Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

wtorek, 25 sierpnia 2009

GLOD

ODCZUWANIE GLODU BOGA JEST WIELKA LASKA, KTORA TRZEBA WYKORZYSTAC! W TYM MOMENCIE MOZE SIE ZACZAC TWOJA PRAWDZIWA WEDROWKA W POSZUKIWANIU SKARBU! W MOIM NAWRACANIU TOWARZYSZY MI TEN GLOD I NAPEDZA DO SZUKANIA SPOSOBU JAK PRZYBLIZYC SIE DO MOJEGO PANA.
DUZO Z NIM ROZMAWIAM O MOIM ZYCIU I CODZIENNIE PROSZE BY MI OBJAWIAL MI SWA SWIETA WOLE. W MOIM ZYCIU NAJMOCNIEJ ODCZUWAM KOCHANEGO JEZUSA W ADORACJI. GDY ZACZNIESZ ADOROWAC GODZINE I WIECEJ, WSZYSTKO SIE ZMIENIA. DRUGA RZECZ TO SLOWO BOZE, ONO NAPRAWDE DOTYKA SERCA!!!
JAK CHCESZ SPOTKAC PANA TO ADORUJ GO W NAJSWIETSZYM SAKRAMENCIE I CZYTAJ SLOWO BOZE, JEGO SLOWO!
NIE MUSISZ ZNAC TECHNIK ODDYCHANIA, ALBO JAK ULOZYC SWE CIALO, ALBO JAK PRZYGOTOWAC PSYCHIKE.
BOG JEST BARDZO PROSTY I BARDZO PROSTO MOZNA GO SPOTKAC. I BEZ POKORY JEST TO NIE MOZLIWE!!!!

sobota, 22 sierpnia 2009

Maryja Krolowa!

Panie, naucz nas modlić się
David E. Rosage
Wielu ludzi odczuwa dzisiaj potężny głód głębszego doświadczenia Boga w modlitwie. Nie zadowalają nas już tylko „modlitwy słowne”, chcemy wejść w bardziej osobową więź z Bogiem.
Ubóstwo w duchu postawą modlitewną

Bardzo ważna w modlitwie jest postawa pełnej zależności wobec Boga. Potrzebne jest ubóstwo duchowe, świadomość nawet niemożności samodzielnego modlenia się.

Sw. Paweł zapewnia nas: „Podobnie takie Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8,26-27).

Pokorna dyspozycyjność jest niezbędna w modlitwie. Przypomnijmy sobie opowieść Pana Jezusa o faryzeuszu i celniku, którzy weszli do świątyni, aby się modlić. Celnik „odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten”. To pokora celnika spodobała się Bogu, Jezus kończy tę opowieść słowami: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,9-14).

Matka Najświętsza modli się z prawdziwą pokorą. To była Jej stała postawa w modlitwie. Znała swoją własną małość i przypisywała wszystko Bogu:

„Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd
wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest Jego imię” (Łk 1,46-49).

Maryja modliła się z pokorą, ponieważ zawsze zdawała sobie sprawę, że wszystko, co dzieje się z Nią i przez Nią, zachodzi dzięki mocy Boga.

Pokora musi charakteryzować nasze modlitwy, jeżeli mają być one miłe Bogu.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Płonął jak ogień

Dziś św. Bernarda. "Przejęty gorliwością o chwałę Boga, płonął jak ogień i oświecał Kościół" (Modlitwa z Jutrzni). Pan Bóg mu dał łaskę, że był światłem dla Kościoła w godzinie ciemności. Dzięki swej gorliwości - rzeczywiście nim był. Któź nas może powiedzieć, że nie otrzymał tej łaski?
W każdej godzinie możemy płonać dla Boga i być światłem dla ludzi.
Posłuchajcie rady św. Bernarda:

"Miłość sama przez się wystarcza; w sobie samej i ze względu na siebie znajduje upodobanie. Ona stanowi zasługę, ona też jest nagrodą dla siebie. Poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści. Jej korzyścią jest miłowanie. Miłuję dlatego, bo miłuję, miłuję po to, by miłować.

Jakże wielką rzeczą jest miłość, jeśli tylko zwraca się ku swej przyczynie, jeśli kieruje się ku swym początkom, jeśli wracając do swego źródła, czerpie zeń nieustannie, aby na nowo wypłynąć. Spośród wszystkich poruszeń duszy, spośród wszystkich uczuć i przeżyć, jedynie miłość pozwala stworzeniu odpowiedzieć swemu Stwórcy wzajemnością, wprawdzie nie równą, ale podobną. Albowiem gdy Bóg miłuje, niczego innego nie pragnie, jak tego, by być miłowanym. Miłuje nie dla czego innego, jak tylko po to, by Go miłowano, wiedząc, że ci, którzy miłują, mocą tej miłości dostępują szczęścia.

Miłość Oblubieńca albo raczej Miłość, która jest Oblubieńcem, niczego innego nie pragnie, jak tylko wzajemnej miłości i wierności. Niech zatem wolno będzie Umiłowanej odwzajemnić się miłością. Jakże bowiem nie miałaby miłować Oblubienica, i to Oblubienica Miłości? Czemu nie miałaby być miłowana Miłość?

Słusznie przeto zrzekając się wszystkich innych uczuć, cała poświęca się wyłącznie miłości, starając się odpowiedzieć na miłość wzajemną miłością. A choćby nawet cała zamieniła się w miłość, cóż to jest wobec owego niewyczerpanego źródła Miłości. Bynajmniej nie tą samą gorącością miłują: miłujący i Miłość, dusza i Słowo, oblubienica i Oblubieniec, Stwórca i stworzenie. Różnica w tym wypadku nie jest mniejsza niż pomiędzy człowiekiem, który pragnie, a źródłem wody.

Cóż zatem? Czy ustanie i zniknie zupełnie pragnienie tej, która oczekuje zaślubin; czy ustanie tęsknota wzdychającej, żar miłującej, wierność ufającej, dlatego że nie potrafi dotrzymać w biegu olbrzymowi, że nie umie współzawodniczyć w słodyczy z miodem, w łagodności z barankiem, w białości z lilią, w jasności ze słońcem, w miłości z Tym, który jest Miłością? Choć bowiem stworzenie miłuje mniej z powodu swej ograniczoności, to jednak jeśli miłuje ze wszystkich sił, wówczas niczego nie brakuje takiej miłości. Wszak obejmuje wszystko. Dlatego miłować w ten sposób znaczy tyle, co święcić gody, ponieważ nie można tak bardzo miłować i być mniej miłowaną. Doskonały bowiem i pełny związek polega na wzajemności oblubieńca i oblubienicy. Chyba że ktoś nie dowierza, iż dusza jest miłowana przez Słowo i pierwej, i bardziej.

Kazanie św. Bernarda, opata
(Kazanie 83).

Gość prowadzi...

Tylko Gość Niedzielny na plusie
W czerwcu po raz kolejny największe tygodniki opinii odnotowały spadek sprzedaży w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Jak wynika z danych ZKDP, liderem zestawienia była w analizowanym okresie Polityka (139 816 egz., spadek o 4,65 proc. w stosunku do czerwca 2008 r.). Na drugiej pozycji uplasował się Gość Niedzielny (132 287 egz., wzrost o 6,43 proc.), a na trzeciej - Newsweek Polska (103 308 egz., spadek o 16,39 proc.).

Kolejne lokaty należały w maju br. do tygodnika Wprost (100 756, mniej o 6,95 proc.), Przekroju (51 444 egz., spadek o 12,65 proc.) i Przeglądu (21 406 egz., spadek o 7,81 proc.).

Powyższe dane odnoszą się do pozycji z zestawienia Związku Kontroli Dystrybucji Prasy, określonej jako "rozpowszechnianie płatne razem".

Za: mediarun.pl

Gratulujemy Gościowi i wszystkim Gościom, co ich czytają.

niedziela, 16 sierpnia 2009

U2

U2 o U2
Jacek Dziedzina

Niedawno ukazała się nietypowa biografia: „U2 o U2”. To historia czterech facetów, którzy od 34 lat bez przerwy grają razem i nic nie wskazuje na to, by szykowali się do emerytury. Książka jest owocem ponad 150 godzin rozmów, jakie przeprowadził z muzykami Neil McCormick, krytyk muzyczny „Daily Telegraph”.

Członkowie zespołu mówią sami o sobie, nie ma nawet pytań dziennikarza. Gitarzysta The Edge z rozbrajającą szczerością (która brzmi jednak bardziej jak kokieteria) mówi o powstaniu grupy: „Ponieważ nie byliśmy zbyt utalentowanymi muzykami, staliśmy się zespołem, którym jesteśmy dziś. Nie potrafiliśmy grać piosenek innych ludzi, dlatego musieliśmy stworzyć własne. Być może nie jesteśmy muzykalnie najbardziej uzdolnioną grupą w historii rock and rolla, ale myślę, że jedną z najbardziej oryginalnych”.

Z kolei Bono opowiada o swoim mesjanizmie, z którego podśmiewają się nawet koledzy z zespołu, choć jakoś to tolerują. „Rozumieją, dlaczego tak bardzo pociągają mnie postacie będące tematami moich piosenek – ponieważ ja sam, w moim życiu i usposobieniu, jestem bardzo daleki od nich”. W przejmujący sposób mówi o swoich początkach zainteresowania religią po śmierci matki: „W tej rozpaczy naprawdę zacząłem modlić się do Boga. Odkryłem, że czasami wystarczy po prostu milczeć, a Bóg odpowie. Może to być inna odpowiedź niż ta, na którą czekasz, ale zawsze jakaś jest”.

Z całej czwórki chyba tylko basista Adam Clayton marzył naprawdę o karierze gwiazdy rocka. „Gdyby nie wyszło nam z U2, Bóg jeden wie, gdzie bym skończył” – mówi Adam. „Brałem wszystko, co życie miało do zaoferowania” – dodaje i tłumaczy, że dopiero zaręczyny i ślub uświadomiły mu, że jest bardziej stonowanym człowiekiem, niż sam sobie próbował wmówić. Przez resztę kolegów jest nazywany sumieniem zespołu.

Uderzające jest to, że wszyscy w U2 traktują siebie jak przyjaciół. Więź, która łączy czwórkę muzyków, najlepiej widać na scenie – to nie jest tylko granie i śpiewanie fajnych kawałków. „Każdego dnia nie zapominam dziękować Bogu za U2 i za to, że jestem jego częścią” – mówi Bono. „Dzięki tej pracy nie tylko zrobiłem użytek ze swoich talentów, ale również z lęków i słabości. Dla mnie to cud”. *** Neil McCormick, "U2 o U2", In Rock, Poznań 2009, s. 584.
W dniach odpoczynku zachęcam do adoracji Jezusa - mówił Benedykt XVI zwracając się do pielgrzymów z Polski uczestniczących w południowej modlitwie „Anioł Pański”. Papież spotkał się z wiernymi w swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo.
„Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, wydane za życie świata”
W rozważaniu poprzedzającym modlitwę południową papież podkreślił, że „jak Maryja wszyscy jesteśmy wezwani do powiedzenia 'tak' Bogu”. - To, co uczyniła Maryja, dotyczy każdego mężczyzny i każdej kobiety, to znaczy, że wszyscy mamy powiedzieć „tak” Bogu, by stać się członkiem tego ciała, którego Jezus jest głową i – dzięki Eucharystii – zwyciężyć śmierć. Wśród ponad 4 tys. wiernych i pielgrzymów przybyłych z Włoch i zagranicy byli Polacy, których papież pozdrowił po odmówieniu modlitwy i udzieleniu zgromadzonym błogosławieństwa apostolskiego.
Serdecznie pozdrawiam Polaków. W Ewangelii dzisiaj Chrystus mówi „Kto spożywa Moje ciało i krew Moją pije trwa we Mnie a Ja w nim”. Eucharystia jest sakramentem obecności Chrystusa, który z miłości daje nam siebie, jest pokarmem w naszej ziemskiej pielgrzymce ku niebu. Zachęcam was szczególnie w tych dniach odpoczynku, abyście adorowali Chrystusa obecnego w kościołach napotkanych na waszych wakacyjnych szlakach. Z serca wam błogosławię. Dziękuję.
Oto polski tekst rozważań Ojca Świętego:

Drodzy bracia i siostry!

Wczoraj obchodziliśmy wielkie święto Wniebowzięcia Maryi a dziś czytamy w Ewangelii te oto słowa Jezusa: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba” (J 6,51). Nie nie można nie zostać poruszonym przez tę zbieżność, jaka krąży wokół symbolu „nieba”: Maryja została «wniebowzięta» w miejscu, w którym Jej Syn «zstąpił». Oczywiście język ten, jako biblijny, wyraża w przenośni coś, co nigdy nie wejdzie w pełni do świata naszych pojęć i naszych obrazów. Zatrzymajmy się jednak na chwilę refleksji! Jezus przedstawia się jako „chleb żywy”, to znaczy pokarm, zawierające w sobie samo życie Boga i jest w stanie przekazać je temu, kto żywi się Nim. Jezus mówi: „Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, wydane za życie świata” (J 6,51). A zatem od kogo Syn Boży wziął to swoje „ciało”, swe konkretne i ziemskie człowieczeństwo? Wziął je od Maryi Panny. Bóg wziął od Niej ciało ludzkie, aby wejść w naszą śmiertelną kondycję. Z kolei pod koniec ziemskiego istnienia ciało Dziewicy zostało wzięte do nieba jako część Boga przez co weszło w kondycję niebieską. Jest to rodzaj wymiany, w której Bóg wykazuje zawsze pełną inicjatywę, ale – jak widzieliśmy przy innych okazjach – w pewnym stopniu potrzebuje również Maryi, „tak ze strony stworzenia, jego ciała, jego konkretnego istnienia, aby przygotować materię swego poświęcenia: ciała i krwi, w celu ofiarowania na Krzyżu jako narzędzie życia wiecznego, a w sakramencie Eucharystii, jako pokarm i napój duchowy!

Drodzy bracia i siostry, to, co dokonało się w Maryi, dotyczy w różnym stopniu, ale rzeczywiście, także każdego mężczyzny i każdej kobiety, gdyż każdego z nas Bóg prosi, by Go przyjął, oddać Mu do nasze serce i nasze ciało, nasze całe istnienie, nasze ciało – mówi Biblia – aby mógł On zamieszkać na świecie. Wzywa nas do zjednoczenia się z Nim w sakramencie Eucharystii, w Chlebie łamanym za życie świata, aby tworzyć wspólnie Kościół, Jego historyczne Ciało. I jeśli powiemy „tak”, jak Maryja, nawet na samą miarę tego naszego „tak”, również dla nas i w nas dokonuje się ta tajemnicza wymiana: wstępujemy w boskość Tego, kto wstąpił w nasze człowieczeństwo. Eucharystia jest środkiem, narzędziem tego wzajemnego przekształcania się, którego celem Bóg jest zawsze celem i główną postacią: to On jest Głową a my członkami, On jest Winoroślą a my gałązkami. Ten, kto spożywa ten Chleb i żyje w łączności z Jezusem, dając się przemieniać przez Niego i w Nim, jest zbawiony od śmierci wiecznej: oczywiście umiera jak wszyscy, uczestnicząc również w tajemnicy śmierci i krzyża Chrystusa, ale nie jest już niewolnikiem śmierci i zmartwychwstanie w dniu ostatecznym, aby cieszyć się wiecznym świętem z Maryją i ze wszystkimi świętymi.

Tajemnica ta, to święto Boga rozpoczyna się już tu, na dole: jest to tajemnica wiary, nadziei i miłości, sprawowane w życiu i w liturgii, zwłaszcza eucharystycznej i wyraża się w braterskiej wspólnocie i w służbie bliźniemu. Prośmy Najświętszą Maryję Pannę, aby pomogła nam żywić się zawsze wiarą w Chleb życia wiecznego, aby doświadczyć już tu, na ziemi, radości Nieba.

czwartek, 13 sierpnia 2009

Nowy, wspaniały świat?

Nowy, wspaniały świat?
Joanna Kociszewska

Rzeczywisty rozwój wymaga myślenia o technice w perspektywie człowieka jako osoby, we wszystkich sferach jego życia.
Innymi słowy: najważniejsze dla rozwoju jest nie pytanie, czy coś jest możliwe do wykonania przy obecnych możliwościach technologicznych, ale po co mielibyśmy to wykonywać i jakie dobro lub zło wniesie to w życie nasze i innych ludzi.
Postawienie techniki w centrum – najjaskrawiej widoczne w sferze bioetyki – dotyczy jednak wszystkich dziedzin życia. Skupienie na technicznych rozwiązaniach w planowaniu rozwoju prowadzi do pomylenia celów ze środkami. Dla przedsiębiorcy najważniejszym kryterium staje się maksymalizacja zysku, dla polityka władza, dla naukowca osiągnięcia badawcze. Powstaje sieć relacji, które jednak nie zmieniają sytuacji narodów. Podobnie dzieje się, jeśli problemem jest zapewnienie pokoju. Z pewnością potrzebne są w tej sytuacji i działania polityków i inicjatywy gospodarcze, niemniej to nie wystarczy. Trzeba jeszcze dostrzec ludzi, będących podmiotem działań, i ich oczekiwań.

Pokoju czy rozwoju krajów ubogich nie zapewnią same siły rynku czy polityka międzynarodowa, potrzeba ludzi - fachowców, którzy „w swoim sumieniu przeżywają głęboko wezwanie dobra wspólnego” – konkluduje papież.

"Zadziwia arbitralna selektywność wobec tego, co dzisiaj zostaje proponowane jako godne szacunku" – komentuje papież - "Wielu gotowych do gorszenia się z rzeczy marginalnych wydaje się tolerować niesłychane niesprawiedliwości." „Podczas, gdy ubodzy pukają jeszcze do drzwi bogaczy, bogaty świat wydaje się nie słuchać więcej tych uderzeń do drzwi z powodu sumienia niezdolnego już do rozpoznania tego, co ludzkie” – dodaje.

Absolutyzm techniki znajduje także wyraz w spojrzeniu na samego człowieka. Na problemy i napięcia związane z życiem wewnętrznym patrzy się dzisiaj często jedynie z punktu widzenia psychologicznego czy wręcz neurologicznego (redukcjonizm neurologiczny), gubiąc przy tym sferę duchową. Za ja człowieka uznaje się jego psychikę, a zdrowie duchowe oznacza często dobre samopoczucie emocjonalne. Tymczasem „człowiek rozwija się, gdy wzrasta w duchu, […], gdy prowadzi dialog z samym sobą oraz ze swym Stwórcą. Pozostając z dala od Boga człowiek jest niespokojny i chory”. Skutek? Wyobcowanie społeczne i psychologiczne, liczne nerwice, zniewolenie przez narkotyki i rozpacz. Pojawia się poczucie opuszczenia, które przynosi cierpienie, mimo podejmowanych najróżniejszych terapii.

W końcu: dominacja spojrzenia technicznego „zmierza do wytworzenia niezdolności dostrzegania tego, czego nie można wyjaśnić zwykłą materią” A przecież każdy człowiek doświadcza, że jego życie ma także wymiar niematerialny i duchowy.

„Bez Boga człowiek nie wie, dokąd zmierza i nie potrafi nawet zrozumieć tego, kim jest.” – podsumowuje encyklikę Ojciec Święty – „Humanizm wykluczający Boga jest humanizmem nieludzkim.” To świadomość przynależności do rodziny Boga – osobiście i we wspólnocie – daje zdolność działania na rzecz integralnego rozwoju całej ludzkości. To posłuszeństwo Bogu otwiera na ludzi i ich potrzeby, a zamknięcie na Niego prowadzi do zapomnienia także o drugim człowieku.

Problemów jest wiele. Czy to na nasze siły? Kończąc dokument papież przypomina słowa Jezusa: „beze Mnie nic nie możecie uczynić” i konkluduje: „Rozwój potrzebuje chrześcijan z ramionami wzniesionymi do Boga w postawie modlitwy, chrześcijan kierujących się świadomością, że miłość pełna prawdy, caritas in veritate, z której wywodzi się autentyczny rozwój, nie jest naszym wytworem, ale zostaje nam przekazana w darze.”

To podstawowe tematy poruszone w encyklice Caritas in veritate. Do omówienia pozostało kilka kwestii szczegółowych, dotykających zagadnienia globalizacji (ochrona środowiska, turystyka i migracje, rola związków zawodowych w świecie globalnym, media, etc.) które postaram się poruszyć w kolejnym tekście.

Joanna Kociszewska

Zrodlo: wiara.pl

piątek, 7 sierpnia 2009

Ojciec Pio jest przerażony!

Do gorącej modlitwy za kapłanów wzywali najpopularniejsi święci XXI wieku: Mała Tereska, o. Pio i Faustyna. O. Pio znał wartość kapłanów. Wiedział, jakie cuda Bóg czyni przez ich słabe ręce
Zapytany o to, dlaczego tak gorliwie modli się za księży, opowiadał o wizji, jakiej doświadczył. – Byłem jeszcze w łóżku, kiedy Jezus ukazał mi się – wspominał. – Był w opłakanym stanie i całkowicie oszpecony. Pokazał mi bardzo wielu księży, wśród których byli różni dostojnicy kościelni, z których jeden odprawiał Mszę św., inny przygotowywał się do niej, jeszcze inny zdejmował święte szaty. Widok zmartwionego Jezusa był dla mnie bardzo bolesny, dlatego spytałem Go, dlaczego cierpi tak bardzo.

Nie było odpowiedzi, jednak swoje spojrzenie skierował na tych księży. Krótko potem, jak gdyby przerażony i zmęczony spoglądaniem na nich, odwrócił wzrok. Następnie skierował go na mnie i ku mojemu wielkiemu przerażeniu dostrzegłem dwie łzy spływające po Jego policzkach. Odsunął się od tej rzeszy księży z wyrazem wielkiej przykrości na twarzy i zawołał: „Rzeźnicy”.

Zwróciwszy się do mnie, powiedział: „Mój synu, nie sądź, że moja agonia trwała trzy godziny, o nie, z powodu dusz, które otrzymały najwięcej darów ode mnie, będę w agonii aż do końca świata. W czasie mojej agonii, mój synu, nie trzeba spać. Moja dusza szuka jakiejś kropli ludzkiego współczucia, lecz niestety, pozostawiają mnie samego pod ciężarem obojętności. Niewdzięczność i ospałość moich sług sprawia, że moja agonia jest bardziej przykra”. Nic dziwnego, że jednym z najważniejszych charyzmatów coraz popularniejszych grup modlitewnych ojca Pio jest modlitwa za kapłanów.

wtorek, 4 sierpnia 2009

Leżymy na całej linii

Ktoś, kto przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.

Więcej Vianneyów!

Zostałem pobity na ulicy. Wychodziłem ze spotkania modlitewnego, gdzie aż dwukrotnie Pan Bóg dał nam słowo: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”. Na pustej ulicy zatrzymał się samochód, wyskoczyło czterech facetów. Leżałem na ziemi. I w tym momencie dostałem SMS-a. „Jezus nigdy nie zapomni ci, że cierpiałeś dla Niego” – napisał znajomy zakonnik. – A skąd ojciec wiedział, że zostałem pobity? – pytałem później zdumiony. – A od czego są aniołowie? Są skuteczniejsi niż Telekomunikacja Polska – zaczął się śmiać. Nigdy nie czułem takiej bliskości Boga. Pochylał się nade mną, cierpiał tak, jakby ktoś wsadzał Mu palec... w źrenicę. Gdy o tym opowiadam, znajomi uśmiechają się z zażenowaniem.

Pomyślałem o Janie Marii Vianneyu. Często leżał na ziemi. Modlił się, leżąc krzyżem w pustym kościele, cierpiał, gdy drapieżnie atakował go Zły. Spał na kilku deskach, niewiele jadł. – Co takie chuchro może nam powiedzieć o Bogu – kpili francuscy racjonaliści. Vianney wychodził na ambonę i zaczynał opowiadać o Bogu. Mówił bardzo prostym językiem, nie popisywał się. Słuchaczom wydawało się, że głosi kazanie samemu sobie. Ludzie przychodzili. Choć na początku kościół świecił pustkami.

Urodził się w 1786 r. w wiosce koło Lyonu. Francja wrzała po rewolucji, prześladowała kapłanów. Mały Jan przyjął Pierwszą Komunię w... szopie, do której wejście dla bezpieczeństwa zasłonięto wozem z sianem. Wstąpił do seminarium duchownego, ale z powodu ogromnych kłopotów w nauce był z niego dwukrotnie usuwany. Cudem je ukończył.

Wyobraź sobie, że jesteś proboszczem. Dostajesz małą wiejską parafię w Ars. Mieszka w niej 230 osób, ale na niedzielną Mszę przychodzi jedynie kilka. Więcej: o parafianach pogardliwie mówi się, „że jedynie chrzest odróżnia ich od zwierząt”. Toną w grzechu. Załamujesz ręce? Ks. Vianney złożył je do modlitwy. By zmienić innych, zaczął zmieniać siebie. Narzucił sobie ostry rygor: kilka godzin adoracji Najświętszego Sakramentu, post. Wieczorami widywano go, jak leżał krzyżem pod tabernakulum. Ubogi brat ubogiego Jezusa.

Nie czuł się ani krztynę lepszy od swych penitentów. Może dlatego przed jego konfesjonałem zaczęły ustawiać się kolejki? Parafia zaczęła się nawracać. Ludzie opowiadali sobie o niezwykłym proboszczu. Przyjmował dziennie nawet 300 osób. W ciągu roku przy kratkach konfesjonału klękało prawie 30 tysięcy penitentów! Często odwiedzał parafian. Zapamiętali jego łagodny uśmiech. Przeżywał ogromną duchową walkę: oschłość, ciemność. Bardzo bał się o własne zbawienie. Aż dwukrotnie próbował opuścić parafię i skryć się w klasztorze. Słuchał jednak swego biskupa i wracał do konfesjonału.

Biblijny Jakub zobaczył drabinę, po której wędrowali aniołowie, gdy leżał na gołej ziemi, a pod głową miał twardy kamień. Jan Vianney, który przypominał obraz nędzy i rozpaczy, jest patronem proboszczów całego świata.
Marcin Jakimowicz
Za:wiara.pl

niedziela, 2 sierpnia 2009

Nowa skóra, nowy duch

Hello
Zrzućcie z siebie starego człowieka...
Ileż to razy słyszeliśmy...?!
A ile razy próbowaliśmy... ?!
Wciąż jeszcze napotykamy w sobie ślady starego człowieka... i pewnie jeszcze trochę je widywać będziemy.Pewnie prędzej łosiowi zmienić sierść niż nam pozbyć sie starego człowieka (choć pewnie łosie sie w to nie bawią).
Najgorsze jest jednak wtedy, kiedy człowiek się podda i uwierzy w te bójdy złego: "To nie ma sensu !", "Po co znów isć do spowiedzi z tymi samymi grzechami...?"

Kiedy człowiek z ufnością zawierzy Bogu i zacznie z Nim współpracować, zacznie współpracować z Bożą Łaską, wtedy właśnie Bóg dokonuje cudów w duszy człowieka. Historia Kościoła, historia ludzkości to potwierdza: "nie ma dla Boga problemu żadnego, by z grzesznika zrobić świetego" (A&D TRANSATLANTIC). Jezus mówił św. Faustynie: "duszę, która mi mocno zaufa, w krótkim czasie przywiodę do swiętosci i gdyby był ktoś największym grzesznikiem".

Dlatego bracie i siostro nie bój się, nie wierz diabłu, nie patrz na siebie, tylko na Jezusa ! On Cię doprowadzi do świętości !