nigdy nadziei, nie tylko co do zbawienia, ale nawet co do możliwości osiągnięcia świętości godnej podziwu. Bóg jest wystarczajaco potężny, by tego dokonać ! Naszym obowiązkiem jest wszystkiego się spodziewać !

sobota, 28 listopada 2009

Czekamy

Rozpoczęliśmy Adwent.
Nie pierwszy to adwent w naszym życiu...
Wiemy o co chodzi - przygotowanie do świąt, prezenty, choinki, sprzątanie...

Wiemy, że adwent jest również czasem oczekiwania...
Może warto sie zapytać: czy ja na Boga jeszcze czekam?
A jak tak to jak: z obawą, niecierpliwością, może strachem...

Czy mogę powiedzieć: czekam na Pana z utęsknieniem...?
Czy wyglądam Jego przyjścia każdego poranka ? Czy czekam na Niego w nocy?
Czy jest dla Niego miejsce w mojej szarzyźnie dnia?

Jedno jest pewne: On na nas czeka !
Nigdy nie było takiej chwili, kiedy by na Ciebie i na mnie nie czekał, gdyby zrezygnował, załamał ręce...
Dalej czeka na Twój i mój powrót do Niego, czeka na owoce - kiedy zaczniemy przynosić owoce nawrócenia? Czeka, by wylać na nas całą obfitość Łaski.

Również teraz czeka...
W Jego domu zawsze pali się światło...

środa, 25 listopada 2009

O Kosciele w Indiach

Z abp. Raphaelem Cheenath z archidiecezji Cuttack-Bhubaneswar, gdzie w sierpniu 2008 r. doszło do pogromów chrześcijan, rozmawia Tomasz Gołąb.

Tomasz Gołąb: Boi się Ksiądz Arcybiskup o swoje życie? Podobno hinduscy ekstremiści wyznaczyli 250 dolarów za głowę każdego księdza lub pastora.
Abp Raphael Cheenath: – Nie znam takiego „cennika”, ale wiem, że gdy maoiści zamordowali Swami Lexmanananda Saraswati, przywódcę Światowego Komitetu Hindusów, fundamentaliści wykorzystali to jako pretekst, by rozpocząć szatański plan eliminowania chrześcijan z Indii. Zapowiedzieli morderstwa. Grozili, że zabiją także mnie.

Ilu wrogów w Indiach ma Jezus?
– Wolałbym mówić raczej o przeciwnikach chrześcijan niż wrogach Jezusa. Jesteśmy atakowani przez fundamentalistów hinduskich, którzy chcą ziścić marzenie o państwie jednolitym wyznaniowo. To mała grupa ludzi, ale wpływowa. Według ideologii Hindutwa, mniejszości religijne powinny z Indii zniknąć. Od dwóch dekad podsycają nienawiść wobec chrześcijan, ale i muzułmanów, choć do tej pory naród hinduski, w którym 82 proc. wyznaje hinduizm, był tolerancyjny. Wolność wyznania gwarantuje wszystkim konstytucja. Ale wpływy ekstremistów sięgają środowisk politycznych i w 5 stanach już wprowadzono ustawy utrudniające głoszenie Ewangelii.

Ekstremiści oskarżają chrześcijan o nawracanie Hindusów na siłę…
– To jeden z fałszywych pretekstów. Bo pomimo 2000-letniej historii chrześcijaństwa na subkontynencie indyjskim, wyznawców Jezusa jest tu tylko 2,3 proc., a katolików 1,8 proc. Ważniejszy jest inny powód: Kościół działa wśród najbiedniejszych i pozbawionych praw. Chodzi o wykluczonych, pozakastowców, niedotykalnych. Kościół staje się ich „wyzwolicielem”, bo daje im wykształcenie, perspektywę społecznego awansu, ale przede wszystkim – niosąc Dobrą Nowinę – przywraca im ludzką godność. Ta grupa to dziś około 250 mln osób.

To dlatego w ciągu dwóch ostatnich lat w Indiach zabito blisko 100 chrześcijan, a 50 tys. musiało opuścić swoje domy?
– W ciągu ostatnich miesięcy napadnięto 12 księży. Trzem z nich cudem udało się uniknąć śmierci w ogniu i uciec. Dwóch innych zostało porwanych i ciężko pobitych. Brutalnie zabito 75 osób, 20 innych uznano za zaginione. Hinduska dziewczyna pracująca w chrześcijańskim sierocińcu stała się ofiarą gwałtu zbiorowego, po czym została żywcem spalona w miejscowości Sambalpur. Fundamentaliści gwałcili, ucinali ręce i głowy, torturowali… Połowa z 40–50 tys. ludzi w obawie o swoje życie i wiarę musiała szukać schronienia w obozach dla uchodźców, inni schronili się w lasach i miasteczkach bądź uciekli ze stanu Orisa do Andhra Pradesh, Kerala, Tamil Nadu, Gujarat, Madhya Pradesh. Ekstremiści hinduscy niszczyli kaplice i kościoły, palili Biblie, księgi liturgiczne, profanowali posągi, wykrzykując: „Jai Shree Ram”, „Jai Bhajrang Bali” – „Zabić chrześcijan”, „Wykurzyć ich”. Spalili 6 tys. domów, 7 schronisk, 16 klasztorów i plebanii. Ofiarą ich nienawiści padły także 2 ośrodki zdrowia, a nawet samochody i karetki pogotowia używane przez misjonarzy. Zniszczono też 126 chrześcijańskich sklepów, które dzięki programom edukacyjnym Kościoła założyli pozakastowcy. Atak, którego ofiarami padli chrześcijanie w 2007 i 2008 roku, był więc bezprecedensowy i szatański w swym rozmachu.

Władze nie starały się pomóc chrześcijanom?
– Większość zbrodni została popełniona w obecności lokalnej policji, która była jedynie biernym obserwatorem wydarzeń. Gdy widzieli bitego kapłana, gwałconą zakonnicę czy profanację kościoła, po prostu odwracali wzrok. Bierność rządu oraz policji tylko zachęciła przestępców do kontynuowania okrucieństw, które rozciągnęły się na okres 6–7 miesięcy. W ten sposób niedbałość władz zakończyła się istnym ludobójstwem chrześcijan w Kandhamal. Dla porównania: podobne ataki na chrześcijan i ich świątynie, które miały miejsce we wrześniu tego roku w Karnataka i Mumbai, zostały ukrócone w ciągu trzech lub czterech dni.

Czy udało się ukarać winnych?
– Wnieśliśmy do sądu 2232 sprawy przeciwko napastnikom. W niektórych przypadkach zostali oni skazani. Ale główni odpowiedzialni za te ataki wciąż są na wolności. Grożą oni mieszkańcom, próbując zmusić ich do wycofania oskarżeń. Kandhamal to rozległe tereny rolnicze. Znalezienie dobrze wykwalifikowanych i doświadczonych prawników nie zawsze jest możliwe.

Tertulian mówił o pierwszych prześladowaniach chrześcijan: „Ilekroć jesteśmy przez was zabijani, tylekroć stajemy się liczniejsi; posiewem jest krew chrześcijan”. Czy w Indiach będziemy świadkami rozwoju Kościoła, jaki miał miejsce w pierwszym tysiącleciu?
– Podobne prześladowania wpisane są w chrześcijaństwo. Chrystus zapowiedział, że jeśli Jego prześladowali, to nas również to czeka. Ale wiara hinduskich chrześcijan jest silna. Wiele razy słyszałem, że są raczej gotowi ponieść śmierć, niż wyrzec się swojej wiary. Choć powracających do swoich wiosek chrześcijan Hindusi zmuszają do podpisywania deklaracji, że siłą zostali ochrzczeni, a teraz dobrowolnie wracają do swojej religii. Zmuszają do wyparcia się Chrystusa. Jeśli tego nie robią – otrzymują 1000 rupii grzywny, są szykanowani, utrudnia im się odbudowę domów, a nawet dostęp do wody czy opału. Boję się, że jeśli w Kandhamal nie ma dziś przemocy ani otwartych ataków, to raczej jest to spokój pozorny. Fundamentaliści odgrażają się: jak odbudujecie gospodarstwa, to po was wrócimy. Wierzę jednak, że świątynie w tej części Indii uda się podnieść z popiołów, a Kościół Chrystusowy będzie jeszcze silniejszy.

Tomasz Gołąb

Zródło: Gość Niedzielny

poniedziałek, 23 listopada 2009

Postawić na Boga !

Komentarz do dzisiejszego słowa (Dn 1,1-6.8-20):

Mieli do wyboru: płynąć z prądem rzeki grzechu, albo też - popróbować drugiego kierunku: drogi wierności przykazaniom Pana. W rzeczywistości już dawno podjęli decyzję, teraz jedynie pozostali jej wierni. Postawili na Boga ! W niełatwej sytuacji postawili też nadzorcę służby dworskiej, który musiał zdecydować, czy pomóc chłopakom w ich "wybryku", czym wiele ryzykował, czy też od razu "uciąć" ten pomysł. Smiało mógł tak uczynić, tym bardziej, że od początku miał wątpliwości co do tego pomysłu...
Zaryzykował i opłaciło się ! Wygląd młodzieńców był lepszy i zdrowszy niż pozostałych młodzieńców, którzy spożywali potrawy królewskie.
Bóg "wzruszony" wiernością swoich przyjaciół nagrodził ich nie tylko dobrym wylądem, ale i "dał im wiedzę i umiejętność wszelkiego pisma oraz mądrość". Nie można było znaleźć pośród nich wszystkich nikogo im równego!

Nie bój się i Ty zaufać Bogu !
Bądź wierny Temu, który nigdy nie zawodzi !!!

poniedziałek, 2 listopada 2009

Zapomniane dowody zaangażowania Piusa XII

Filmowe dowody na wielkie zaangażowanie Piusa XII w pomoc ofiarom drugiej wojny światowej odkryto we Włoszech

Chodzi o dokument „Wojna przeciw wojnie”, zrealizowany w 1948 r. przez Romolo Marcelliniego i Giorgio Simonellego. Odnalezione we Włoskiej Kinotece Narodowej taśmy były w złym stanie technicznym, jednak dzięki współpracy z Filmoteką Watykańską udało się odtworzyć te zapomniane świadectwa z czasów drugiej wojny światowej. Wśród obrazów tragedii znaleźć tam można również dokumentację papieskich inicjatyw na rzecz ludzi pozbawionych dachu nad głową po amerykańskich bombardowaniach Rzymu i okolic. Decyzją Piusa XII sale pałacu apostolskiego w Castelgandolfo przekształcono w schroniska dla uchodźców, a Plac św. Piotra i bazylikę laterańską w jadłodajnie, co widać na filmie.

Odkrytym świadectwom kinematograficznym towarzyszą też dokumenty pisane. Zbiór m.in. takich zapisów, autorstwa Polaków przebywających w Wiecznym Mieście podczas wojny, zaprezentowano wczoraj w Rzymie. Jest to piąty tom poloników włoskich „Świadectwa Testimonianze”. Wśród wspomnień jest wiele potwierdzeń, jak bardzo Papież i Stolica Apostolska interesowali się także losem polskich uchodźców i to już od września 1939 r. Konkretna pomoc materialna była im świadczona za pośrednictwem ówczesnego nuncjusza apostolskiego we Włoszech, abp. Francesco Borgonginiego Duki.

„W tym tekście – mówi Ewa Prządka, autorka zbioru – jest dużo dowodów na to, że właśnie Watykan bardzo pomagał. Teksty te nie były pisane na zamówienie, aby udowodnić pewną tezę, ale powstały one z pozycji dnia codziennego, na przykład w kronikach sióstr nazaretanek”.

Z kolei zdaniem Piotra Samerka z polskiej ambasady przy Watykanie, bardzo znamienne są w szczególności dwa świadectwa. Pierwsze odnosi się do wystąpienia kard. Augusta Hlonda w Radiu Watykańskim 28 września 1939 r. Siostry komentują to ten sposób: „Choć wiemy, że Ojciec Święty sam nie może zabrać głosu, ale jasny i zdecydowany głos księdza prymasa mówi o cierpieniach narodu polskiego”. „Jest to również ciekawe świadectwo wplatające się w dyskusję na temat Piusa XII – mówi Piotr Samerek – pokazujące go od innej strony, niż ta, którą znamy wyłącznie z części opracowań historycznych. Niezwykle ciekawy jest tu zwłaszcza fragment dotyczący reakcji Piusa XII po słynnym bombardowaniu w lipcu 1943 r., kiedy Papież jedzie do zburzonej bazyliki św. Wawrzyńca, niezwykle owacyjnie przyjmowany przez ludność Rzymu. Siostry wspominają, że entuzjazm doszedł do tego stopnia, że samochód, którym jechał Pius XII, został zgnieciony przez napór tłumów”.
Za wiara.pl

niedziela, 1 listopada 2009

Czy się uda ?

Czasami widząc jakąś fajną rzecz, sprzęt, słysząc o dobrej ksiażce, filmie, płycie... pytamy: Gdzie można to dostać? Jak na to trafić?

Moglibyśmy się tak zapytać o arcyważną sprawe - o zbawienie: "Gdzie można je dostać? U Kogo?". Odpowiedź znajdujemy w dzisiejszym czytaniu z Ksiegi Apokalipsy - u Boga naszego !!! Zbawienie u Boga naszego !!!

Pytanie jednak: ilu ludzi jest zainteresowanych tą ofertą? Coraz więcej czy też coraz mniej? Kogo ta propozycja dziś interesuje?

„Jezus jest ukrytym skarbem, dobrem nieocenionym, lecz niewielu potrafi Go znaleźć, gdyż się kryje, a świat ciągnie ku temu, co błyszczy. Ach, gdyby Jezus zechciał ukazać się wszystkim, wraz ze swymi niewysłowionymi darami, nikt zapewne by Nim nie pogardził. Lecz On nie chce, byśmy kochali Go dla darów, On sam chce być naszą nagrodą!“ – czytamy w pismach sw. Tereski z Lisieux

Wiemy, gdzie jest Zbawienie... jak je dostać - u Kogo. Ile osób wyciąga po nie rece? A ilu - rownież z tych z naszego środowiska nie jest nim zainteresowanych...?

Jezus często powtarzał: Jeśli chcesz...
Skarb zbawienia jest dla tych, którzy zechcą... je przyjać.
Dziś wydaje się tak odległy...
Czy uda nam się tam dojść? Wspiąć na szczyt góry...?

„Marzysz o światłości, o ojczyźnie nasyconej upojnymi zapachami, marzysz o wiecznym posiadaniu Stworzyciela wszystkich tych cudowności, myślisz, że opuścisz kiedyś mgły, w których żyjesz?“ – czytamy u Tereski.

Myślisz że Ci sie uda? Wyjść z tego kraju mgieł?
Myślisz, że dasz rady?

Lookniej tylko: znowu zawaliłeś, kolejny raz. Jesteś dnem zupełnym...
Ile razy ci wszyscy z tego wielkiego tłumu - z dzisiejszego pierwszego czytania - musieli słuchać takiego skomlenia...?
Na szczęście nie tylko tego... W pewnym momencie zaczęli słuchać bardziej Tego, który mówił w ich sercach, choć wiele ciszej i delikatniej: Kocham Cię ! Zaufaj mi, a zobaczysz – dasz radę ! Jestem z Tobą i NIGDY Cię nie opuszczę. Moja łaska pchać Cię będzie do nieba !

Jan Pawel II powiedział kiedyś młodym: „Podnieście głowy i zobaczcie cel waszej drogi. Jeśli idziecie z Chrystusem, jeśli przewodzi Wam Duch Święty, to nie może być innego, jak dom Ojca, który jest w Niebie. Tego celu nie można stracić z oczu. (...) Tam czeka Ojciec, Bóg, który jest miłością. Dla tej miłości warto żyć. Miejcie odwagę żyć dla miłości. Miejcie odwagę!” (Przemówienie do młodych na Lednicy, 1999).

I na koniec oddajmy znów głos św. Teresce:
Trzeba, by uboga samotniczka powiedziała ci, jaką podąża drogą. Otóż przed wyruszeniem w podróż Narzeczony zdawał się ją pytać, do jakiego kraju pragnie się udać i którędy. Ta Mu odpowiedziała, że jedno ma tylko pragnienie — dotrzeć na szczyt góry Miłości. A wiodło tam wiele możliwych dróg, nadawała się zaś niejedna, więc narzeczona nie wiedziała, którą z nich wybrać. Rzekła zatem do swego boskiego przewodnika: „Wiesz dobrze, gdzie pragnę się udać, wiesz, dla kogo chcę dotrzeć na szczyt, dla kogo chcę dojść do celu, wiesz, kogo kocham i komu wyłącznie chcę sprawić radość. Tylko dla niego wyruszam w tę podróż. Więc prowadź mnie ścieżkami, którymi On lubi chodzić. Jeśli tylko będzie z tego uradowany, to ja będę pełna szczęścia”.
Wówczas Jezus wziął mnie za rękę i wprowadził pod ziemię, gdzie ani ciepło, ani zimno, gdzie słońce nie świeci, gdzie deszcz nie pada, a wiatr się nigdy nie zjawia. Podziemie, w którym dostrzegam jedynie na wpół przysłoniętą jasność, jasność, jaką roztaczają wokół siebie spuszczone oczy Narzeczonego.
Narzeczony mój nic do mnie nie mówi, ja też nic do Niego nie mówię, prócz tego, że kocham Go bardziej od siebie. I wyczuwam w głębi serca, że to prawda, gdyż bardziej należę do Niego niż do siebie!
Nie widzę, byśmy zbliżali się do szczytu góry, jako że podróż nasza odbywa się pod ziemią, lecz wydaje mi się, że się do niej zbliżamy, choć nie wiem jak. Droga, którą idę, wcale mnie nie rozpieszcza, a przecież znajduję w niej wszelką siłę, gdyż to Jezus ją wybrał, a ja chcę pokrzepić wyłącznie Jego, wyłącznie Jego! (LT 110)

czwartek, 29 października 2009

Alibi

Właśnie sie pojawił świeży, można by rzec: jeszcze pachnący clip Maleo Reggae Rockers do hitu "Alibi" z najnowszej płyty grupy "Addis Abeba". Clip jak i piosenka rawelka gorąco polecamy:

http://www.youtube.com/watch?v=tMWW9QVpErY

środa, 28 października 2009

Zródło

W dniu w który, wspominamy św. Apostołów - Szymona i Judę, męczęnników - oddajemy głos św. Teresce, niech Ona znów przemówi do nas:

Znam inne źródło, takie, „które nie gasi pragnienia, a je utrzymuje”. To pragnienie jednak nie męczy, jest łagodne, gdyż ma gdzie się ugasić. Tym źródłem jest cierpienie, o którym wie tylko Jezus! (LT 75)

Co za radość! Włączono mnie
Do ziaren czystej pszenicy,
Które dla Jezusa tracą życie. (P 25)

Zdaje się, że (Bóg) zapomniał o swojej biednej Celinie. Tymczasem niepostrzeżenie patrzy na nią przez okno... Lubi, kiedy ta znajduje się na pustyni, nie mając innego zajęcia prócz kochania, prócz cierpienia bez poczucia kochania! (LT 157)

Pociesz się, nasz Oblubieniec jest Oblubieńcem łez, a nie Oblubieńcem uśmiechów (LT 120).

To była najokropniejsza dotąd noc. Ach, jak dobry musi być Bóg, by mi dać siły do zniesienia wszystkiego! Nigdy bym nie pomyślała, że można tyle cierpieć. A wiem przecież, że to nie koniec. On jednak mnie nie opuści (OR, 23 sierpnia, 1).

By móc wpatrywać się w Twoją chwałę,
Trzeba, wiem, przebyć ogień. (P 23)

Dobry Bóg dodaje mi otuchy w miarę jak przychodzą cierpienia. Czuję, że na razie nie potrafiłabym znieść ich więcej; lecz się nie boję, bo gdy przyjdzie mi cierpieć więcej, On też doda mi więcej otuchy (OR, 15 sierpnia, 6).

wtorek, 27 października 2009

Tereska na Wyspach

Londyn. Aż 300 tys. ludzi modliło się w Wielkiej Brytanii przy relikwiarzu ze szczątkami św. Teresy z Lisieux. Mała Tereska zakończyła właśnie swą peregrynację na Wyspach.

– Spotkanie ze św. Teresą z Lisieux było Bożym sposobem otwierania naszych serc na Jego niezachwianą miłość – tymi słowami abp Vincent Nichols pożegnał 15 października relikwiarz świętej karmelitanki. Samą katedrę westminsterską – największą katolicką świątynię w brytyjskiej metropolii – odwiedziło prawie 100 tys. Anglików.

W Birmingham modliło się przy nich 11 tys. ludzi, w Liverpoolu 17 tys., a w Salford 30 tys. Relikwie były też wystawione w więzieniu Wormwood Scrubs. Z Anglii relikwie św. Teresy trafiły do Tunezji. W USA były przyjęte przez ponad milion osób, a w nowojorskiej katedrze św. Patryka przed relikwiarzem uklękło kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Na naszych oczach spełnia się ogromne marzenie św. Tereski, która wyznawała: "Chciałabym przemierzać świat, głosząc Twoje imię, i postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż".
Święta, która nigdy nie opuściła klasztoru, została patronką misji.

Długi na półtora metra i szeroki na metr relikwiarz leciał już wojskowym śmigłowcem, był niesiony na ramionach żołnierzy, jechał między drapaczami chmur Ameryki, lichymi chatkami Syberii i zrujnowanymi domami Bośni.

Na całym świecie obecność relikwii wywołuje ogromny entuzjazm i ożywienie życia religijnego.

Marcin Jakimowicz
Za wiara.pl

poniedziałek, 5 października 2009

O Jonaszowi raz jeszcze

No i wywołałem wilka z lasu...
Dziś Jonasz powraca w dzisiejszym czytaniu i przypomina o tym, ze Bóg wciąż i jeszcze czeka na moje i Twoje nawrócenie. Są ludzie, którzy podważają autentyczność tego tekstu biblijnego. Niezależnie od ich poglądów możemy stwierdzić ze 100% pewnościa, że Bóg pragnie naszego nawrócenia i nie przestaje nas do tego przekonywać i dlatego też posłał Jezusa, swego Syna. Bez względu na wątpliwości co do historyczności Jonasza, możemy stwierdzić, że w historii swiata wielu bylo Jonaszów, posłanych przez Boga, by wzywali do nawrócenia, obudzenia, przybliżenia się do Boga. Jednym z nich była św. Faustyna, prosta kobieta, która zakochała sie w Milosci Boga.Dziś w liturgii Kościół Ją wspomina.
Jonasz uciekał przed Bogiem, a Bóg go "ścigał swym miłosierdziem" (wyrażenie z Dzienniczka). Jonasz spał, ale Bóg znalazł sposób, by go obudzić.
Obudź nas Królu, prosimy Cię !

sobota, 26 września 2009

JONASZ

Już za niespełna 3 godziny na prażskym lotnisku Ruzynie wylądauje samolot z Benedyktem XVI na pokładzie. Tak jak Jonasz przez 3 dni chodził po ulicach Niniwy i wzywał do nawrócenia, tak i Ojciec Swięty przez 3 dni będzie pielgrzymować po Czechach i wzywać będzie do przybliżenia się do Boga. Również osoby niewierzące są zainteresowane pielgrzymką Papieża, rozważają pójście na spotkanie z Papieżem. Na ulicach miast widać plakaty, a na autostradach widać bilbordy zapraszające na spotkanie z Ojcem Swiętym. Wielu katolików w tych dniach przystąpiło do sakramentu pojednania. Wszystkich Was bardzo prosimy o gorącą modlitwę w intencji tej pielgrzymki, a zwłaszcza za Czechy.

Polskim akcentem podczas tej pielgrzymki jest dzisiejszy koncert Arki Noego w Brnie. Zespół dotarł już na miejsce.

P.s.
Oczywiście liczbę 3 w opowiadaniu o Jonaszu należy traktowaś na takich samych zasadach jak pozostałe liczby w Biblii.

czwartek, 24 września 2009

Franciszek

Nikt nie powinien unosić się pychą, lecz niech chlubi się w Krzyżu Pańskim

Człowieku zastanów się, do jak wysokiej godności podniósł cię Pan Bóg, bo stworzył cię i ukształtował według ciała na obraz umiłowanego Syna swego i na podobieństwo według ducha (por. Rdz 1, 26). I wszystkie stworzenia, które są pod niebem, służą na swój sposób swemu Stwórcy, uznają Go i słuchają lepiej niż ty. I nawet złe duchy nie ukrzyżowały Go, lecz to ty wraz z nimi ukrzyżowałeś Go i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach igrzechach.
Z czego więc możesz się chlubić? Choćbyś bowiem był tak bystry i mądry, że posiadłbyś wszelką wiedzę (por. 1Kor 13, 2) i umiał wyjaśniać wszystkie rodzaje języków (por. 1Kor 12, 10. 28) i badać wnikliwie tajemnice niebieskie, nie możesz się chlubić tym wszystkim; bo jeden szatan poznał rzeczy niebieskie i teraz zna sprawy ziemskie lepiej niż wszyscy ludzie, chociaż mógłby być jakiś człowiek, który otrzymałby od Pana szczególne poznanie najwyższej mądrości. Tak samo, gdybyś był piękniejszy i bogatszy od wszystkich igdybyś nawet cuda czynił, tak że wyrzucałbyś złe duchy, wszystko to zwraca się przeciwko tobie i nie należy do ciebie, i nie możesz się tym wcale chlubić. Lecz w tym możemy się chlubić: w słabościach naszych (por. 2Kor 12, 5) i w codziennym dźwiganiu świętego krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Łk 14, 27).

o. Pio

Widzenia i dusze w Czyśćcu

Ojciec Pio zaczął otrzymywać objawienia, kiedy był jeszcze dzieckiem. Mały Franciszek nie wspominał o nich nikomu, ponieważ myślał, że objawienia otrzymują wszyscy ludzie. Objawiali mu się Aniołowie, Święci, Jezus, Najświętsza Panna, ale czasami także Szatan. Pod koniec grudnia 1902 roku, podczas medytacji nad swoim powołaniem, Franciszek miał wizję. Oto opis, jaki przedstawił kilka lat później swojemu spowiednikowi: „Franciszek ujrzał u swojego boku dostojnego, niezwykle przystojnego człowieka, który lśnił jak słońce. Człowiek ten wziął go za rękę i rzekł do niego: „Pójdź ze mną i walcz jak dobry żołnierz”. Został on następnie doprowadzony do rozległej krainy gdzie znajdowały się tłumy mężczyzn podzielonych na dwie grupy – w jednej grupie byli mężczyźni o pięknych twarzach, ubrani w śnieżnobiałe suknie. Po drugiej stronie znajdowali się mężczyźni o obrzydliwych twarzach i ubrani w czarne suknie. Wyglądali oni jak cienie. Franciszek stał pomiędzy dwoma grupami i zauważył, że zbliża się do niego wysoki mężczyzna o niezwykle brzydkiej twarzy. Był on tak wysoki, że jego czoło dotykało chmur. LśniącaFOTO1.jpg (3604 byte) postać zagrzewała Franciszka do walki z tym potwornym mężczyzną. Franciszek modlił się o uniknięcie wściekłości strasznej postaci, ale lśniący mężczyzna nie znikał. Mówił: „Twój upór na nic się nie zda. Powinieneś walczyć z tym złym wrogiem. Proszę, bądź wierny i śmiało rozpocznij walkę. Będę obok ciebie. Pomogę ci i nie pozwolę, aby cię pokonał”. Franciszek zgodził się a walka była zaciekła. Wygrał ją dzięki pomocy tajemniczej i przepięknej postaci, która cały czas była u jego boku. Potworny mężczyzna zmuszony był do ucieczki a za nim, wyjąc, przeklinając i rycząc podążyła się reszta mężczyzn o obrzydliwych twarzach. Grupa mężczyzn o pięknych twarzach krzyczała z radości i uznania dla postaci, która pomogła biednemu Franciszkowi w tej wielkiej walce. Wspaniała i jaśniejsza niż słońce postać nałożyła na głowę Franciszka piękną koronę, tak piękną, że trudno byłoby ją opisać. Jednak nagle korona została zdjęta z głowy Franciszka i tajemnicza postać powiedziała: „Inną koronę, znacznie piękniejszą niż ta zachowałem dla ciebie, jeśli tylko będziesz walczyć z tym strasznym wrogiem, którego właśnie zwyciężyłeś. On będzie powracał z nową siłą a ty będziesz walczył nie wątpiąc w moją pomoc. Nie martw się jego siłą. Będę obok ciebie, zawsze będę ci pomagał a ty będziesz zwyciężał.” Po wizjach takich następowały prawdziwe starcia z Szatanem. Ojciec Pio miał w swoim życiu wiele starć z „wrogiem nieprzyjaznym duszom”. Tak naprawdę, jednym z najważniejszych celów Ojca Pio było wyrwanie dusz z objęć Szatana.

Pewnego wieczoru Ojciec Pio był w klasztorze, w pokoju gościnnym na parterze. Kiedy położył się na pryczy, nagle pojawił się człowiek otulony czarnym płaszczem. Ojciec Pio zaskoczony wstał, żeby zapytać kim jest ów przybysz i czego chce. Nieznajomy powiedział, ze jest Duszą czyśćcowa. „Nazywam się Pietro Di Mauro” – powiedział – „zginałem w pożarze 18 sierpnia 1908 roku tutaj, w tym klasztorze, który został zamieniony na hospicjum dla ludzi starych. W tym pokoju zginałem w płomieniach, podczas snu na słomianym materacu. Musiałem tu przyjść, żeby prosić Cię o odprawienie Mszy św. za moją Duszę jutro rano. Pan Bóg mi na to pozwolił. Dzięki tej mszy będę mógł wejść do Nieba.”

Ojciec Pio odpowiedział, ze chciałby odprawić te Msze.

Potem, kiedy chciał odprowadzić nieznajomego do klasztornej furty, zdał sobie sprawę, że rozmawiał ze zmarłym, bo kiedy wyszli na dziedziniec, nieznajomy raptem znikł. Jeszcze tego samego wieczoru Ojciec Pio udał się do przełożonego klasztoru, Ojca Paolino z Casacalenda, żeby prosić go o możliwość odprawienia porannej Mszy św. za Duszę tego nieszczęśnika.

Kilka dni później Ojciec Paolino chcąc zweryfikować informacje, które usłyszał od Ojca Pio, udał się do biura rejestracji ludności w St. Giovanni Rotondo, gdzie otrzymał pozwolenie na sprawdzenie listy zgonów z 1908 r. Pośród nazwisk ludzi zmarłych we wrześniu Ojciec Paolino odnalazł to, czego szukał. Zapis brzmiał: „We wrześniu 1908 r. w pożarze hospicjum zginał Pietro Di Mauro”.

Pani Cleonice Morcaldi z St. Giovanni Rotondo była jedna z duchowych córek Ojca Pio. Miesiąc po śmierci jej matki Ojciec Pio powiedział do niej na zakończenie spowiedzi: „Dziś rano twoja matka poszła do Nieba. Widziałem ją podczas, kiedy sprawowałem poranną Mszę św.”

Ojciec Pio opowiedział taką oto historię Ojcu Anastazemu: „Pewnego wieczoru, kiedy samotnie modliłem się na kościelnym chórze, usłyszałem jakiś szelest i zobaczyłem jak młody mnich krzątał się obok głównego ołtarza, odkurzając go i poprawiając kwiaty we flakonach. Myślałem na początku, że to Ojciec Leone przystraja ołtarz na nowo, a ponieważ był to czas kolacji, powiedziałem: „Ojcze Leone, teraz nie czas na strojenie ołtarza, idź na kolacje”

Ale głos, który nie był głosem Ojca Leone, odrzekł mi: „Ja nie jestem Ojcem Leone”, „to kim jesteś?” – spytałem.

„Jestem twoim bratem, odbywałem tu nowicjat. Moim obowiązkiem w czasie nowicjatu było dbanie o ten ołtarz przez cały rok. Niestety, wiele razy przechodząc przed ołtarzem nie oddawałem należnej czci Jezusowi w Przenajświętszym Sakramencie zamkniętym w tabernakulum. Za to poważne zaniedbanie jestem teraz w Czyśćcu. Ale Bóg w swojej nieskończonej dobroci przysłał mnie tu, żebyś mi pomógł jak najszybciej dostać się do Nieba”.

Będąc przekonanym, że pomagam tej biednej, cierpiącej Duszy, zawołałem: „Będziesz w Niebie jutro rano, w czasie gdy będę celebrował Msze św.” „To okrutne!” krzyknął Duch, po czym zapłakał i znikł.

Ta skarga zraniła boleśnie moje serce i ten ból towarzyszy mi przez całe moje życie. Bo tak naprawdę mogłem te Dusze natychmiast posłać do Nieba a tymczasem skazałem Ją na jeszcze jedną noc w straszliwym ogniu Czyśćca.”

Ojciec Pio opisał niektóre własne doświadczenia w listach do swojego duchowego ojca:

List do Ojca Augustyna, 7 kwietnia 1913 r:

Moj drogi Ojcze, w piątek rano, kiedy jeszcze leżałem w łóżku, ukazał mi się Pan Jezus. Był zdruzgotany i załamany. Ukazał mi ogromny tłum księży, pośród których było wielu dygnitarzy z różnych kościołów.

Jedni odprawiali Msze św. bez należnego nabożeństwa, inni ubierali lub zdejmowali szaty liturgiczne bez żadnego szacunku. Widok Pana Jezusa w tak opłakanym stanie wywołał we mnie ogromny ból. Zapytałem dlaczego tak cierpi. Nie odpowiedział, tylko pokazał mi ukaranie tych księży. Za chwile jednak, patrząc na nich z wielkim smutkiem zapłakał i zobaczyłem jak dwie duże łzy spłynęły po Jego twarzy. Odwrócił się i odszedł stamtąd wypowiadając gorzko pod ich adresem –„Mordercy!”

Zwracając się do mnie powiedział: „Mój synu, nie wierz w to, że moja agonia trwała tylko trzy godziny. Moja agonia nadal trwa i będzie trwała do końca świata ze względu na Dusze, które bardzo umiłowałem. Dlatego wszyscy powinni czuwać, nikomu nie wolno zasnąć. Moja Dusza szuka wciąż choć odrobiny litości w sercu człowieka, ale ludzie nie chcą odwzajemnić Mojej ogromnej miłości. To potęguje Moje cierpienie i przedłuża agonię. A najgorsze jest to, że ludzie są obojętni, nie wierzą we mnie i gardzą Moja miłością. Ileż to razy Moj gniew jak piorun, chciałem obrócić przeciw nim, ale powstrzymali mnie Aniołowie i Duch miłości, który jest we mnie....

Opisz wszystko co widziałeś i co usłyszałeś ode mnie dziś rano swojemu spowiednikowi i powiedz mu, żeby Twój list pokazał Ojcu Prowincjałowi... „Pan Jezus dalej mówił ale nie wolno mi ujawnić już niczego więcej....”

Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG

List do Ojca Augustyna,13 lutego 1913 r.:

„Nie bój się cierpienia, które zsyłam na Ciebie, bo dam Ci również silę

do jego przetrwania” - powiedział do mnie Pan Jezus. – „Moim pragnieniem jest, żeby twoja Dusza doznała oczyszczenia przez codzienne cierpienie. Nie bój się szatana, który będzie Cię gnębił, gdyż pozwoliłem na to, nie przejmuj się też, że świat odwróci się od Ciebie. Nikt nie może odnieść zwycięstwa nad tym, który cierpi z miłości do mojego Krzyża, bo Ja go ochronię”

Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG



List do Ojca Augustyna, 18 listopada 1912 r.:

„...Pan Jezus, Jego kochana Matka, Anioł Stróż i inni nie przestają mi powtarzać, że aby stać się ofiarną zertwa trzeba oddać całą swoją krew (życie).”

Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG

List do Ojca Augustyna, 12 marca 1913 r.:

„...mój Ojcze, posłuchaj skarg słodkiego Pana Jezusa: „Moja miłość do ludzi spotyka się z pogardą i odrzuceniem!. Ludzie nie będą mnie prześladowali jeśli będę ich mniej kochał. Moj Ojciec w Niebie nie chce tego dłużej tolerować. Chciałbym przestać ich kochać, ale...(tutaj Pan Jezus umilkł i za chwile mówił dalej) moje serce jest stworzone do miłości! Zmęczonym ludziom trudno jest przezwyciężać pokusy, oni wolą pozostać w swojej niegodziwości. A ja najbardziej kocham te Dusze, które nie radzą sobie z pokusami. Słabe Dusze są przerażone i pełne desperacji. Dusze, które są silne ufają Jezusowi. Ludzie pozostawiają Mnie w kościele rano i wieczorem. Nie dbają o Przenajświętszy Sakrament ołtarza, nie mówią o Nim z miłością, wyrażają się o Nim obojętnie i ozięble. Moje serce jest zapomniane, nikt nie dba o Moją miłość; jestem ciągle zasmucany. Moj dom stal się teatrem dla wielu ludzi, nawet dla kapłanów, o których dbam jak o źrenice Mego oka i których chronię szczególnie, którzy powinni łagodzić ból Mego serca, i pomagać Mi w zbawianiu Dusz, w zamian... Kto w to wierzy? Otrzymuje tylko samą niewdzięczność od nich. Widzę, mój Synu, ze wielu z nich... (Pan Jezus przestał mówić na chwile, szloch ścisnął Mu gardło, zapłakał), stwarza tylko pozory, w rzeczywistości zdradzają Mnie popełniając świętokradztwa, depcząc i niszcząc Światło i Moc, które im ciągle daje...”

Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG

List do Ojca Benedykta, 17 grudnia 1917:

W 1917 roku Ojciec Pio nie wahał błagać i prosić naszego Pana o pokój na Ziemi. Powiedział: "Podczas jednego z objawień, kiedy ukazał mi się Jezus, błagałem Go wytrwale i nieustannie o zmiłowanie dla biednych narodów, które cierpiały z powodu wojny. Prosiłem, by święte Miłosierdzie Pana zastąpiło Jego świętą Sprawiedliwość. Ale On odpowiedział mi tylko pewnym skinieniem ręki, jakby mówiąc: powoli, powoli.... Ale....kiedy? zapytałem. Pan popatrzył na mnie z zatroskaniem i odszedł bez słowa."

Epistolary I (1910-1922) PADRE PIO DA PIETRELCINA: a cura di Melchiorre da Pobladura e Alessandro da Ripabottoni - Edizioni "Padre Pio da Pietrelcina" Convento S.Maria delle Grazie San Giovanni Rotondo - FG

piątek, 18 września 2009

Napomnienia Św. Franciszka z Asyżu

[1. Ciało Pańskie]

Pan Jezus powiedział swoim uczniom; Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przez Mnie.Jeśli znalibyście Mnie, znalibyście zpewnością i mojego Ojca; i odtąd Go znacie i zobaczyliście Go. Mówi do Niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Mówi mu Jezus: Tak długo jestem z wami, a nie poznaliście Mnie? Filipie, kto widzi Mnie, widzi i Ojca (J 14, 6-9) mego.

Ojciec mieszka w światłości niedostępnej (por. 1Tm 6, 16) i Duchem jest Bóg (J 4, 24), i Boga nikt nigdy nie widział (J 1, 18). Dlatego tylko w duchu można Go oglądać, bo duch jest tym, który ożywia; ciało na nic się nie przyda (J 6, 64).

Ale i Syna w tym, w czym jest równy Ojcu, nikt nie może inaczej oglądać niż Ojca ani inaczej niż Ducha Świętego. Dlatego potępieni są wszyscy, którzy widzieli Pana Jezusa według człowieczeństwa, ale nie dostrzegli i nie uwierzyli według ducha i bóstwa, że jest on prawdziwym Synem Bożym. Tak samo potępieni są ci wszyscy, którzy widzą sakrament [Ciała Chrystusowego], dokonywany słowami Pana na ołtarzu przez ręce kapłana pod postacią chleba i wina, ale nie dostrzegają i nie wierzą według ducha i bóstwa, że jest to prawdziwie Najświętsze Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa. Poświadcza to sam Najwyższy słowami: To jest ciało moje i krew mego Nowego Przymierza [która za wielu będzie wylana] (por. Mk 14, 22. 24); i: Kto pożywa ciało moje i pije krew moją, ma życie wieczne (por J 6, 55).Stąd Duch Pański przebywający w wiernych swoich, jest tym, który przyjmuje Najświętsze Ciało i Krew Pana.Wszyscy inni, którzy nie mają udziału w tym Duchu, a ośmielają się przyjmować je, sąd sobie jedzą i piją (por. 1Kor 11, 29).

Dlatego: Synowie ludzcy, dokąd będziecie twardego serca? (Ps 4, 3).Dlaczego nie poznajecie prawdy i nie wierzycie w Syna Bożego? (por. J 9, 35).Oto uniża się co dzień (por. Flp 2, 8) jak wtedy, gdy z tronu królewskiego (por. Mdr 18, 15) zstąpił do łona Dziewicy. Codziennie przychodzi do nas w pokornej postaci. Co dzień zstępuje z łona Ojca na ołtarz w rękach kapłana. I jak ukazał się świętym apostołom w rzeczywistym ciele, tak i teraz ukazuje się nam w świętym Chlebie.I jak oni swoim wzrokiem cielesnym widzieli tylko Jego Ciało, lecz wierzyli, że jest Bogiem, ponieważ oglądali Go oczyma ducha, tak i my, widząc chleb i wino oczyma cielesnymi, starajmy się dostrzegać i wierzmy mocno, że jest to jego żywe i prawdziwe Najświętsze Ciało i Krew.I w taki sposób Pan jest zawsze ze swymi wiernymi, jak sam mówi: Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata (por.Mt28, 20).
[2. Zło samowoli]

Pan powiedział do Adama: Z każdego drzewa jedz; ale z drzewa wiadomości dobrego i złego nie jedz (por Rdz 2, 16-17).Z każdego drzewa rajskiego mógł jeść, ponieważ dopóki nie wykroczył przeciw posłuszeństwu, nie zgrzeszył.Ten bowiem jada z drzewa poznania dobra, kto przywłaszcza sobie swoją wolę i wynosi się z dobra, jakie Pan mówi i działa wnim.I tak z podszeptu szatana i z powodu przekroczenia przykazania stało się to owocem poznania złą. A za to trzeba ponieść karę.

sobota, 12 września 2009

WĘDRÓWKA DO SERCA: NAWRÓCENIE

Chrześcijanin żyje, lecz często bez świadomości tego, kim jest naprawdę. Jest jak śpiący, który nie pozwala działać energiom Ducha Świętego w sercu. W Ewangelii Chrystus nie przestaje wzywać do czuwania i modlitwy w oczekiwaniu na Jego powrót: Czuwajcie... Bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie (Mt 24, 42-44). Chrystus uprzedzając nas, że wróci nocą, zachęca uczniów do czuwania. Podczas agonii w Getsemani stawia zarzut apostołom: Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? (Mk14, 37).

Dlatego też Jezus przeciwstawia czuwającego służą­cego takiemu słudze, który zapomniał o Bogu. Przeciw­stawia panny roztropne pannom nieroztropnym. Ojcowie Wschodu mówią, że grzech oznacza brak wrażliwości na obecność Jezusa Zmartwychwstałego. Niewsłuchiwanie się w pukanie Tego, który stoi u drzwi naszego serca. Nie możemy przecież wątpić w powtórne przyjście Chrystusa. Trzeba nam jednak pamiętać, że Pan nie przyjdzie na to spotkanie z zewnątrz. Jest żebrakiem proszącym o miłość, który puka od wewnątrz. Stąd Duch Święty woła z głębi naszego serca i oczekuje nowych narodzin: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną (Ap 3, 20).

Chodzi więc o wieczerzę uwewnętrznioną, w której bierze udział sam Pan. Ma to miejsce w Wieczerniku na „szczycie" naszej duszy, gdzie przebywa w nas, a my w Nim. Tak więc modlitwa ciągła zwrócona jest ku nie­ustannej Eucharystii.

Obudzić się w pamięci Boga

Człowiek modlitwy posiada zarówno zdolność koncen­tracji, jak i zdolność słuchania. Dzięki temu może uchwy­cić swoje serce w stanie modlitwy. Ta postawa mobilizuje wszystkie jego siły i wewnętrzne energie po to, aby osiągnąć takie nastawienie serca, które nie pozwala przeoczyć spotkania z Panem. U panien roztropnych będzie to koncentracja nie dopuszczająca jakiegokolwiek nieroztropnego podziału oliwy. Jest to bowiem zwrócenie się ku Temu, który powinien wkrótce nadejść i który jest dla nich wszystkim. Następuje tu przemieszanie się samotności i łączności, będące owocem wysiłku oczeki­wania i przygotowania spotkania. O takiej postawie wspomina również św. Benedykt w VII rozdziale swojej reguły, gdy pisze o wartościach związanych z ucieczką w całkowite zapomnienie o sobie. Te wartości są akcep­towane jako stan ogarniający duszę. Dlaczego więc mowa o konieczności nieustannego czuwania? Odpowiedź na to pytanie wydaje się bardzo prosta. Nie sposób z utęsknieniem oczekiwać kogoś, kogo by się wcześniej nie znało i nie rozumiało. Dlatego to właśnie Słowo Boże jest kierowane do nas codziennie, abyśmy wsłuchiwali się w jego głos i nie zamykali na nie swojego serca. Tak więc tym, co powinno stać się dla nas najważniejsze i niezbędne, jest właśnie rzeczywi­stość spotkania i zjednoczenia z Chrystusem, który do nas przychodzi jako Oblubieniec Kościoła.

Rozumieją to doskonale wszyscy, którzy gromadzą się w imię Tego, który jest już pośród nich, a swoje oczekiwanie wypełniają wsłuchiwaniem się w Jego głos. Stąd jawi się konieczność większej wrażliwości na obecność Zmartwychwstałego, by nie przegapić, przez niedbałość i rozproszenie, Tego, który ma nadejść.

Tak więc człowiek modlitwy czuwa i modli się nawet w nocy, co stawia go na granicy czasu i wieczności. Tutaj oczekuje powrotu swego Mistrza. Pozwala tym samym rozbrzmiewać w swoim sercu zachęcie Jezusa do nieustannej modlitwy: Czuwajcie i módlcie się (Mk 14, 38). Czy nie mogliście modlić się ze mną trochę? (por. Mk 14, 38). Jak mówi Pascal: „Jezus jest przez cały czas w agonii, aż do końca świata".

Podobnie jak do uczniów, tak samo i do nas Chrystus zwraca się z wyrzutem: „Czy nie mogliście modlić się ze mną?" Śpimy tak jak oni, jesteśmy senni i otępiali. Nie wiemy, co Mu odpowiedzieć. W czasie konania Jezus przeżywa w pełni tajemnicę modlitwy, której wcześniej uczył swoich uczniów. On, który całą noc spędził na modlitwie do Boga (por. Łk 6,12), teraz modli się żarliwie i uporczywie z twarzą przy ziemi. Modli się z wiarą, ponieważ wie, że wszystko jest możliwe u Ojca. I modli się w opuszczeniu, nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie (Mk 14, 36).

Ojcowie duchowni i święci modlili się także i w nocy. Dlatego Izaak Syryjczyk powie, że kiedy Duch Święty zamieszka w sercu człowieka, ten nie może już więcej przestać się modlić. Czy śpi, czy czuwa, modlitwa nie oddala się od jego duszy. Podobnie czytamy i u pielgrzy­ma rosyjskiego: „Tak trwałem na niej nieustannie, aż wreszcie poczu­łem, że modlitwa już sama, bez żadnego z mej strony pobudzenia, dokonuje się i dźwięczy w mym umyśle i sercu, nie tylko gdy czuwam, ale i we śnie".

Niektórzy Ojcowie pustyni wypełniali nieustanną modlitwą czas poświęcony na sen. Olivier Clement mówi o biskupie Janie z San Francisco, który nigdy się nie kładł, że spał zaledwie kilka chwil w swoim fotelu i modlił się bez przerwy. Ten, kto nie odnalazł jeszcze modlitwy nieustannej, powinien korzystać z dobrodziejstwa snu. Sen, jako taki, jest w pewnym sensie stanem ekstazy. Jest to stan mistyczny, dostępny każdemu człowiekowi. Głęboki sen nie jest stanem pozbawionym treści, jest to bowiem czas wypełniony wizjami.

Zrozumiałe jest więc, dlaczego duchowni radzą, aby wejść w noc jak do sanktuarium, gdzie będziemy odwie­dzani przez Boga. Należałoby tutaj przytoczyć wszystkie rady Ojców, które zachęcają do zasypiania z modlitwą na ustach, jak również te teksty liturgiczne, w których prosi się o opiekę podczas snu: „Nawiedź to mieszkanie, aby święci aniołowie w nim zamieszkali...". Powstań, wołaj po nocy przy zmianach straży, wylewaj swe serce jak wodę przed obliczem Pana, podnieś do Niego swe ręce (Lm 2, 19).

W czasie snu nadchodzi taki moment, w którym nieświadomość będzie tak przeniknięta i napełniona modlitwą, że marzenia senne staną się środkiem komuni­kacji z Bogiem. Coś podobnego można by powiedzieć o kończącym się śnie, przez który wchodzi się w auten­tyczne życie modlitwy. Jawi się tutaj waga porannego wstawania, a tym samym czasu, który oddziela modlitwę nocy od modlitwy dnia. Wskazane byłoby w momencie obudzenia się od razu wstać. Normalnie człowiek budzi się około godziny szóstej rano, lecz większość współ­czesnych ludzi zasypia na nowo i pozostaje w stanie snu nie przynoszącego korzyści modlitewnej. Ale nie należy ani zmuszać się do wczesnej pobudki, ani też za wiele spać. Jest to podobnie jak z postem, w którym każdy powinien odnaleźć swój osobisty rytm.

Przykładem takiego człowieka jest patriarcha Athenagoras. Mało sypiał, lecz był nawiedzany przez prorocze sny. Opowiadał Olivierowi Clement, że wszystkie wielkie decyzje zostały podjęte po takich snach, jak w Biblii (greka w Septuagincie tłumaczy sny słowem extasis). Przed spotkaniem z papieżem Pawłem VI w Jerozolimie miał wizję kielicha na wzgórzu. Papież i on szli ścieżką z dwóch stron w kierunku tego samego kielicha. Coś podobnego odnajdujemy w przesłaniach Rogera Schutza do młodych.

Wielcy duchowni już prawie nie sypiają, mówi Olivier Clement: czasami dwadzieścia minut, czasem dwie godziny... W przypadku człowieka, który nie doszedł do modlitwy ciągłej, brak snu prowadzi do stanów psycho­tycznych. Mówił mi ostatnio pewien psycholog, że robiono doświadczenia na kotach, dzięki którym wiemy teraz z pewnością, że bardzo krótki sen paradoksalny odpowiada stanowi marzenia. Koty nie lubią wody, a zatem kładziono je na płycie korkowej pływającej po powierzchni. Jak długo kot spał snem płytkim, jego mięśnie karku pozostawały sztywne i utrzymywał równo­wagę. Kiedy więc tylko zapadał w sen głęboki albo paradoksalny, mięśnie jego karku się rozluźniały, jego pyszczek opadał do wody i kot się budził. Nie mógł więc nigdy zapaść w sen paradoksalny i zaczynał szaleć. Można by tę samą uwagę uczynić w związku z karmie­niem psa Pawłowa. Doświadczenie to powtórzono na studentach, używając encefalogramu i niebawem okazało się, że przeżywają zaburzenia psychiczne. Widać bardzo dobrze, w którym momencie przedmiot doświadczeń zapada w stan snu paradoksalnego, to jest w sen głęboki i wizjonerski.

Człowiek, który osiągnął stan modlitwy ciągłej, na­prawdę żyje rzeczywistością. Już nie śni, ponieważ przedmiotem jego snów jest rzeczywistość, a zarazem penetruje głębię stworzenia i ludzkich serc. U niego stan głębokiego snu stał się świadomą jednością z Bogiem. Ci jednak, którzy dążą do modlitwy nieustannej, powinni jeszcze sypiać, w przeciwnym razie odcięliby się od Boga, lecz powinni zasypiać po modlitwie, aby ich sen był zanurzony w modlitwę. Peguy mówi, że życie jest głębokim snem. Człowiek oddaje się w nim w ręce Pana Boga: „W ręce Twoje oddaję ducha mego".

Istnieje głębokie powiązanie między snem a modlitwą. Człowiek żyje często zapominając o Bogu i dlatego powinien się obudzić. Sen fizyczny jest znakiem głębsze­go, duchowego snu, który czyni go automatem lub lunatykiem. Człowiek zapomina, że istnieje coś więcej. Zapomina, że Bóg jest obecny w jego życiu, aby go podtrzymywać w istnieniu. Tak samo zapomina, że świat i inni ludzie istnieją pod stwórczym wpływem Boga. Tracąc więc pamięć o tym, od kogo pochodzi, przede wszystkim zapomina o Bogu (memoria Dei, o której mówi święty Benedykt w swojej Regule). Należy się więc obudzić. Przebudzenie - nepsis jest wielkim tematem ascezy. Należy czuwać i obudzić się, ponieważ Chrystus nie przestaje pukać do drzwi serca. Te dwa słowa idą w parze, ponieważ czas, w którym żyjemy, jest czasem, który Chrystus może przerwać w każdym momencie, aby wejść. Według pięknego wyrażenia Guardiniego, chwila obecna jest jak pełny miłości „błysk oka", który Bóg kieruje w naszą stronę.

Za: Jean Lafrance, Modlitwa serca, Kraków 1999, Wydawnictwo WAM (Księża Jezuici). Tytuł oryginału: La prière du couer, przekład Krystian Jucha SJ

niedziela, 6 września 2009

Napełnić się samym Panem

...napełnić się samym Panem.
Szczęśliwy człowiek, który takiego pokarmu szuka, takiego napoju pragnie. A nie pragnąłby zapewne, gdyby już wcześniej nie zakosztował jego słodyczy. Słuchając Ducha przemawiającego przez proroków: "Skosztujcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan", otrzymał jakby cząstkę niebiańskiej słodyczy i zapłonął miłością ku owej najczystszej rozkoszy...

(...) Uznaj, o chrześcijaninie, wzniosłość twej mądrości, poznaj, jakimi drogami, do jakich nagród zostajesz wezwany. Miłosierdzie pragnie, byś był miłosierny, Sprawiedliwość, byś był sprawiedliwy. To zaś po to, aby Stworzyciel objawił się w swoim stworzeniu i obraz Boży dzięki naśladowaniu zabłysnął w zwierciadle ludzkiego serca. Bezpieczna jest wiara, gdy dołączy się doń postępowanie; spełnią się wówczas twe pragnienia i na wieki posiądziesz to, co miłujesz.

Skoro zaś dzięki jałmużnie wszystko stanie się dla ciebie czyste, osiągniesz również i to błogosławieństwo, które Jezus obiecuje w słowach: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".

Umiłowani, jakże bardzo szczęśliwy jest ten, któremu przygotowano tak wielką nagrodę! Cóż więc oznacza mieć serce czyste, jeśli nie zabiegać usilnie o wyżej wymienione cnoty? Jakiż umysł potrafi zrozumieć, jakiż język wypowiedzieć szczęście wynikające z oglądania Boga. A jednak to właśnie stanie się udziałem przemienionej natury ludzkiej: "Już nie w zwierciadle ani niejasno, ale twarzą w twarz" zobaczy Boga, jakim jest, Boga, którego nikt z ludzi nie mógł zobaczyć. W niewypowiedzianej radości oglądać będzie, "czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć".

Kazanie św. Leona Wielkiego, papieża, O błogosławieństwach
(Kazanie 95, 6-8)

wtorek, 25 sierpnia 2009

GLOD

ODCZUWANIE GLODU BOGA JEST WIELKA LASKA, KTORA TRZEBA WYKORZYSTAC! W TYM MOMENCIE MOZE SIE ZACZAC TWOJA PRAWDZIWA WEDROWKA W POSZUKIWANIU SKARBU! W MOIM NAWRACANIU TOWARZYSZY MI TEN GLOD I NAPEDZA DO SZUKANIA SPOSOBU JAK PRZYBLIZYC SIE DO MOJEGO PANA.
DUZO Z NIM ROZMAWIAM O MOIM ZYCIU I CODZIENNIE PROSZE BY MI OBJAWIAL MI SWA SWIETA WOLE. W MOIM ZYCIU NAJMOCNIEJ ODCZUWAM KOCHANEGO JEZUSA W ADORACJI. GDY ZACZNIESZ ADOROWAC GODZINE I WIECEJ, WSZYSTKO SIE ZMIENIA. DRUGA RZECZ TO SLOWO BOZE, ONO NAPRAWDE DOTYKA SERCA!!!
JAK CHCESZ SPOTKAC PANA TO ADORUJ GO W NAJSWIETSZYM SAKRAMENCIE I CZYTAJ SLOWO BOZE, JEGO SLOWO!
NIE MUSISZ ZNAC TECHNIK ODDYCHANIA, ALBO JAK ULOZYC SWE CIALO, ALBO JAK PRZYGOTOWAC PSYCHIKE.
BOG JEST BARDZO PROSTY I BARDZO PROSTO MOZNA GO SPOTKAC. I BEZ POKORY JEST TO NIE MOZLIWE!!!!

sobota, 22 sierpnia 2009

Maryja Krolowa!

Panie, naucz nas modlić się
David E. Rosage
Wielu ludzi odczuwa dzisiaj potężny głód głębszego doświadczenia Boga w modlitwie. Nie zadowalają nas już tylko „modlitwy słowne”, chcemy wejść w bardziej osobową więź z Bogiem.
Ubóstwo w duchu postawą modlitewną

Bardzo ważna w modlitwie jest postawa pełnej zależności wobec Boga. Potrzebne jest ubóstwo duchowe, świadomość nawet niemożności samodzielnego modlenia się.

Sw. Paweł zapewnia nas: „Podobnie takie Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8,26-27).

Pokorna dyspozycyjność jest niezbędna w modlitwie. Przypomnijmy sobie opowieść Pana Jezusa o faryzeuszu i celniku, którzy weszli do świątyni, aby się modlić. Celnik „odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten”. To pokora celnika spodobała się Bogu, Jezus kończy tę opowieść słowami: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,9-14).

Matka Najświętsza modli się z prawdziwą pokorą. To była Jej stała postawa w modlitwie. Znała swoją własną małość i przypisywała wszystko Bogu:

„Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd
wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest Jego imię” (Łk 1,46-49).

Maryja modliła się z pokorą, ponieważ zawsze zdawała sobie sprawę, że wszystko, co dzieje się z Nią i przez Nią, zachodzi dzięki mocy Boga.

Pokora musi charakteryzować nasze modlitwy, jeżeli mają być one miłe Bogu.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Płonął jak ogień

Dziś św. Bernarda. "Przejęty gorliwością o chwałę Boga, płonął jak ogień i oświecał Kościół" (Modlitwa z Jutrzni). Pan Bóg mu dał łaskę, że był światłem dla Kościoła w godzinie ciemności. Dzięki swej gorliwości - rzeczywiście nim był. Któź nas może powiedzieć, że nie otrzymał tej łaski?
W każdej godzinie możemy płonać dla Boga i być światłem dla ludzi.
Posłuchajcie rady św. Bernarda:

"Miłość sama przez się wystarcza; w sobie samej i ze względu na siebie znajduje upodobanie. Ona stanowi zasługę, ona też jest nagrodą dla siebie. Poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści. Jej korzyścią jest miłowanie. Miłuję dlatego, bo miłuję, miłuję po to, by miłować.

Jakże wielką rzeczą jest miłość, jeśli tylko zwraca się ku swej przyczynie, jeśli kieruje się ku swym początkom, jeśli wracając do swego źródła, czerpie zeń nieustannie, aby na nowo wypłynąć. Spośród wszystkich poruszeń duszy, spośród wszystkich uczuć i przeżyć, jedynie miłość pozwala stworzeniu odpowiedzieć swemu Stwórcy wzajemnością, wprawdzie nie równą, ale podobną. Albowiem gdy Bóg miłuje, niczego innego nie pragnie, jak tego, by być miłowanym. Miłuje nie dla czego innego, jak tylko po to, by Go miłowano, wiedząc, że ci, którzy miłują, mocą tej miłości dostępują szczęścia.

Miłość Oblubieńca albo raczej Miłość, która jest Oblubieńcem, niczego innego nie pragnie, jak tylko wzajemnej miłości i wierności. Niech zatem wolno będzie Umiłowanej odwzajemnić się miłością. Jakże bowiem nie miałaby miłować Oblubienica, i to Oblubienica Miłości? Czemu nie miałaby być miłowana Miłość?

Słusznie przeto zrzekając się wszystkich innych uczuć, cała poświęca się wyłącznie miłości, starając się odpowiedzieć na miłość wzajemną miłością. A choćby nawet cała zamieniła się w miłość, cóż to jest wobec owego niewyczerpanego źródła Miłości. Bynajmniej nie tą samą gorącością miłują: miłujący i Miłość, dusza i Słowo, oblubienica i Oblubieniec, Stwórca i stworzenie. Różnica w tym wypadku nie jest mniejsza niż pomiędzy człowiekiem, który pragnie, a źródłem wody.

Cóż zatem? Czy ustanie i zniknie zupełnie pragnienie tej, która oczekuje zaślubin; czy ustanie tęsknota wzdychającej, żar miłującej, wierność ufającej, dlatego że nie potrafi dotrzymać w biegu olbrzymowi, że nie umie współzawodniczyć w słodyczy z miodem, w łagodności z barankiem, w białości z lilią, w jasności ze słońcem, w miłości z Tym, który jest Miłością? Choć bowiem stworzenie miłuje mniej z powodu swej ograniczoności, to jednak jeśli miłuje ze wszystkich sił, wówczas niczego nie brakuje takiej miłości. Wszak obejmuje wszystko. Dlatego miłować w ten sposób znaczy tyle, co święcić gody, ponieważ nie można tak bardzo miłować i być mniej miłowaną. Doskonały bowiem i pełny związek polega na wzajemności oblubieńca i oblubienicy. Chyba że ktoś nie dowierza, iż dusza jest miłowana przez Słowo i pierwej, i bardziej.

Kazanie św. Bernarda, opata
(Kazanie 83).

Gość prowadzi...

Tylko Gość Niedzielny na plusie
W czerwcu po raz kolejny największe tygodniki opinii odnotowały spadek sprzedaży w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Jak wynika z danych ZKDP, liderem zestawienia była w analizowanym okresie Polityka (139 816 egz., spadek o 4,65 proc. w stosunku do czerwca 2008 r.). Na drugiej pozycji uplasował się Gość Niedzielny (132 287 egz., wzrost o 6,43 proc.), a na trzeciej - Newsweek Polska (103 308 egz., spadek o 16,39 proc.).

Kolejne lokaty należały w maju br. do tygodnika Wprost (100 756, mniej o 6,95 proc.), Przekroju (51 444 egz., spadek o 12,65 proc.) i Przeglądu (21 406 egz., spadek o 7,81 proc.).

Powyższe dane odnoszą się do pozycji z zestawienia Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, określonej jako "rozpowszechnianie płatne razem".

Za: mediarun.pl

Gratulujemy Gościowi i wszystkim Gościom, co ich czytają.

niedziela, 16 sierpnia 2009

U2

U2 o U2
Jacek Dziedzina

Niedawno ukazała się nietypowa biografia: „U2 o U2”. To historia czterech facetów, którzy od 34 lat bez przerwy grają razem i nic nie wskazuje na to, by szykowali się do emerytury. Książka jest owocem ponad 150 godzin rozmów, jakie przeprowadził z muzykami Neil McCormick, krytyk muzyczny „Daily Telegraph”.

Członkowie zespołu mówią sami o sobie, nie ma nawet pytań dziennikarza. Gitarzysta The Edge z rozbrajającą szczerością (która brzmi jednak bardziej jak kokieteria) mówi o powstaniu grupy: „Ponieważ nie byliśmy zbyt utalentowanymi muzykami, staliśmy się zespołem, którym jesteśmy dziś. Nie potrafiliśmy grać piosenek innych ludzi, dlatego musieliśmy stworzyć własne. Być może nie jesteśmy muzykalnie najbardziej uzdolnioną grupą w historii rock and rolla, ale myślę, że jedną z najbardziej oryginalnych”.

Z kolei Bono opowiada o swoim mesjanizmie, z którego podśmiewają się nawet koledzy z zespołu, choć jakoś to tolerują. „Rozumieją, dlaczego tak bardzo pociągają mnie postacie będące tematami moich piosenek – ponieważ ja sam, w moim życiu i usposobieniu, jestem bardzo daleki od nich”. W przejmujący sposób mówi o swoich początkach zainteresowania religią po śmierci matki: „W tej rozpaczy naprawdę zacząłem modlić się do Boga. Odkryłem, że czasami wystarczy po prostu milczeć, a Bóg odpowie. Może to być inna odpowiedź niż ta, na którą czekasz, ale zawsze jakaś jest”.

Z całej czwórki chyba tylko basista Adam Clayton marzył naprawdę o karierze gwiazdy rocka. „Gdyby nie wyszło nam z U2, Bóg jeden wie, gdzie bym skończył” – mówi Adam. „Brałem wszystko, co życie miało do zaoferowania” – dodaje i tłumaczy, że dopiero zaręczyny i ślub uświadomiły mu, że jest bardziej stonowanym człowiekiem, niż sam sobie próbował wmówić. Przez resztę kolegów jest nazywany sumieniem zespołu.

Uderzające jest to, że wszyscy w U2 traktują siebie jak przyjaciół. Więź, która łączy czwórkę muzyków, najlepiej widać na scenie – to nie jest tylko granie i śpiewanie fajnych kawałków. „Każdego dnia nie zapominam dziękować Bogu za U2 i za to, że jestem jego częścią” – mówi Bono. „Dzięki tej pracy nie tylko zrobiłem użytek ze swoich talentów, ale również z lęków i słabości. Dla mnie to cud”. *** Neil McCormick, "U2 o U2", In Rock, Poznań 2009, s. 584.
W dniach odpoczynku zachęcam do adoracji Jezusa - mówił Benedykt XVI zwracając się do pielgrzymów z Polski uczestniczących w południowej modlitwie „Anioł Pański”. Papież spotkał się z wiernymi w swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo.
„Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, wydane za życie świata”
W rozważaniu poprzedzającym modlitwę południową papież podkreślił, że „jak Maryja wszyscy jesteśmy wezwani do powiedzenia 'tak' Bogu”. - To, co uczyniła Maryja, dotyczy każdego mężczyzny i każdej kobiety, to znaczy, że wszyscy mamy powiedzieć „tak” Bogu, by stać się członkiem tego ciała, którego Jezus jest głową i – dzięki Eucharystii – zwyciężyć śmierć. Wśród ponad 4 tys. wiernych i pielgrzymów przybyłych z Włoch i zagranicy byli Polacy, których papież pozdrowił po odmówieniu modlitwy i udzieleniu zgromadzonym błogosławieństwa apostolskiego.
Serdecznie pozdrawiam Polaków. W Ewangelii dzisiaj Chrystus mówi „Kto spożywa Moje ciało i krew Moją pije trwa we Mnie a Ja w nim”. Eucharystia jest sakramentem obecności Chrystusa, który z miłości daje nam siebie, jest pokarmem w naszej ziemskiej pielgrzymce ku niebu. Zachęcam was szczególnie w tych dniach odpoczynku, abyście adorowali Chrystusa obecnego w kościołach napotkanych na waszych wakacyjnych szlakach. Z serca wam błogosławię. Dziękuję.
Oto polski tekst rozważań Ojca Świętego:

Drodzy bracia i siostry!

Wczoraj obchodziliśmy wielkie święto Wniebowzięcia Maryi a dziś czytamy w Ewangelii te oto słowa Jezusa: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba” (J 6,51). Nie nie można nie zostać poruszonym przez tę zbieżność, jaka krąży wokół symbolu „nieba”: Maryja została «wniebowzięta» w miejscu, w którym Jej Syn «zstąpił». Oczywiście język ten, jako biblijny, wyraża w przenośni coś, co nigdy nie wejdzie w pełni do świata naszych pojęć i naszych obrazów. Zatrzymajmy się jednak na chwilę refleksji! Jezus przedstawia się jako „chleb żywy”, to znaczy pokarm, zawierające w sobie samo życie Boga i jest w stanie przekazać je temu, kto żywi się Nim. Jezus mówi: „Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, wydane za życie świata” (J 6,51). A zatem od kogo Syn Boży wziął to swoje „ciało”, swe konkretne i ziemskie człowieczeństwo? Wziął je od Maryi Panny. Bóg wziął od Niej ciało ludzkie, aby wejść w naszą śmiertelną kondycję. Z kolei pod koniec ziemskiego istnienia ciało Dziewicy zostało wzięte do nieba jako część Boga przez co weszło w kondycję niebieską. Jest to rodzaj wymiany, w której Bóg wykazuje zawsze pełną inicjatywę, ale – jak widzieliśmy przy innych okazjach – w pewnym stopniu potrzebuje również Maryi, „tak ze strony stworzenia, jego ciała, jego konkretnego istnienia, aby przygotować materię swego poświęcenia: ciała i krwi, w celu ofiarowania na Krzyżu jako narzędzie życia wiecznego, a w sakramencie Eucharystii, jako pokarm i napój duchowy!

Drodzy bracia i siostry, to, co dokonało się w Maryi, dotyczy w różnym stopniu, ale rzeczywiście, także każdego mężczyzny i każdej kobiety, gdyż każdego z nas Bóg prosi, by Go przyjął, oddać Mu do nasze serce i nasze ciało, nasze całe istnienie, nasze ciało – mówi Biblia – aby mógł On zamieszkać na świecie. Wzywa nas do zjednoczenia się z Nim w sakramencie Eucharystii, w Chlebie łamanym za życie świata, aby tworzyć wspólnie Kościół, Jego historyczne Ciało. I jeśli powiemy „tak”, jak Maryja, nawet na samą miarę tego naszego „tak”, również dla nas i w nas dokonuje się ta tajemnicza wymiana: wstępujemy w boskość Tego, kto wstąpił w nasze człowieczeństwo. Eucharystia jest środkiem, narzędziem tego wzajemnego przekształcania się, którego celem Bóg jest zawsze celem i główną postacią: to On jest Głową a my członkami, On jest Winoroślą a my gałązkami. Ten, kto spożywa ten Chleb i żyje w łączności z Jezusem, dając się przemieniać przez Niego i w Nim, jest zbawiony od śmierci wiecznej: oczywiście umiera jak wszyscy, uczestnicząc również w tajemnicy śmierci i krzyża Chrystusa, ale nie jest już niewolnikiem śmierci i zmartwychwstanie w dniu ostatecznym, aby cieszyć się wiecznym świętem z Maryją i ze wszystkimi świętymi.

Tajemnica ta, to święto Boga rozpoczyna się już tu, na dole: jest to tajemnica wiary, nadziei i miłości, sprawowane w życiu i w liturgii, zwłaszcza eucharystycznej i wyraża się w braterskiej wspólnocie i w służbie bliźniemu. Prośmy Najświętszą Maryję Pannę, aby pomogła nam żywić się zawsze wiarą w Chleb życia wiecznego, aby doświadczyć już tu, na ziemi, radości Nieba.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Nowy, wspaniały świat?

Nowy, wspaniały świat?
Joanna Kociszewska

Rzeczywisty rozwój wymaga myślenia o technice w perspektywie człowieka jako osoby, we wszystkich sferach jego życia.
Innymi słowy: najważniejsze dla rozwoju jest nie pytanie, czy coś jest możliwe do wykonania przy obecnych możliwościach technologicznych, ale po co mielibyśmy to wykonywać i jakie dobro lub zło wniesie to w życie nasze i innych ludzi.
Postawienie techniki w centrum – najjaskrawiej widoczne w sferze bioetyki – dotyczy jednak wszystkich dziedzin życia. Skupienie na technicznych rozwiązaniach w planowaniu rozwoju prowadzi do pomylenia celów ze środkami. Dla przedsiębiorcy najważniejszym kryterium staje się maksymalizacja zysku, dla polityka władza, dla naukowca osiągnięcia badawcze. Powstaje sieć relacji, które jednak nie zmieniają sytuacji narodów. Podobnie dzieje się, jeśli problemem jest zapewnienie pokoju. Z pewnością potrzebne są w tej sytuacji i działania polityków i inicjatywy gospodarcze, niemniej to nie wystarczy. Trzeba jeszcze dostrzec ludzi, będących podmiotem działań, i ich oczekiwań.

Pokoju czy rozwoju krajów ubogich nie zapewnią same siły rynku czy polityka międzynarodowa, potrzeba ludzi - fachowców, którzy „w swoim sumieniu przeżywają głęboko wezwanie dobra wspólnego” – konkluduje papież.

"Zadziwia arbitralna selektywność wobec tego, co dzisiaj zostaje proponowane jako godne szacunku" – komentuje papież - "Wielu gotowych do gorszenia się z rzeczy marginalnych wydaje się tolerować niesłychane niesprawiedliwości." „Podczas, gdy ubodzy pukają jeszcze do drzwi bogaczy, bogaty świat wydaje się nie słuchać więcej tych uderzeń do drzwi z powodu sumienia niezdolnego już do rozpoznania tego, co ludzkie” – dodaje.

Absolutyzm techniki znajduje także wyraz w spojrzeniu na samego człowieka. Na problemy i napięcia związane z życiem wewnętrznym patrzy się dzisiaj często jedynie z punktu widzenia psychologicznego czy wręcz neurologicznego (redukcjonizm neurologiczny), gubiąc przy tym sferę duchową. Za ja człowieka uznaje się jego psychikę, a zdrowie duchowe oznacza często dobre samopoczucie emocjonalne. Tymczasem „człowiek rozwija się, gdy wzrasta w duchu, […], gdy prowadzi dialog z samym sobą oraz ze swym Stwórcą. Pozostając z dala od Boga człowiek jest niespokojny i chory”. Skutek? Wyobcowanie społeczne i psychologiczne, liczne nerwice, zniewolenie przez narkotyki i rozpacz. Pojawia się poczucie opuszczenia, które przynosi cierpienie, mimo podejmowanych najróżniejszych terapii.

W końcu: dominacja spojrzenia technicznego „zmierza do wytworzenia niezdolności dostrzegania tego, czego nie można wyjaśnić zwykłą materią” A przecież każdy człowiek doświadcza, że jego życie ma także wymiar niematerialny i duchowy.

„Bez Boga człowiek nie wie, dokąd zmierza i nie potrafi nawet zrozumieć tego, kim jest.” – podsumowuje encyklikę Ojciec Święty – „Humanizm wykluczający Boga jest humanizmem nieludzkim.” To świadomość przynależności do rodziny Boga – osobiście i we wspólnocie – daje zdolność działania na rzecz integralnego rozwoju całej ludzkości. To posłuszeństwo Bogu otwiera na ludzi i ich potrzeby, a zamknięcie na Niego prowadzi do zapomnienia także o drugim człowieku.

Problemów jest wiele. Czy to na nasze siły? Kończąc dokument papież przypomina słowa Jezusa: „beze Mnie nic nie możecie uczynić” i konkluduje: „Rozwój potrzebuje chrześcijan z ramionami wzniesionymi do Boga w postawie modlitwy, chrześcijan kierujących się świadomością, że miłość pełna prawdy, caritas in veritate, z której wywodzi się autentyczny rozwój, nie jest naszym wytworem, ale zostaje nam przekazana w darze.”

To podstawowe tematy poruszone w encyklice Caritas in veritate. Do omówienia pozostało kilka kwestii szczegółowych, dotykających zagadnienia globalizacji (ochrona środowiska, turystyka i migracje, rola związków zawodowych w świecie globalnym, media, etc.) które postaram się poruszyć w kolejnym tekście.

Joanna Kociszewska

Zrodlo: wiara.pl

piątek, 7 sierpnia 2009

Ojciec Pio jest przerażony!

Do gorącej modlitwy za kapłanów wzywali najpopularniejsi święci XXI wieku: Mała Tereska, o. Pio i Faustyna. O. Pio znał wartość kapłanów. Wiedział, jakie cuda Bóg czyni przez ich słabe ręce
Zapytany o to, dlaczego tak gorliwie modli się za księży, opowiadał o wizji, jakiej doświadczył. – Byłem jeszcze w łóżku, kiedy Jezus ukazał mi się – wspominał. – Był w opłakanym stanie i całkowicie oszpecony. Pokazał mi bardzo wielu księży, wśród których byli różni dostojnicy kościelni, z których jeden odprawiał Mszę św., inny przygotowywał się do niej, jeszcze inny zdejmował święte szaty. Widok zmartwionego Jezusa był dla mnie bardzo bolesny, dlatego spytałem Go, dlaczego cierpi tak bardzo.

Nie było odpowiedzi, jednak swoje spojrzenie skierował na tych księży. Krótko potem, jak gdyby przerażony i zmęczony spoglądaniem na nich, odwrócił wzrok. Następnie skierował go na mnie i ku mojemu wielkiemu przerażeniu dostrzegłem dwie łzy spływające po Jego policzkach. Odsunął się od tej rzeszy księży z wyrazem wielkiej przykrości na twarzy i zawołał: „Rzeźnicy”.

Zwróciwszy się do mnie, powiedział: „Mój synu, nie sądź, że moja agonia trwała trzy godziny, o nie, z powodu dusz, które otrzymały najwięcej darów ode mnie, będę w agonii aż do końca świata. W czasie mojej agonii, mój synu, nie trzeba spać. Moja dusza szuka jakiejś kropli ludzkiego współczucia, lecz niestety, pozostawiają mnie samego pod ciężarem obojętności. Niewdzięczność i ospałość moich sług sprawia, że moja agonia jest bardziej przykra”. Nic dziwnego, że jednym z najważniejszych charyzmatów coraz popularniejszych grup modlitewnych ojca Pio jest modlitwa za kapłanów.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Leżymy na całej linii

Ktoś, kto przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.

Więcej Vianneyów!

Zostałem pobity na ulicy. Wychodziłem ze spotkania modlitewnego, gdzie aż dwukrotnie Pan Bóg dał nam słowo: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”. Na pustej ulicy zatrzymał się samochód, wyskoczyło czterech facetów. Leżałem na ziemi. I w tym momencie dostałem SMS-a. „Jezus nigdy nie zapomni ci, że cierpiałeś dla Niego” – napisał znajomy zakonnik. – A skąd ojciec wiedział, że zostałem pobity? – pytałem później zdumiony. – A od czego są aniołowie? Są skuteczniejsi niż Telekomunikacja Polska – zaczął się śmiać. Nigdy nie czułem takiej bliskości Boga. Pochylał się nade mną, cierpiał tak, jakby ktoś wsadzał Mu palec... w źrenicę. Gdy o tym opowiadam, znajomi uśmiechają się z zażenowaniem.

Pomyślałem o Janie Marii Vianneyu. Często leżał na ziemi. Modlił się, leżąc krzyżem w pustym kościele, cierpiał, gdy drapieżnie atakował go Zły. Spał na kilku deskach, niewiele jadł. – Co takie chuchro może nam powiedzieć o Bogu – kpili francuscy racjonaliści. Vianney wychodził na ambonę i zaczynał opowiadać o Bogu. Mówił bardzo prostym językiem, nie popisywał się. Słuchaczom wydawało się, że głosi kazanie samemu sobie. Ludzie przychodzili. Choć na początku kościół świecił pustkami.

Urodził się w 1786 r. w wiosce koło Lyonu. Francja wrzała po rewolucji, prześladowała kapłanów. Mały Jan przyjął Pierwszą Komunię w... szopie, do której wejście dla bezpieczeństwa zasłonięto wozem z sianem. Wstąpił do seminarium duchownego, ale z powodu ogromnych kłopotów w nauce był z niego dwukrotnie usuwany. Cudem je ukończył.

Wyobraź sobie, że jesteś proboszczem. Dostajesz małą wiejską parafię w Ars. Mieszka w niej 230 osób, ale na niedzielną Mszę przychodzi jedynie kilka. Więcej: o parafianach pogardliwie mówi się, „że jedynie chrzest odróżnia ich od zwierząt”. Toną w grzechu. Załamujesz ręce? Ks. Vianney złożył je do modlitwy. By zmienić innych, zaczął zmieniać siebie. Narzucił sobie ostry rygor: kilka godzin adoracji Najświętszego Sakramentu, post. Wieczorami widywano go, jak leżał krzyżem pod tabernakulum. Ubogi brat ubogiego Jezusa.

Nie czuł się ani krztynę lepszy od swych penitentów. Może dlatego przed jego konfesjonałem zaczęły ustawiać się kolejki? Parafia zaczęła się nawracać. Ludzie opowiadali sobie o niezwykłym proboszczu. Przyjmował dziennie nawet 300 osób. W ciągu roku przy kratkach konfesjonału klękało prawie 30 tysięcy penitentów! Często odwiedzał parafian. Zapamiętali jego łagodny uśmiech. Przeżywał ogromną duchową walkę: oschłość, ciemność. Bardzo bał się o własne zbawienie. Aż dwukrotnie próbował opuścić parafię i skryć się w klasztorze. Słuchał jednak swego biskupa i wracał do konfesjonału.

Biblijny Jakub zobaczył drabinę, po której wędrowali aniołowie, gdy leżał na gołej ziemi, a pod głową miał twardy kamień. Jan Vianney, który przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.
Marcin Jakimowicz
Za:wiara.pl

niedziela, 2 sierpnia 2009

Nowa skóra, nowy duch

Hello
Zrzućcie z siebie starego człowieka...
Ileż to razy słyszeliśmy...?!
A ile razy próbowaliśmy... ?!
Wciąż jeszcze napotykamy w sobie ślady starego człowieka... i pewnie jeszcze trochę je widywać będziemy.Pewnie prędzej łosiowi zmienić sierść niż nam pozbyć sie starego człowieka (choć pewnie łosie sie w to nie bawią).
Najgorsze jest jednak wtedy, kiedy człowiek się podda i uwierzy w te bójdy złego: "To nie ma sensu !", "Po co znów isć do spowiedzi z tymi samymi grzechami...?"

Kiedy człowiek z ufnością zawierzy Bogu i zacznie z Nim współpracować, zacznie współpracować z Bożą Łaską, wtedy właśnie Bóg dokonuje cudów w duszy człowieka. Historia Kościoła, historia ludzkości to potwierdza: "nie ma dla Boga problemu żadnego, by z grzesznika zrobić świetego" (A&D TRANSATLANTIC). Jezus mówił św. Faustynie: "duszę, która mi mocno zaufa, w krótkim czasie przywiodę do swiętosci i gdyby był ktoś największym grzesznikiem".

Dlatego bracie i siostro nie bój się, nie wierz diabłu, nie patrz na siebie, tylko na Jezusa ! On Cię doprowadzi do świętości !

piątek, 31 lipca 2009

Św. Jan Maria Vianney

Św. Jan Maria Vianney - wzór silnej woli w dążeniu do kapłaństwa

"Gdybyśmy nie mieli sakramentu Kapłaństwa, nie mielibyśmy Pana"
/św. Jan Maria Vianney/

Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 roku, w ubogiej rodzinie wiejskiej, w Dardilly koło Lyonu, we Francji. Wielki wpływ na chłopca miała świątobliwa matka, której przykład najbardziej działał na wrażliwe serce Janka. Kiedy po latach mówił do matek, tak wspominał swoją: Wszystko zawdzięczam swej matce... Cnota matki łatwo przenika serce dziecka, które stara się czynić zawsze to, co widzi, że matka jego czyni.
W roku 1799, w czasie trwania krwawej rewolucji francuskiej i prześladowania Kościoła, potajemnie przystąpił do I Komunii św. Nauczył się czytać i pisać dopiero mając 17 lat, ponieważ władze rewolucyjne zlikwidowały szkoły prowadzone przez parafie.
Po roku nauki w niższym seminarium duchownym, w roku 1813 wstąpił do seminarium wyższego w Lyonie. Z powodu dużych trudności w nauce przełożeni radzili mu, aby opuścił seminarium. Jednak Jan miał obrońcę - wstawił się za nim jego protektor, proboszcz z Ecully, który uczył go łaciny. Dzięki jego interwencji Jan ukończył studia filozoficzno-teologiczne i w roku 1815 udzielono mu święceń kapłańskich.
Pierwsze trzy lata ks. Jan spędził jako wikariusz w Ecully. Był członkiem III zakonu św. Franciszka z Asyżu (1182-1226).
W roku 1818 został skierowany do Ars, gdzie mieszkał przez 41 lat, aż do śmierci.
W zapadłym zakątku diecezji Lyonu w Ars, w samodzielnej parafii - liczącej 230 mieszkańców - prowadził bardzo surowy tryb życia, pełen umartwień fizycznych i postów. Mieszkańcy Ars bowiem odeszli od praktykowania Bożych przykazań i zapomnieli, co to dobry uczynek i na co przeznaczona powinna być niedziela. Zamiast w ten dzień iść do kościoła, woleli przebywać w karczmie. Na nic zdawały się starania nowego proboszcza, który w niedzielę uderzał w dzwony, zapraszając parafian do kościoła. Nie pomagało upiększanie świątyni, wyposażanie jej w nowe obrazy i figury. Tygodniami całymi pracował ksiądz Vianney nad swymi kazaniami, by były one przystępne dla ucha jego słuchaczy.
Wydawało się, że ziemia, na którą wysiewał ewangeliczne ziarno, była zbyt twarda i kamienista, by mogła wydać plon.
Przeżywał chwile zwątpienia, wydawało mu się, że nie podoła tej pracy, że będzie musiał prosić o przeniesienie.
O Boże mój, wolałbym umrzeć miłując Ciebie, niż żyć choć chwilę nie kochając... Kocham Cię mój Boski Zbawicielu, ponieważ za mnie zostałeś ukrzyżowany... ponieważ pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie – taka postawa prowadziła go do nadzwyczajnej gorliwości duszpasterskiej.
Zaczął pościć, umartwiać się, modlić się długo w nocy w intencji swych parafian, leżąc krzyżem w pustym kościele. Równolegle rozpoczął też odwiedzać swych parafian, interesować się ich życiem, wspomagać najbardziej potrzebujących, na co przeznaczył nawet pieniądze ze sprzedaży swych mebli, zostawiając sobie tylko łóżko, dwa stare stoły, kilka krzeseł, żelazny piec i jeden garnek. Chciał upodobnić się do swych parafian w ubóstwie i nędzy szarych dni.
Powoli, stopniowo parafianie zaczynali go rozumieć. Był już jednym z nich, szli do niego po pomoc, po radę. Ludzie zaczęli go autentycznie kochać, zmieniali swe dotychczasowe upodobania.
Jego modlitwa: O Boże mój, pozwól mi nawrócić moją parafię: zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia, jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia, świadczy o głębokim poczuciu odpowiedzialności za ludzi powierzonych jego duszpasterskiej trosce.
Zasłynął jako duszpasterz i kaznodzieja, inną niezwykłą jego cechą było udzielanie spowiedzi. Jak podają biografowie, Proboszcz z Ars spowiadał niekiedy nawet szesnaście godzin bez przerwy. Według szacunkowych obliczeń, w ciągu całej posługi kapłańskiej wyspowiadał około miliona osób.
Wiedział, że tylko w konfesjonale znajduje się odrodzenie człowieka do nowego życia w Bogu.
Płakał nad grzechami ludzi. Starał się budzić w penitentach pragnienie skruchy za zło, którego się dopuścili, a jednocześnie „podkreślał piękno Bożego przebaczenia”.
Wielu ludzi, którzy go poznali, po rozmowie z nim, po wysłuchaniu jego kazań doznawało nagłego olśnienia, odkrywając właściwy kierunek, by ratować Kościół we Francji.
Chrześcijanin, który chce zbawić swoją duszę, zaraz po przebudzeniu kreśli na sobie znak krzyża, oddaje swoje serce Bogu, ofiaruje Mu wszystkie swoje uczynki i przygotowuje się do modlitwy. Bez niej nigdy nie idzie do pracy - bierze wodę święconą, klęka i modli się przed wizerunkiem Ukrzyżowanego. Nigdy o tym, bracia, nie zapominajmy - od dobrze rozpoczętego dnia zależy cały szereg łask, jakich udzieli nam Bóg, żebyśmy dzień przeżyli w sposób święty.
Św. Jan Vianney
Nikomu nieznana wioska Ars, leżąca na południu Francji, stała się w niedługim czasie bardzo znaną miejscowością. Przyjeżdżały do niej, nawet z odległych zakątków Francji, tysiące wiernych wiedzionych sławą i charyzmatami miejscowego Proboszcza.
Ks. Jan nie uskarżał się nigdy na choroby i nadmiar pracy. Jednak surowy tryb życia osłabił jego organizm. Do cierpień fizycznych dołączyły także duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzonych wiernych. Przez okres 35 lat Proboszcz nękany był manifestacjami demonicznymi. W wyniku tych trudności, dwukrotnie chciał potajemnie uciec z Ars, jednak parafianie nie dopuścili do tego.
Zmarł 4 sierpnia 1859 roku, wyczerpany trudami życia. Papież św. Pius X beatyfikował go w roku 1905, a do chwały świętych wyniósł go papież Pius XI w roku 1925. Ten sam papież w 1929 roku ogłosił go patronem proboszczów. Św. Jan Vianney w liturgii wspominany jest 4 sierpnia.

KRZYK!

Witam Was wszystkich kochani!
Ostatnio malo kontaktu, ale tylko medialnego:)
Chce dzis wykrzyknac do Was, cos jak kiedys Jezus przy swiecie, krzyczal, prosil. Tylko, ze ja w innej sprawie.
Mija trzy lata mojej pracy w Paragwaju. Mysle, ze w Polsce przez 20 lat bym nie przezyl tyle, co tu przez ten krotki czas, szczegolnie jako kaplan! Wojny swiatowe to jest pryszcz. Wlasnie, jak wiecie mamy rok kaplanski. We wtorek 4.08. swieto Jana Marii Vianey, "patrona kaplanow",150 lat od jego smierci. Kochani, ja jako kaplan i moi bracia w posludze POTRZEBUJEMY waszego wsparcia!!! Prosze Was, robcie kampanie wsrod waszych znajomych NIE MOWMY O KSIEZACH, MODLMY SIE ZA NICH!!! W ten sposob mozecie uratowac tysiace powolan!!! Pan wysluchuje prosb swego ludu!!!
Blogoslawie kazdego z was!
DZIEX

środa, 22 lipca 2009

Maria Magdalena

(Homilia 25, 1-2. 4-5)

Gorąco pragnęła Chrystusa

"Przyszedłszy do grobu Maria Magdalena nie znalazła ciała Pana. Pomyślała więc, iż zostało zabrane, i doniosła o tym uczniom. Ci przyszli, zobaczyli i przekonali się, że tak właśnie jest, jak im powiedziała niewiasta. Ewangelia mówi o nich dalej: "Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie"; i dodaje: "Maria natomiast stała przed grobem płacząc". Z tego widać, jak wielką miłością pałało serce Marii, skoro nawet po odejściu uczniów nie odstąpiła od grobu Pana. W dalszym ciągu szukała Tego, którego nie znalazła. Pukała szukając i ogarnięta żarem miłości gorąco tęskniła za Tym, o którym sądziła, iż został zabrany. I stało się, że tylko ta zobaczyła wówczas Jezusa, która pozostała, aby szukać. Dopełnieniem bowiem czynu dobrego jest wytrwałość, według słów Prawdy: "Kto wytrwa do końca, będzie zbawiony".

Szukała i nie znalazła. Szukała dalej wytrwale i znalazła; tęsknota rosła w miarę upływu czasu, kiedy zaś stała się wielką, osiągnęła cel swoich pragnień. Święta bowiem tęsknota rośnie, gdy nie znajduje przedmiotu swych pragnień. Gdy zaś czekanie usuwa tęsknotę, oznacza to, iż nie była to prawdziwa tęsknota. Taką właśnie prawdziwą tęsknotę przeżywał każdy, kto zdobył prawdę. Dlatego Dawid powiada: "Dusza moja pragnie Boga żywego, kiedyż przyjdę i ujrzę Boże oblicze". Natomiast Kościół w Pieśni nad pieśniami woła: "Zraniona jestem miłością". Zaś nieco dalej: "Omdlewa moja dusza".

"Niewiasto, czemu płaczesz! Kogo szukasz?" Zostaje zapytana o przyczynę bólu, aby tym bardziej wzrosła jej tęsknota, aby wymieniając imię poszukiwanego, tym większą zapłonęła ku Niemu miłością. Mówi jej Jezus: "Mario". Kiedy zawołał: "Niewiasto", nie został rozpoznany; teraz oto woła po imieniu, jak gdyby chciał powiedzieć: "Rozpoznaj, Kto ciebie rozpoznał!" Maria nazwana po imieniu rozpoznaje Stwórcę i natychmiast woła: "Rabbuni", to jest "Nauczycielu"; albowiem Ten, którego szukała na zewnątrz, pouczał ją wewnętrznie, jak należy Go szukać.

Z Homilii św. Grzegorza Wielkiego, papieża, (Homilia 25, 1-2. 4-5)
Brewiarz, Godz. czytan z 22 lipca, wspomnienie, św. Marii Magdaleny

sobota, 18 lipca 2009

TRANSATLANTIC wypływa


Nowa płyta naszego bandu A&D wyrusza do Was. Płytki już jutro dotrą do Leska na Ewangelizację Bieszczadów,w najbliższym czasie będzie ich można również słuchać w Radio Fara. W tym tygodniu płytki będzie można zakupić w sklepiku na Franciszkanskiej 4 w Krakowie (pewnie gdzieś wtorek-sroda). Będziemy na bieżąco informować o kolejnych miejscach nabycia płytki. Jesli chcesz się dowiedzieć, czy w Twojej okolicy będzie można dostać płytki - napisz, pomożemy Ci ja znalezć !
Serdecznie zapraszamy jutro do Leska na spotkanie z Holy Noiz (muzycy grajacy również w A&D). Na koncercie będzie można usłyszeć również piosenki A&D z płyty TRANSATLANTIC. Koncerty zaczynają sie od godz. 18.00 w amfiteatrze. Zespół Holy Noiz zagra również w środe w Łopience (zabytkowa cerkiew), koncert HN planowany jest na godz.20.00, po nim czuwanie nocne.
Zapraszamy również na Koncert urodzinowy A&D połączony z promocją płyty TRANSATLANTIC w poniedziałek 27 lipca do Kalwarii Pacławskiej kolo Przemysla.
Adres bandu: ad@franciszek.pl

czwartek, 16 lipca 2009

Reggae w lecie



Lipiec to czas premier przynajmniej dwóch płyt z muzyką reggae. O naszej płycie TRANSATLANTIC juz pisaliśmy i jeszcze napiszemy, ale trzeba wspomniec też o legendzie polskiego reggae Darku Malejonku i premierze jego nowej płyty "ADDIS ABEBA", ktorej premiera 24 lipca. W radio możecie słuchac piosenek promujących płyte, również na serwisie youtube.

To już trzecia studyjna płyta Maleo Reggae Rockers. W języku amharskim słowo ADDIS ABEBA oznacza Nowy Kwiat. I tak właśnie zesół traktuje tę płytę - jak coś co kwitło, nabierało kolorów, rosło w siłę, aż wreszcie eksplodowało z zupełnie nową jakością... Praca nad płytą trwała prawie trzy lata. Był to okres intensywnego działania zespołu, który zagrał mnóstwo koncertów, uczestniczył w różnych przedsięwzięciach muzycznych. Wszystkim tym działaniom przyświecał jeden cel – zebranie pomysłów, doświadczenie czegoś nowego!

Pod koniec 2008 roku Maleo udał się w miesięczną podróż po Afryce. To co tam przeżył, co zobaczył, dało mu kompletnie inne spojrzenie na świat. Wszystkie te doświadczenia dały nową jakość muzyce jego zespołu, miały duży wpływ na warstwę tekstową oraz nadały inny rytm powstawania tej płyty. Słychać to wyraźnie w utworze „Reggae Radio”, który promuje album i szturmem podbija listy przebojów. Z pewnością będzie to jeden z największych hitów tego lata.

Na płycie znajduje sie 12 kawałków. Jest też bonus w postaci utworu poety Tadeusza Gajcy w specjalnej aranżacji Maelo przygotowanej na wyjątkową płytę wydaną przez Muzeum Powstania Warszawskiego z okazji 65 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Sam zespół potwierdza to, mówiąc: „Jesteśmy przekonani, że oddajemy w Wasze ręce płytę kompletną, dojrzałą. Płytę, która choć na chwilę oderwie Was od codzienności, sprawi, że na Waszych twarzach pojawi się uśmiech. Płytę, która zachęci Was do refleksji.”

Bóg Gigant !

5 lat temu wszystko sie zaczelo...

16 lipca 2004 (w piątek) tuż po Eucharystii o 7.00 wyjechaliśmy z Jihlavy do Brna, by nagrywać pierwszą swoją płytę (jak się później okazało - bardzo amatorską i z mnóstwem błędow). Ok. 9.00 godz. podjechaliśmy pod Hotel Grand w Brnie, gdzie spotkaliśmy Danę i Honza, a stamtąd pojechaliśmy do Indies Studio (notabene jest to to samo, studio, gdzie 5 lat później nagrywaliśmy płyte TRANSATLANTIC). Dzień wcześniej, we wspomnienie św. Bonawentury, ok. godz. 15. 00 również spotkaliśmy sie pod Grandem w Brnie z Dana i Honzem, by dogadać szczegóły nagrania.

Jadąc na nagrania wczesnym rankiem 16 lipca, modliliśmy się na różancu (i wracając również), podobnie kiedy 17 lipca wyjeżdżaliśmy z pierwszymi 7 egzemplarzami płytki zawierzając Bogu nagrania i tych, do których te płytki dotrą.

Wieczorem 17 lipca tylko we dwóch słuchaliśmy tych nagrań, mówiąc sobie: "Dziś słuchamy ich tylko my, może kiedyś usłyszy ich wiecej osób..."

W miesiąc po nagraniu płytka dotarła juz na Słowacje, do Polski, Niemiec, Austrii i na Ukraine, a przede wszystkim do Asyzu - i to do klasztoru, nad grobem św. Franciszka. Bardzo nas to cieszyło, ze właśnie tam rozbrzmiewają dźwięki z tej płytki.

I te pierwsze słowa. "Nie lękaj się.... Bóg jest Tym, ktory o Tobie pamieta..."
Nic sie nie zmieniło w ciagu tych 5 lat. Cały czas wierzymy w to niezmiernie i jesteśmy o tym głeboko przekonani... Właśnie dlatego gramy i śpiewamy dalej, pomimo że jeden z nas mieszka bardzo daleko....

Dziś wzywamy Was wszystkich, nasi Przyjaciele do dziękczyniena Panu za tych 5 lat i zapraszamy gorącej modlitwy do Boga, by nadal czuwał nad nami i wspierał nas.

W intencji swojej i Darka, jak i wszystkich osób związanych z nami - od Dany i Honza, Tomase Kvasnicky ich Rodzin, po osoby nagrywające TRANSATLANTIC i naszych najnowszych przyjaciół, którzy nam pomagali przy naszej najnowszej płycie, jak i przez wszystkie te lata, w intencji tych, co mieli odwage słuchać naszych amatorskich wypocin z milionem błedów, odprawiłem dzisiaj wczesnym rankiem Eucharystie - w górach, gdzie spedzam wakacje. W sposób szczególny polecałem wszystkich, ktorzy słuchać bedą TRANSATLANTIC (i Was równiez o to stale prosze) na naszym campingu pełnym rosy, skąd widzieliśmy góry otoczone chmurami (jeden obłok tak fajnie sie obniżył i przyblizył niczym chwała Jahwe).

Niech bedzie uwielbiony Bóg, Wspólnota Miłości - Ojciec Syn i Duch Swiety. AMEEEN !

Jahwe - to nasz Pan, Jahwe to nasz Bóg !

Ten, któremu ufamy i Ten, co wybawia nas z reki naszych wrogów !

Ten, którego Miłość nie kończy sie NIGDY !

Bóg, który uwielbia sprawiać niespodzianki swoim małym dzieciom !

O szkaplerzu raz jeszcze

Czym właściwie jest szkaplerz?
O szkaplerzu pisaliśmy nie raz, ale chyba warto wrócić do tego tematu, zwłaszcza dziś, we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel. My sami doświadczamy w swym życiu opieki MB z Góry Karmel. Ciekawe, że pierwszą amatorską płytę, od której datujemy powstanie A&D nagraliśmy właśnie w dzien wspomnienia MB z Gory Karmel - 16 lipca 2004r.
W duchu wdzieczności, za wszystkie Laski udzielone nam osobiście,jak i w podziękowaniu Bogu za Jego pomysł z A&D, podajemy kilka słów o szkaplerzu. Sa to obszerne i najciekawsze fragmenty dłuższego opracowania z serwisu wiara.pl.

Przez szkaplerz rozumiemy szatę wierzchnią, której używali dawni mnisi w czasie codziennych zajęć, aby nie brudzić habitu. Szkaplerz spełniał więc rolę fartucha gospodarczego. Potem przez szkaplerz rozumiano szatę nałożoną na habit. Ponieważ było niewygodnie nosić szkaplerz taki, jaki nosili przedstawiciele danego zakonu, dlatego z biegiem lat okrojono go do dwóch małych płatków płótna, zazwyczaj z odpowiednim wizerunkiem na nich. Na dwóch tasiemkach noszono go w ten sposób, że jedno płócienko było na plecach (stąd nazwa łacińska scapulare), a druga na piersi. Taką formę zachowały szkaplerze do dnia dzisiejszego. W roku 1910 papież św. Pius X zezwolił ze względów praktycznych na zastąpienie szkaplerza medalikiem szkaplerznym.

Od siedmiu wieków szkaplerz Dziewicy Maryi z Góry Karmel jest znakiem zaaprobowanym przez Kościół i przyjętym przez zakon karmelitański jako zewnętrzny wyraz miłości do Maryi, dziecięcego zaufania Jej oraz zaangażowania się w naśladowanie życia Matki Pana.

Słowo "szkaplerz", które kiedyś oznaczało wierzchnią szatę, z czasem nabrało symbolicznego znaczenia: naśladowanie Jezusa w dźwiganiu codziennego krzyża. W Karmelu szkaplerz symbolizował szczególną więź zakonników z Maryją, wyrażał ufność w Jej matczyną opiekę oraz pragnienie naśladowania Jej życia. W ten sposób znak ten zyskał charakter maryjny.

Pius XII napisał: "Szkaplerz święty jest rzeczywiście znakiem i gwarancją szczególnej opieki Najświętszej Dziewicy, ale niech nikt nie sądzi, że nosząc tę szatę, może oddać się opieszałości serca i obojętnym duchem czekać na zbawienie".

Jednym z przywilejów zwiazanych ze szkaplerzem jest tzw."Przywilej sobotni". Mówi się, ze Papiez Jan XXII wydal 3 marca 1322 tzw. Bullę Sobotnią, mówiącą, iż na prośbę Matki Jezusa w pierwszą sobotę po śmierci uwolnieni są z czyśćca wszyscy noszący z wiarą szkaplerz. Tekst ten budził od dawna wiele zastrzeżeń co do jego autentyczności. 12 sierpnia 1530 roku papież Klemens VII potwierdził tzw. przywilej sobotni bullą Ex clementi ze słynnymi słowami: „Dla pewności, gdyby nigdy nie był udzielony, przez tę bullę niech będzie udzielony”.

Rolę Maryi w skracaniu mąk czyśćcowy potwierdza fragment Dzienniczka św. Faustyny: „Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję «Gwiazdą Morza». Ona im przynosi ochłodę”.

Wierni szybko zrozumieli, że przyjęcie szkaplerza oznacza wejście do Rodziny Karmelu i przynależność do Maryi. Odpowiadając na miłość Dziewicy, są pewni Jej opieki w trudach życia i w momencie śmierci, ufając również, że i po śmierci wstawi się za nami u swojego Syna. Magisterium Kościoła zatwierdziło nabożeństwo szkaplerzne i zaliczyło je do sakramentaliów. 16 lipca został ustanowiony Świętem Matki Bożej Szkaplerznej jako wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. Szczególnym propagatorem duchowości karmelitańskiej jest Ojciec Święty Jan Paweł II, który wielokrotnie przyznawał się do noszenia szkaplerza i otrzymywania wielkich łask dzięki tej pobożności.

Trzeba pamiętać, iż szkaplerz karmelitański, zatwierdzony przez Kościół jako znak chrześcijańskiej wiary i znak Maryi, nie jest jakimś amuletem czy magicznym talizmanem. Samo noszenie szkaplerza nie jest również automatycznym gwarantem naszego zbawienia czy też wymówką, aby nie podejmować życia chrześcijańskiego. Nabożeństwo szkaplerzne, tak jak każde inne maryjne nabożeństwo Kościoła, jeśli jest poważnie traktowane i praktykowane, wymaga trudu współpracy z Tą, której się powierzamy. Noszenie szkaplerza powinno przypominać nam o naszych obowiązkach chrześcijańskich jako warunku pewności, że Matka Boża będzie wstawiać się za nami. Szkaplerz wyraża wiarę chrześcijanina w spotkanie z Bogiem w życiu wiecznym dzięki wstawiennictwu i opiece Maryi Dziewicy.

Na koniec kilka słów Papieza Jana Pawla II o szkaplerzu:
"Ten, kto przywdziewa Szkaplerz, zostaje wprowadzony do ziemi Karmelu, aby «spożywać jej owoce i jej zasoby» (por. Jr 2,7) oraz doświadczać słodkiej i macierzyńskiej obecności Maryi w codziennym trudzie, by wewnętrznie się przyoblekać w Jezusa Chrystusa i ukazywać Jego życie w samym sobie dla dobra Kościoła i całej ludzkości (por. Formuła nałożenia Szkaplerza).

Znak Szkaplerza przywołuje zatem dwie prawdy: jedna z nich mówi o ustawicznej opiece Najświętszej Maryi Panny, i to nie tylko na drodze życia, ale także w chwili przejścia ku pełni wiecznej chwały; druga to świadomość, że nabożeństwo do Niej nie może ograniczać się tylko do modlitw i hołdów składanych Jej przy określonych okazjach, ale powinna stanowić «habit», czyli nadawać stały kierunek chrześcijańskiemu postępowaniu, opartemu na modlitwie i życiu wewnętrznym poprzez częste przystępowanie do sakramentów i konkretne uczynki miłosierne co do ciała i co do duszy. W ten sposób Szkaplerz staje się znakiem «przymierza» i wzajemnej komunii pomiędzy Maryją i wiernymi: wyraża bowiem w sposób konkretny dar, jaki na krzyżu Jezus uczynił Janowi, a przez niego nam wszystkim, ze swojej Matki, oraz przypomina o powierzeniu umiłowanego apostoła i nas Tej, którą ustanowił nasza Matką duchową."
(Z listu Jana Pawła II do przełożonych generalnych Zakonu Braci NMP z Góry Karmel i Zakonu Braci Bosych NMP z Góry Karmel)

sobota, 27 czerwca 2009

PERLA

WITAM WSZYSTKICH WKLADAJAC W RAMIONA OJCA!

CHCE ZAPODAC PARE SLOW Z PARAGWAJSKIEGO BUSZU:) WIELU LUDZI PRZYCHODZI DO NAS NA ROZMOWY, SPOWIEDZ, MODLITWE. CZESTO ZROSPACZENI, BO PRZYCISKAJA PROBLEMY, PO PROSTU ZYCIE. NO, WSZYSCY TEGO DOSWIADCZAMY. TO CO NAJBARDZIEJ PARALIZUJE LUDZKA EGZYSTENCJE TO LEK I STRACH. TA SPRAWA NIE DZIWI, GDY GADASZ Z NIEWIERZACYMI, ALE CHRZESCIJANIE?!
CO SIE DZIEJE?, GDZIE WIARA W BOGA WSZECHMOGACEGO?
WIERZYC I CHODZIDZ W WIERZE TO DWIE ROZNE SPRAWY. WIELU WIERZY, ALE MALO CHODZI W WIERZE! ZOBACZ BRACIE, JAK SWIAT PCHA SIE DO TWEGO SERCA, Z CZYM? Z TYM CO MATERIALNE I NIE MA DUCHA! TAM GDZIE PRACUJESZ, UCZYSZ SIE, ODPOCZYWASZ, MOWI SIE TYLKO O RZECZACH PRZEMIJALNYCH. TAK, CZY NIE? CIALO, CIALO, CIALO...
A PRZECIEZ MAMY COS CO MA NIEPOWTARZALNA WARTOSC - DUCH - DUCHOWOSC - NIESMIERTELNOSC - PERLA!!! ZOBACZ ILE CZASU POSWIECASZ SWEMU CIALU: CIUCHY, KOSMETYKI, JEDZENIE, PICIE, UZYWKI, PRZYJEMNOSCI I TAKIE TAM. A ILE CZASU TEMU CO NIESMIERTELNE, DUSZY? SAME OCHLAPY! BRACIE TWOJE CIALO ZA KILKA ZACHODOW SLONCA BEDZIE POZYWKA DLA ROBALI! KUMASZ BAZE! NIE, NIE MOWIE, ZE NALEZY JE "OLAC", NIE, PRZESUNAC NA DRUGI PLAN!!!
ILE RAZY DZIENNIE PATRZYSZ W LUSTRO? A ILE RAZY DZIENNIE ZAGLADASZ DO BIBLI? LUSTRO WPEDZA CIE W KAPLEKSY, A SLOWO BOZE MOZE WYLECZYC!!!
NIE BADZ IGNORANTEM Z PRZYPOWIESCI JEZUSA, CO CALE SWOJE ZYCIE BUDOWAL NA PIASKU!!! ZACZNI STAWIAC NA SKALE! JEZUS, TO CO DUCHOWE, TWOJE WNETRZE, ODKRYJ PERLE!!!