Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

środa, 31 grudnia 2008

Comming III

Jak różne reakcje wywołało Jego pojawienie się !
Niektórzy zobaczyli Go i uciekli... Tak jak sie to zdarza nieraz mężczyznom, jak się dowiadują o pojawieniu się dziecka. Uciakają... by pojawić się znów na Wielkanoc... a potem znowu w nogi...

W tych dniach słyszymy słowa św. Jana: „Wyście Go poznali ! Juz Go znacie !”
Brzmi to jak ogłoszenie wyników egzaminów maturalnych: macie to w kieszeni, tą waszą wiedzę. Z matematyki – 5, z poznania wiedzy (np. z historii) – 4, z ponania Boga...?

To prawda troche Go znamy. Wciaz nie wiemy o Nim wszystkiego, ale chętniej wyruszamy w dalsza wędrówkę z Nim, by lepiej Go poznać, by dowiadywać sie o Nim nowych rzeczy. To jerdnak co juz o NIm wiemy, wystarcza nam , by isć za Nim, by uznać, że "warto dla tej Miłosci życ !" (Jan Paweł II, Słowo do młodych nad Jez. Lednickim, 1999)

Co zrobimy z tą wiedzą, z tym co o Nim wiemy? Po co Go poznajemy?
Po to by jescze bardziej byc do Niego podobni..., to jest naszym pragnieniem. Kiedy widzimy Jego piękno, jak jest pełen miłosci – chemy być jak On.

On przychodzi do nas by być naszym Bogactwem, Ojciec oddaje nam swój Najdroższy Skarb – swego Syna. Co zrobimy z Tym Skarbem?
Przychodzi, by byc naszą Siłą. Mocą. Przychodzi, abyśmy od Niego uczyli się Miłości !

wtorek, 30 grudnia 2008

Comming II

Nieraz młodzi rodzice przywożą swoje małe dzieci, swoim rodzicom… Może po ich odjeździe babcie tych małych pociech, np., takiego niemowlaka, pytają się: „Co mam z Tobą zrobić? Opiekować sie Toba? Bawić się z Tobą? Może jeszcze co innego...”

We wczorajszej Ewangelii słyszeliśmy o Symeonie i Annie. Całe swoje zycie czekali na Przyjscie Mesjasza. Całe życie czekali na tę Jedna chwilę... I doczekali się.... Nie tylko oni, czekali, cały naród czekał na przyjście Mesjasza, długo czekali.... I doczekali się...

Symeon i Anna całe swoje życie czekali na Jezusa. Całe ich życie było czekaniem... Sensem ich życia było czekanie... A teraz....? Teraz czekanie się skończyło... Oto widzieli jak na ich oczch spełnia sie ich gorące pragnienie – widzą Mesjasza.

Jezus przychodzi do nas... I Ty czekałeś na Niego, krótszą czy dłuższą chwilę... Ale przede wszystkim to On czekał na Ciebie... aż przyjdziesz do Niego, aż zdecydujesz sie na spotkanie... aż podważysz sie zaprosić Go do swego domu, do swego serca.

Co zrobić z tym Mesjaszem? Co z Nim począć? Co zrobić z tym Niemowlakiem? Mamy się Nim zaopiekować? Pobawić się z Nim?

Może nie za bardzo wiesz co z Nim zrobić...?
Całe wieki ludzie czekali na Mesjasza, a gdy przyszedł... nie wiedzieli co począć !
Ich przyjście zaskoczyło ich, jak śnieg, zaskakuje drogowców... Pan Kret zapowiada, że będzie snieg, a drogowcy zdziwieni, że spadł, jakby to było lato... (biedni drogowcy wszyscy na nich narzekają, a oni tak się starają... )

Co zrobić z Tym, który do nas przychodzi? Opiekowac się Nim? On nie potrzebuje opieki, to On nami się opiekuje ! Pobawić się z Nim? Przecież to Dziecko... Tak, ale nie jest to zwykłe Dziecko, to Bóg – Człowiek. Dla wielu ludzi jednak pozostaje tylkoo dzieckiem... może dlatego, ze ssami wciaz nie dorośli... I chcą sie Nim bawić i bawią sie z Nim: w chowanego, albo w jeszcze inne zabawy, kto kogo dogoni... Ludzie wymyslają różne zabawy... Myślą, że Bogu mozna wcisnać różne kity... Moze uwierzy, że Go kocham, tak jak chętnie wierzą dziewczyny w „I love you !” 

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Comming I Jezus naszym Bogactwem

Jezus naszym Bogactwem

Po co Jezus przyszedł do nas? Po co te odwiedziny („nawiedziło nas z wysoka wschodzące słońce”)? W ostatnim, czasie kilkakrotnie słyszeliśmy słowa ludzi, którzy płonęli z oczekiwania, na własnej skórze doświadczyli bardzo mocno przyjscia Boga – wejścia Boga w swoje życie. Było to np. wtedy, gdy Bóg „otworzył do tej pory zamkniete łono Anny, a także Elżbiety, było to wtedy kiedy Maryja usłyszała, że to właśnie Ona została wybrana przez Pana na Matkę Jego Syna. Jakie słowa słyszymy od nich: „Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia“ (Łk 1,53), „Moc zbawczą nam wzbudził" (Łk 1, 69), "Słabi przepasują się mocą (1 Sm 2, 4)".
Przychodzi, by być naszym Bogactwem, naszą Siłą …
Bóg powierza nam swój Skarb…

czwartek, 25 grudnia 2008

+ Kochani !
Dla wielu ludzi te święta to często - bądź co bądź - czas, kiedy szczególnie mocno dokucza samotność, a zarazem świadomość wielkiej bliskości Tego, któremu się chciało w te mroźną noc tupać..., podrózować, przebijać sie przez brzuch Mamy, by być z nami...
Wielu ludzi właśnie mróz odstrasza od niedzielnej Eucharystii, nasze serca często są oziebłe, zatwardziałe, skute lodem, a Jego nie odstraszył mróz i oziębłość tylu ludzi, wręcz przeciwnie – właśnie dlatego tym bardziej przyszedł !

Czym się Panu odpłacę?

Radości i pokoju od Jezusa, wytrwałej i cierpliwej Miłosci do Niego...

Fr. Adam M. Wolny OFM Conv

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Jan od Krzyza

MYSLI

Przyjemniejszy jest Bogu jeden uczynek, choćby najmniejszy, spełniony w ukryciu z pragnieniem, by o nim nie wiedziano, niż tysiące innych z pragnieniem pokazania ich ludziom. Kto bowiem z najczystszą miłością pracuje dla Boga, nie tylko nie chce, by to ludzie widzieli, lecz nawet nie pragnie, by sam Bóg o tym wiedział, i owszem, choćby się Bóg o tym nigdy nie dowiedział, on nie zaprzestałby spełniać nigdy tych czynności z tą samą radością i miłością bezinteresowną.

Pod wieczór będą cię sądzić z miłości (4). Staraj się miłować Boga, jak On chce być miłowany, zapomnij o sobie samym.

Weź Boga za oblubieńca i przyjaciela, z którym byś zawsze chodził, a nie zgrzeszysz, nauczysz się kochać i wszystko ułoży się pomyślnie dla ciebie.

Cóż ci pomoże, że dajesz Bogu tę rzecz, gdy On innej żąda od ciebie? Poznaj, czego Bóg żąda od ciebie i spełnij to, a przez to lepiej zadowolisz swe serce, niż czyniąc co sam pragniesz.

Umartwiaj język i myśli i odnoś zawsze uczucia do Boga, a roz-płomieni się twój duch boskim żarem.
W samym tylko Bogu szukaj pokarmu dla duszy. Porzuć starania o rzeczy zewnętrzne, a nabywaj pokoju i skupienia serca.
Przylgnij z miłosną uwagą do Boga, nie pragnąc poznawać w Nim rzeczy szczegółowych.

piątek, 12 grudnia 2008

Guadalupe

Królowa Meksyku i Cesarzowa Ameryk

W pierwszej połowie XVI w. Najświętsza Maryja Panna objawiła się ubogiemu Indianinowi Juanowi Diego w meksykańskim Guadalupe. Objawienie na wzgórzu Tepeyac w Meksyku było pierwszym znanym objawieniem Maryjnym. Miało ono decydujące znaczenie dla chrystianizacji obu Ameryk. Najświętsza Maryja Panna wyręczyła w pracy misjonarzy. W ciągu kilku lat chrzest przyjęło około 9 milionów ludzi.


Juan Diego urodził się w 1474 r., a więc 18 lat przed przybyciem do Ameryki Kolumba, a jego indiańskie imię brzmiało Cuauhtlatoatzin, co można przetłumaczyć: "Ten, który przemawia jak orzeł".Zajmował się splataniem mat w zamieszkanym przez plemię Nahua mieście Cuautitlan. Wraz ze swoją żoną Malitzin (Marią Łucją) należał do tych nielicznych Indian, którzy jako pierwsi przyjęli chrzest (w 1524 r.). Po śmierci Marii Łucji przeniósł się do swego wuja do Tolpetlac. Wyróżniał się prostą, szczerą wiarą, pokorą i moralnym życiem.

O świcie 9 grudnia 1531 r. Juan Diego szedł do odległego o 15 km kościoła w Tlalteloco. U stóp wzgórza Tepeyac usłyszał nagle cudne dźwięki przypominające śpiew ptaków. Nagle śpiew ucichł i ze szczytu wzgórza przywołał go głos: "Juanito, Juanie Diego".

Idąc za głosem wszedł na szczyt wzgórza. Tam jego oczom ukazała się postać kobieca niezwykłej piękności odziana w jasną szatę. Jasność otaczała również miejsce, w którym Ona stała. Mówiła do Juana w jego ojczystym języku nahuatl.

Zapytała go, dokąd idzie, a gdy odpowiedział, zwróciła się doń tymi słowami: "Wiedz i zrozum dobrze, najpokorniejszy z moich synów, że jestem Świętą Maryją, zawsze Dziewicą, Matką Prawdziwego Boga, dla którego żyjemy, Stwórcy wszystkich rzeczy, Pana nieba i ziemi. Pragnę, by szybko wzniesiono tutaj świątynię, bym mogła w niej okazywać i dawać całą moją miłość, współczucie, pomoc i obronę, ponieważ jestem litościwą Matką, dla ciebie i dla wszystkich mieszkańców tej ziemi, i dla całej reszty tych, którzy Mnie kochają, wzywają i powierzają się Mi; słuchać będę tam ich płaczów i zaradzać wszystkim ich nieszczęściom, przypadłościom i smutkom. I aby wypełnić to, czego moja łaskawość wymaga, idź do pałacu Biskupa Meksyku, a tam powiesz mu, że wyrażam swoje wielkie pragnienie, aby tu, na tej równinie, zbudowano świątynię dla Mnie; dokładnie zdasz sprawę ze wszystkiego, co zobaczyłeś i podziwiałeś, i co usłyszałeś".

Posłuszny nakazowi Juan Diego ruszył do miasta, by przekazać życzenie Maryi biskupowi. Był nim wówczas Hiszpan, franciszkanin Juan de Zumarraga. Indianin powtórzył mu wszystko co usłyszał na wzgórzu Tepeyac. Niestety hierarcha nie chciał uwierzyć prostemu, stosunkowo niedawno ochrzczonemu Indianinowi. Zrezygnowany Juan Diego powrócił na miejsce objawienia. Tam znów ujrzał Niewiastę opromienioną jasnością. Z pokorą opowiedział Jej, co się stało. Tłumaczył, że jest osobą zbyt mało znaczącą, by pośredniczyć w takiej sprawie. Lecz Matka Boża chciała, żeby to właśnie on był Jej wysłannikiem. I nakazała mu ponowne udać się do biskupa.

Nazajutrz, w niedzielę, Juan Diego znów udał się do biskupa i powtórzył mu życzenie wyrażone przez Najświętszą Maryję Pannę. Hierarcha zaczął pytać o szczegóły. Dociekał, gdzie doszło do widzenia, jak wyglądała Niewiasta, która ukazała się na wzgórzu, jak się zachowywała, co mówiła. Niestety i tym razem de Zumaraga nie uwierzył. Stwierdził, że nie może przystąpić do budowy kaplicy, o którą prosiła Maryja, dopóki nie otrzyma wyraźnego znaku.

Juan Diego tak jak poprzedniego dnia, poszedł z siedziby biskupa prosto na spotkanie z Matką Bożą, by Jej powtórzyć słowa hierarchy. Wtedy Maryja poleciła: "Powrócisz tu jutro, abyś mógł wziąć znak, o który on prosi. Wówczas uwierzy i nie będzie już wątpił ani nie będzie podejrzliwy wobec ciebie".

W poniedziałek Juan Diego nie zjawił się jednak we wskazanym przez Maryję miejscu. Czuwał cały dzień przy wuju, który nagle bardzo ciężko zachorował. Stan chorego był tak poważny, że we wtorek nad ranem poprosił on siostrzeńca o sprowadzenie księdza z posługą sakramentalną.

Juan Diego śpiesznie wyruszył do Tlatilolco. Ze względu na niedotrzymaną obietnicę Indianin obawiał się spotkania z Maryją. Chciał więc okrążyć wzgórze Tepeyac, lecz Matka Boża zatrzymała go u podnóża wzniesienia. Pobladły ze strachu i wstydu Juan Diego padł na kolana i zaczął tłumaczyć, dlaczego nie zjawił się dzień wcześniej. "Nie bój się choroby twego wuja, ani żadnej innej choroby, ani niczego, co ostre i bolesne - odpowiedziała Najświętsza Panienka. - Czyż nie jestem tu, Ja, twoja Matka? Czyż nie jesteś w moim cieniu i pod moją opieką?".

Maryja zapewniła Indianina, że jego wuj nie umrze. Poleciła mu udać się na szczyt wzniesienia i zerwać tam kwiaty. Rzeczywiście, mimo zimy i mrozu na wzgórzu rosły piękne róże. Było to tym dziwniejsze, że szczyt pagórka był skalisty i dotychczas rosły na nim jedynie ciernie i osty. Gdy Juan Diego przyniósł kwiaty na dół, Maryja ułożyła je własnym rękami w fałdzie jego białego indiańskiego płaszcza - tilmy i nakazała mu zanieść je biskupowi jako znak.

Służba biskupa nie chciała wpuścić Juana Diego. Potraktowano go jak natręta, który zakłóca spokój duchownego. Jednak uderzyła ich cudowna woń, która otaczała Indianina. Gdy dostrzegli w jego tilmie kwiaty - rzecz niezwykłą o tej porze roku - zawiadomili swego pana. Wprowadzony przed oblicze biskupa Indianin opowiedział wszystko, co mu nakazała Matka Boża. A potem uchylił tilmy i wtedy róże wysypały się na podłogę. Świadkowie tej sceny ujrzeli, jak na tkaninie, w której jeszcze przed chwilą znajdowały się kwiaty, pojawił się wizerunek przedstawiający Matkę Bożą. Przejęci ludzie upadli na kolana i, za przykładem biskupa, zaczęli się modlić. Biskup zaś prosił Matkę Bożą o przebaczenie, że okazał taką nieufność. Nazajutrz razem z Juanem Diego udał się na wzgórze Tepeyac, by ustalić miejsce budowy kaplicy.

W tym dniu Matka Najświętsza ukazał się także choremu wujowi. Juan Bernardino ujrzał przepiękną świetlistą postać, która sprawiła, że poczuł się zupełnie zdrowy. Matka Boża poleciła mu, aby dał świadectwo o swoim uzdrowieniu biskupowi i by przekazał mu Jej imię, które ma być używane w odniesieniu do cudownego wizerunku na Tilmie: "Zawsze Dziewica, Święta Maryja z Guadalupe".

Pod wpływem objawień Pani z Guadalupe, wśród Indian rozpoczęła się wielka fala nawróceń, które dokonywały się spontanicznie. Według świadectwa jednego z ówczesnych franciszkanów, do 1541 r. wiarę przyjęło 9 milionów Indian. Masowy charakter chrystianizacji jest trudny do wytłumaczenia z naukowego punktu widzenia.

Jeszcze większą zagadką dla naukowców pozostaje cudowny wizerunek Maryi odbity na płaszczu Juana Diego, który przetrwał do naszych czasów. Wisi do dziś w sanktuarium wybudowanym w miejscu objawień. Znany jest jako obraz Matki Bożej z Guadalupe. W miarę stosowania przy badaniach wizerunku coraz nowocześniejszej aparatury mnożą się pytania, na które naukowcy nie potrafią znaleźć odpowiedzi.

Płaszcz, na którym odbity jest wizerunek Dziewicy, wykonany został z włókien agawy. To materiał bardzo nietrwały i rozpada się całkowicie po kilkudziesięciu latach. Tymczasem płaszcz z cudownym obrazem ma już prawie 500 lat. Jest to jedyna na świecie tego typu tilma, jaka się zachowała.

Obraz przez długi czas udostępniany był wiernym bez ograniczeń. Nieustannie dotykały go tysiące rąk, pocierano o niego różne przedmioty; był też narażony na dym z kadzideł i palących się świec. Powinien więc sczernieć i ulec zabrudzeniu, a tymczasem kolory na nim pozostają żywe i świeże, zaś całość sprawia wrażenie, jakby wizerunek został namalowany niedawno. Stwierdzono, że podłoże, na którym znajduje się wizerunek Maryi, z niewyjaśnionych powodów odpycha kurz i wszelkie mikroorganizmy.

Przeszło 200 lat temu pewien człowiek, któremu polecono wyczyścić ramę obrazu, niechcący wylał na malowidło kwas azotowy. Przerażenie ustąpiło zdumieniu, gdy okazało się, że kwas nie wyrządził wizerunkowi Maryi żadnej szkody. Powstała tylko plama, która po pewnym czasie sama znikła.

Na tkaninie nie znaleziono żadnych farb, żadnych barwników, ani pozostałości szkicu, który zwykle nanosi się przed rozpoczęciem malowania. Włókna po prostu są kolorowe, a to, co nadało im kolor, nie jest żadnym barwnikiem naturalnym. W dodatku barwy obrazu zmieniają się, zależnie od kąta patrzenia i odległości. Efektu tego nie da się osiągnąć żadną znaną techniką malarską.

Astronomowie stwierdzili, że gwiazdy widniejące na płaszczu Matki Bożej z Guadalupe są ułożone tak, jak wyglądało niebo nad miastem Meksyk w okresie objawień. Z jedną bardzo istotną różnicą: przedstawiono je z pozycji obserwatora patrzącego nie z naszej planety, ale "z zewnątrz". Tak, jak nigdy nie będzie mógł spojrzeć na sferę niebieską żaden człowiek!

Jeśli przyjrzeć się bardzo uważnie wizerunkowi NMP na tilmie Juana Diego, można dostrzec, że Maryja jest brzemienna (wskazuje na to wysoko zawiązana szarfa; ponadto w kulturze Indian brzemienne niewiasty przepasywały się czarną wstęgą). To szczególna zapowiedź, że Chrystus ma się narodzić pośród ludzi Nowego Świata. Trudno też nie dostrzec innego przesłania - przesłania przypominającego o świętości życia poczętego. Brzemienna Maryja z Guadalupe jest wyraźnym znakiem odczytywanym przez obrońców życia dzieci nienarodzonych na całym świecie.

Wśród wielu zagadek obrazu Matki Bożej z Guadalupe jedna wyjątkowo poruszyła badaczy. W 1929 r. pewien fotograf na znacznie powiększonych zdjęciach wizerunku odkrył w źrenicach Maryi odbicie twarzy brodatego mężczyzny. Dokładniejsze badania, wykonane w latach pięćdziesiątych, doprowadziły do ustalenia, że oblicze utrwalone w oku Niepokalanej Dziewicy bardzo przypomina twarz Juana Diego z najstarszych zachowanych portretów. Później dostrzeżono, że w źrenicy można rozpoznać jeszcze dwie inne osoby: biskupa i hiszpańskiego tłumacza. Wszystko wskazuje na to, że jest to utrwalona scena prezentacji tilmy z cudownym wizerunkiem przed biskupem Meksyku, Juanem de Zumarragą.

Badacze obrazu zwrócili także uwagę na fakt, że strój Maryi nie jest odzieniem typowym dla kobiet zamieszkujących Meksyk w czasach objawień. Ubiór przypomina raczej szaty noszone na Bliskim Wschodzie w czasach Chrystusa. Wizerunek przedstawia więc Maryję w stroju podobnym do tego, jaki nosiła Ona w Nazarecie. Wiele do myślenia daje fakt, że oblicze Najświętszej Panny nie jest białe jak twarze hiszpańskich kolonizatorów ani też ciemne jak oblicza azteckie. Maryja z cudownego wizerunku jest Metyską. Tym samym daje Ona świadectwo swej opieki nad wszystkimi ludźmi - niezależnie od rasy i koloru skóry.

Warte wspomnienia jest również cudowne ocalenie obrazu podczas zamachu bombowego w 1921 r. czyli w okresie prześladowania Kościoła katolickiego w Meksyku. Pewien komunista umieścił pod bezcennym obrazem Pani z Guadalupe kwiaty w wazonie i natychmiast pospiesznie opuścił świątynię. W wazonie ukryta była bomba zegarowa. Eksplozja została zaplanowana na czas, kiedy w sanktuarium miała odbywać się Msza św. Siła wybuchu zniszczyła wnętrze bazyliki, lecz sam obraz, znajdujący się najbliżej ładunku, pozostał nietknięty. Osłonił go metalowy krucyfiks, który przejął na siebie falę uderzenia. Cudem był także fakt, że bomba nie zabiła nikogo pośród wiernych modlących się w tym czasie w świątyni.

Mając na uwadze ogromne znaczenie objawień oraz wielką cześć, jaką duchowieństwo i wierni z całego świata otaczają Panią z Guadalupe, Kościół wprowadził do ogólnego kalendarza rzymskiego wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe, które obchodzone jest 12 grudnia. Zgodnie z decyzją Ojca Świętego Piusa XII Najświętsza Panna z Guadalupe czczona jest jako Królowa Meksyku i Cesarzowa Ameryk.

Juan Diego po objawieniach wyrzekł się wszelkich dóbr materialnych. Przekazał swoje gospodarstwo oraz dobytek wujowi i rozpoczął życie w całkowitym ubóstwie. Biskup Meksyku ustanowił go opiekunem kaplicy, która zgodnie z życzeniem Maryi powstała u stóp wzgórza Tepeyac i w której przechowywano Tilmę. Na mocy specjalnego zezwolenia Indianin mógł przyjmować Chrystusa w Komunii św. trzy razy w tygodniu (w tamtych czasach władze duchowne tylko w wyjątkowych wypadkach zezwalały na częste przystępowanie do Stołu Pańskiego).

Do sanktuarium Pani z Guadalupe każdego dnia przybywały tłumy pielgrzymów. Najświętsza Matka - zgodnie ze swą obietnicą - pocieszała tu strapionych, przywracała im radość życia oraz zdrowie duszy i ciała. Juan Diego opowiadał Indianom w ich ojczystym języku historię objawień oraz wyjaśniał im prawdy wiary chrześcijańskiej. Resztę swego czasu Indianin -pustelnik poświęcał na modlitwę, pokutę i kontemplację. Zmarł w opinii świętości w 1548 r., w wieku 74 lat. Został pochowany prawdopodobnie w swojej pustelni obok pierwszej kaplicy na wzgórzu Tepeyac.

czwartek, 11 grudnia 2008

Ciekawe

"Kościół budzi wrogość, bo odbiera niektórym grupom społecznym monopol na bycie ofiarą - Radio Watykańskie przywołuje słowa Lucetty Scaraffii, felietonistki L'Osservatore Romano.

Kościół budzi wrogość, bo odbiera niektórym grupom społecznym monopol na bycie ofiarą. Pokazuje, że ofiarami są nie homoseksualiści, lecz dzieci, które oni chcą adoptować. Nie kobieta, która dokonuje aborcji, lecz jej dziecko, któremu nie dano się narodzić. Nie chory, któremu odmawia się „prawa” do eksperymentów z embrionalnymi komórkami macierzystymi, lecz ludzkie płody, którym nie pozwolono dalej się rozwijać. Do takich wniosków dochodzi Lucetta Scaraffia w noszącym datę 10 grudnia wydaniu L’Osservatore Romano. W artykule redakcyjnym powraca ona do antykościelnej kampanii, która w ostatnich tygodniach przeszła przez niemal wszystkie na świecie media. Pretekstem nagonki był sprzeciw Stolicy Apostolskiej w sprawie oenzetowskich dokumentów dotyczących depenalizacji homoseksualizmu, praw niepełnosprawnych, embrionalnych komórek macierzystych.

Watykańska felietonistka na próżno próbuje zrozumieć, dlaczego nie starano się dociec prawdziwych motywacji Kościoła i zamiast tego utrwalano fałszywy mit o Kościele jako nieludzkiej i bezlitosnej instytucji, kurczowo trzymającej się swych zakazów. Z dziennikarskiego punktu widzenia nie było to przecież trudne. Wystarczyło wsłuchać się w dobrze znane już argumenty Stolicy Apostolskiej i prześledzić prawdziwą zawartość poddanych pod głosowanie dokumentów. Dlaczego zatem tego nie uczyniono? Zdaniem Lucetty Scaraffii „Kościół katolicki płaci cenę za to, że jest na świecie jedyną liczącą się instytucją, która w sposób racjonalny sprzeciwia się praktykom i rozporządzeniom sprzecznym z godnością wszystkich ludzi, a przy tym ukazuje, kto tak naprawdę zasługuje na miano ofiary”. Głos Kościoła jest tym bardziej nieznośny, że w dzisiejszym świecie coraz częściej liczy się już nie tyle poszukiwanie prawdy i sprawiedliwości, co właśnie uporczywe przekonywanie o tym, że jest się ofiarą.

Za: L’Osservatore Romano: Kościół broni prawdziwych ofiar
Radio Watykańskie/jk