Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Zioło nieśmiertelności


Starożytna legenda żydowska, zaczerpnięta z apokryficznej księgi "Żywot Adama i Ewy", opowiada, że Adam w czasie swej ostatniej choroby wysłał syna Seta wraz z Ewą na teren Raju, by wzięli stamtąd olej miłosierdzia, którym mógłby zostać namaszczony i w ten sposób wyzdrowieć. Po tym, jak oboje modlili się i płakali w poszukiwaniu drzewa życia, ukazuje się im Archanioł Michał, by powiedzieć, że nie otrzymają oleju z drzewa miłosierdzia i że Adam będzie musiał umrzeć. W późniejszym czasie chrześcijańscy czytelnicy dodali do tego przesłania Archanioła słowa pociechy. Archanioł miał powiedzieć, że po pięciu i pół tysiącach lat przyjdzie pełen miłości Król Chrystus, Syn Boży, i że namaści olejem swego miłosierdzia wszystkich, którzy uwierzą w Niego. "Olej miłosierdzia będzie na wieki wieków dany tym, którzy odrodzą się z wody i Ducha Świętego. Wówczas Syn Boży, bogaty miłością, Chrystus, zstąpi w głębiny ziemi i poprowadzi twego ojca do Raju, do drzewa miłosierdzia". W tej legendzie uwidacznia się cała udręka człowieka wobec choroby, bólu i śmierci - losu, jaki został nam dany. Wyraźny staje się tu opór, jaki człowiek stawia śmierci: gdzieś - nieustannie myśleli ludzie - musi przecież być jakieś ziele lecznicze przeciw śmierci. Wcześniej czy później musi być możliwe znalezienie lekarstwa nie tylko na taką czy inną chorobę, ale na prawdziwe nieszczęście - na śmierć. Krótko mówiąc, musi istnieć lekarstwo nieśmiertelności. Również dzisiaj ludzie szukają takiej substancji leczniczej. Również aktualna medycyna stara się wprawdzie może niezupełnie o usunięcie śmierci, ale o wyeliminowanie jak największej ilości jej przyczyn, odsunięcie jej coraz dalej, zapewnienie coraz lepszego i dłuższego życia. (...) Tym, co nowe i ekscytujące w przesłaniu chrześcijańskim, Ewangelii Jezusa Chrystusa, było i nadal jest to, co zostaje nam powiedziane: tak, to ziele lecznicze przeciwko śmierci, to prawdziwe lekarstwo nieśmiertelności istnieje. Zostało znalezione! Jest dostępne. To lekarstwo jest nam dane w chrzcie. Nowe życie zaczyna się w nas, nowe życie, które dojrzewa w wierze i nie jest usunięte przez śmierć starego życia, ale której dopiero wówczas zostaje ukazane w pełnym świetle.

Benedykt XVI, Litrurgia Paschalna, 2010

czwartek, 15 kwietnia 2010

Życie, śmierć, życie...

+ W zasadzie... w takich chwilach chyba bardziej stosowne jest milczenie. I dlatego też taka cisza u nas... Nie mniej, kiedy dziś w tv zobaczyłem że niektórzy szukają pociechy u buddystów, pomyślałem sobie, że jednak trzeba by i chrześcijanie napisali słów kilka.


To tekst do wczorajszego czytania, ale i refleksja do ostatnich tragicznych wydarzeń:

Słowem, które dziś szczególnie kołacze do naszych serc jest słowo: "życie". Pojawia się ono zarówno w pierwszym czytaniu, jak i w Ewangelii. Bóg Syna dał, aby mieli życie... Abyśmy mieli życie... Dlaczego? Bo nas tak bardzo umiłował.

A słowem, które dziś - od paru już dni coraz mocniej - ciśnie się nam do ust jest słowo: "śmierć."

"Śmierć zwarła się z życiem" - jak śpiewaliśmy tak niedawno w sekwencji wielkanocnej. Zwarła się. Chciało by się napisać: starła się... Cały czas się ściera. Cały czas wymieniają się: śmierć i życie. To jest trochę tak jak z kwiatkiem, którego odzieramy z płatków czekając co będzie ostatnie... życie, śmierć, życie, śmierć, życie... Co będzie ostatnie?

My chrześcijanie wierzymy, że ostanie słowo to życie, choć wydaje się że jest inaczej. Wierzymy że to ostatnie słowo należy do Pana życia i śmierci.

Wolelibyśmy, by jej nie było... Ale jest... bramą, za którą jest wieczność. Starcie wieczności z przemijalnością... ale i... Spotkanie. Wielkie Spotkanie, najważniejsze Spotkanie. Właśnie tam, na granicy życia - tego pozornego, które do tej pory wydawało się prawdziwe, bo jedyne - a teraz okazuje się, że jednak tylko pozorne - właśnie z tym prawdziwym życiem - przed którym często uciekamy...

Muniek Staszczyk napisał kiedyś o śmierci w jednej piosence - która, zresztą, powstała pod wpływem śmierci Papieża: "Chcę być gotowy na to spotkanie, chociaż nie wiem kiedy się stanie"

Czy można jakoś przygotować się na to spotkanie? Czy można jakoś przygotować się do śmierci? Dziś takie pytanie usłyszałem w jednym z programów tv. Czy można jakoś przygotować się do śmierci? Głęboko w to wierzą członkowie zakonów, zwłaszcza ci, którzy na swój comiesięczny Dzień Skupienia mówią: "Dzień modlitw o dobrą śmierć". Głęboko w to wierzą ci, którzy do św. Józefa, Patrona dobrej śmierci ślą swe modlitwy. Także ci, którzy świadomie odmawiają modlitwę Zdrowaś Mario, prosząc Ucieczkę grzeszników, by modliła się za nimi teraz i w godzinę śmierci... Czy to jednak wystarczy?

Taka modlitwa o dobrą śmierć jest w pewien sposób ubezpieczeniem na godzinę śmierci, (nie "od" ale "na").
Wielu chciałoby uciec od śmierci, wiele by dali by przedłużyć sobie egzystencję... Nie mniej jednak nie da się od niej uciec, Jest bramą, przez którą przechodzimy, bramą - choć wydaje się że nie tylko bramą, ale i mostem.

Jan Paweł II napisał w swoim testamencie: "Z możliwością śmierci każdy zawsze musi się liczyć."
I dodaje: "I zawsze musi być przygotowany do tego, że stanie przed Panem i Sędzią - a zarazem Odkupicielem i Ojcem."

Pamiętamy jak sam mówił nieraz o swej własnej śmierci, pod koniec życia coraz częściej. Szczególnie mocno brzmią Jego słowa z 19 maja 2003 roku. Dzień po swoich 83 urodzinach mówił: "Stale myślę o chwili, kiedy będzie trzeba stanąć przed Bogiem z całym tym życiem, z okresem wadowickim, krakowskim i rzymskim. Zdaj sprawę z włodarstwa swego ! Ufam Miłosierdziu Bożemu na co dzień, a zwłaszcza na ten dzień, w którym wszystko ma się wypełnić... przed światem i wobec świata."

Niezwykła jest ta pokora tego człowieka, o którego świętości wielu jest przekonanych. Pokora i ufność, ale i to, o czym mówimy: "bojaźń Boża", do której należy uważne stawianie kroków - nie tylko na tym ostatnim etapie, ale przez całe życie.Tak bardzo kochał Boga, że bardzo uważał na każdy swój krok, który stawiał. To jest cecha ludzi świętych, którzy tak bardzo pragną - by mieli życie, prawdziwe życie i by mieli je w obfitości.... Dlatego z tak wielką uwagą czynią każdy krok, tak bardzo bacznie przyglądają się sobie - czy rzeczywiście idą w stronę życia. Przyglądając się sobie - nie boją się stawiania sobie pytań. Jan Paweł II często to czynił, jak sam wyznał choćby podczas obchodów XX - lecia, a potem i XXV-lecia pontyfikatu.

Modlitwa o dobrą śmierć jest swego rodzaju ubezpieczeniem, ale jest to ubezpieczenie dodatkowe, które może pomóc dostać się na spotkanie z Najważniejszym, ale samo w sobie nie jest gwarancją mieszkania w Jego domu.


Wielu było tych, którzy szukali życia..., np. faryzeusze. Jezus im kiedyś powiedział: Badacie Pima, gdyż sądzicie, że w nich zawarte jet życie, a przecież nie chcecie przyjść do Mnie, a byście mieli życie... (J 5)
A dziś słyszeliśmy, o ludziach, którzy boją się przyjść do światła... i zamiat iść w stronę życia idą w stronę śmierci.... chodzą w ciemności.... I jak mówi dalej Jezus - nie wiedzą dokąd idą....

Czy wiesz gdzie idziesz? Czy idę w stronę życia?

Jezus kiedyś mówił o ludziach, którzy kiedyś się porządnie zdziwią, (może o nas też): Będziecie kołatać i wołać: "Panie, otwórz nam !", a Ja wam powiem: "Nie znam was !"

Czy zabiegamy o znajomość z Nim? Czy przychodzę do Niego, by otrzymać życie?
A może boję się - zbliżać o Niego? Może przed tym uciekam...?

Powiedział to o tych, którzy być może będą dokonywać wiele wielkich czynów, ale w rzeczywistości "nie po Bożej myśli..."

Czy rzeczywiście daję się prowadzić Dobremu Pasterzowi, który daje życie prawdziwe życie, życie w obfitości?

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Zbudził się, by i nas zbudzić....

Dzięki, Królu Zwycięzco, Niezwyciężony, że wstałeś i wciąż przychodzisz, by się spotkać z nami.
Dzięki za Miłość, która Cię zbudziła
Dzięki za Pokój, który spływa do naszych serc
Bądź uwielbiony !!!

P.s.
Najlepsze życzenia dla wszystkich.

sobota, 3 kwietnia 2010

Król śpi

Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął

Z homilii starożytnej na Wielką Sobotę

Zwycięstwo!

Cała ta ściema z zajączkami, kurczaczkami i jajami, zaciemnia czasem to, co istotne w tych dniach! Wczoraj był super sprawdzian naszej wiary! Smierć na Krzyżu Boga, który złożył siebie samego w ofierze za nas! I śmierć Wielkiego przyjaciela Boga, Jana Pawła II. Wielu w swojej ignorancji odwrociło twarz od Krzyża i rzuciło się w znicze, sentymenty, wspomnienia... A przecież Jana Pawła II można zrozumieć patrząc tylko na Krzyż Jezusa. Tego nas uczył: UKOCHAC JEZUSA DO SZALENSTWA, JEZUSA UKRZYZOWANEGO! Pamiętasz jak tulił krzyż przed śmiercią? Zrozum dobrze, co tu zapodaje! Nie chce umniejszać i ubliżać nikomu i niczemu. Sprawa rozbija się o ZRODLO! Trzeba szukać ZRODLA A NIE METNYCH WOD, czerpać moc ze źródła! Obyś kumał, o co mi zabiega!
Moi ludzie, wykorzystajcie moment, TERAZ! Zostaw pisanki i biegnij adorować Boga, który chce Ci dać ZYCIE!!! OPAMIETAJ SIE! Czeka na Ciebie zwycięstwo!

piątek, 2 kwietnia 2010

Miłosierdzie Pana

Dziś zaczyna się Nowenna przed Swiętem Miłosierdzia Bożego. Jezus powiedział do św.s.Faustyny:

Pragnę, abyś przez te dziewięć dni sprowadzała dusze do zdroju mojego miłosierdzia, by zaczerpnęły siły i ochłody, i wszelkiej łaski, jakiej potrzebują na trudy życia, a szczególnie w śmierci godzinie. W każdym dniu przyprowadzisz do serca mego odmienną grupę dusz i zanurzysz je w tym morzu miłosierdzia mojego. A ja te wszystkie dusze wprowadzę w dom Ojca mojego. Czynić to będziesz w tym życiu i w przyszłym. I nie odmówię żadnej duszy niczego, którą wprowadzisz do źródła miłosierdzia mojego. W każdym dniu prosić będziesz Ojca mojego przez gorzką mękę moją o łaski dla tych dusz.

Odpowiedziałam: Jezu, nie wiem, jak tę nowennę odprawiać i jakie dusze wpierw wprowadzić w najlitościwsze Serce Twoje. - I odpowiedział mi Jezus, że powie mi na każdy dzień, jakie mam dusze wprowadzić w Serce Jego. (1209)

Włączmy się i my w tę modlitwę - szczegóły znajdziesz tu:
http://www.faustina.ch/swieto_milosierdzia/nowenna/nowenna.htm

Portret

Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie bardzo. Jak wielu osłupiało na Jego widok - - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego.

Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli? na kimże się ramię Pańskie objawiło?

On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego.Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie.

Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.

Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć. Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i w Jego ustach kłamstwo nie postało.

Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie. Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami.

Iz 52, 13-15. 53, 1-12

Przyjazn z Jezusem!

Homilia Ojca Świętego Benedykta XVI: Wielki Czwartek - Cena Domini

Drodzy bracia i siostry,

Św. Jan o wiele szerzej, niż pozostali Ewangeliści, w sposób charakterystyczny dla niego, relacjonuje w swoje Ewangelii to, co dotyczy mów pożegnalnych Jezusa, które jawią się, jakby Jego testament i jako synteza centralnego Jego orędzia. Na początku tych mów znajduje się scena umycia nóg, w której odkupieńcza posługa Jezusa względem ludzkości potrzebującej oczyszczenia, skoncentrowana jest w tym geście pokory. Na koniec, słowa Jezusa zmieniają się w modlitwę, w Jego modlitwę Arcykapłańską, której tło egzegeci dopatrują się w obrzędzie święta żydowskiego ekspiacji. Tym, co było istotą tego święta i jego obrzędów to - oczyszczenie świata, jego pojednanie z Bogiem - dokonuje się w akcie modlitwy Jezusa, modlitwy, która jednocześnie antycypuje Jego Mękę, zamienia ją w modlitwę. W ten sposób w Modlitwie Arcykapłańskiej uwidacznia się w szczególny sposób również (trwałe) odwieczne?? misterium Wielkiego Czwartku: nowe kapłaństwo Jezusa Chrystusa i jego kontynuacja w konsekracji Apostołów, we włączeniu uczniów w kapłaństwo Chrystusa Pana. Z tego niewyczerpalnego tekstu chciałbym teraz wybrać trzy słowa Jezusa, które mogą wprowadzić nas głębiej w tajemnicę Wielkiego Czwartku. Znajdujemy tam nade wszystko zdanie: "A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie jedynego, prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa" (J 17, 3). Każdy człowiek chce żyć. Pragnie życia prawdziwego, pełnego życia, które warte by było, aby stało się radością. Z pragnieniem życia związany jest równocześnie opór przeciwko śmierci, która zresztą jest nieunikniona. Kiedy Jezus mówi o życiu wiecznym, ma na myśli życie autentyczne, życie prawdziwe, które zasługuje, aby było przeżyte. On nie ma na myśli tylko tego życia, które przyjdzie po śmierci. On ma na myśli autentyczne życie - życie, które w pełni jest życiem i dlatego tak chce się uchronić przed śmiercią, lecz które tak naprawdę może zacząć się już na tym świecie, co więcej, powinno się na nim zapoczątkować: tylko wtedy, kiedy nauczymy się już teraz żyć prawdziwie, jeżeli nauczymy się tego życia, którego śmierć nam nie jest w stanie odebrać, wtedy obietnica wieczności ma sens. Ale jak to się realizuje? Czym w końcu jest to życie wieczne, któremu nie może zaszkodzić śmierć? Usłyszeliśmy odpowiedź Jezusa: to jest życie prawdziwe, aby znali Ciebie Boga - i Twojego Posłańca, Jezusa Chrystusa. Ku naszemu zaskoczeniu jest tu powiedziane, że życie jest poznaniem. To oznacza przede wszystkim: życie jest relacją. Nikt nie posiada życia z siebie samego i tylko dla siebie samego. My je mamy od "drugiego", w relacji z "drugim". Jeżeli jest to relacja w prawdzie i miłości, jest ona dawaniem i otrzymywaniem, wtedy ona daje pełnię życia, czyni go pięknym. I właśnie dlatego zniszczenie relacji, które jest dziełem śmierci, może być szczególnie bolesne, może w ogóle zakwestionować życie samo w sobie. Tylko relacja z Tym, który sam jest Życiem, może podtrzymać również moje życie, poza wodami śmierci, może mnie z nich wyprowadzić żywego. Już w filozofii greckiej istniała idea, że człowiek może znaleźć życie wieczne, jeśli przylgnie do czegoś, co jest niezniszczalne - do prawdy, która jest wieczna. Krótko mówiąc, powinien wypełnić się prawdą, aby nieść w sobie substancję wieczności. Ale tylko wtedy, gdy prawda jest Osobą, wówczas może ona przeprowadzić przez noc śmierci. Przylgnijmy do Boga, do Jezusa Chrystusa, do Zmartwychwstałego. I w ten sposób prowadzeni jesteśmy przez Tego, który jest Życiem. W tej relacji my żyjemy, nawet przechodząc przez śmierć, ponieważ nie opuści nas Ten, który jest Życiem.


Powróćmy jednak do słów Jezusa: To jest życie wieczne: aby poznali Ciebie i Tego którego posłałeś. Poznanie Boga oznacza życie wieczne. Poprzez "poznanie" rozumie się tu coś więcej, niż zewnętrzną znajomość, tak jak dzieje się, gdy dowiadujemy, na przykład, że umiera jakaś znana osobistość lub że dokonano jakiegoś odkrycia. Poznać w sensie biblijnym oznacza stać się wewnętrznie jedno z drugą osobą. Poznać Boga, znać Chrystusa oznacza zawsze także miłować Go, stawać się z Nim w jakiś sposób jedno w mocy poznania i miłowania. Nasze życie staje się zatem życiem autentycznym, prawdziwym i w ten sposób wiecznym, jeśli znamy Tego, który jest źródłem każdego bytu i każdego życia. W ten sposób słowo Jezusa staje się dla nas zaproszeniem: stańmy się przyjaciółmi Jezusa, starajmy się Go coraz bardziej poznawać! Żyjmy w dialogu z Nim! Uczmy się od Niego poprawnego życia, stańmy się Jego świadkami! Bądźmy zatem osobami, które miłują i w ten sposób będziemy postępować w sposób właściwy. Wtedy będziemy żyć prawdziwie.


Dwukrotnie w czasie modlitwy arcykapłańskiej Jezus mówi o objawieniu imienia Boga: "Objawiłem imię Twoje ludziom, których Mi dałeś ze świata."(w. 6). "Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich" (w. 26). Pan czyni tu aluzję do sceny przy krzaku gorejącym, z którego Bóg, na prośbę Mojżesza, objawił swoje imię. Jezus chce zatem powiedzieć, że On doprowadzi do końca to, co miało początek przy gorejącym krzewie; że w Nim Bóg, który pozwolił poznać się Mojżeszowi, teraz objawia się w całej pełni i, że poprzez to właśnie dokonuje On dzieła pojednania; że miłość, którą Bóg miłuje swojego Syna w misterium Trójcy Świętej, ogarnia teraz ludzi, w owym boskim krążeniu miłości. Co jednak oznacza dokładniej, że objawienie w krzaku gorejącym zakończyło się, osiągając w pełni swój cel? Istotą wydarzenia na górze Horeb nie było tajemnicze słowo - "imię", które Bóg powierzył Mojżeszowi, jako, by tak rzec, znak rozpoznawczy. Przekazać imię oznacza wejść w relację z drugim. Objawianie więc imienia Bożego oznacza, że Bóg, który jest nieskończonością i istnieje w sobie samym, wychodzi niejako z siebie, wchodzi w splot ludzkich relacji; że On, by tak rzec, wychodzi z siebie samego i staje się jednym z nas, kimś, kto staje się obecnym pośród nas i dla nas. Z tej racji w Izraelu pod imieniem Boga nie rozumiano jedynie terminu osłoniętego tajemnicą, lecz fakt bycia-z-nami Boga. Świątynia, według Pisma Świętego, jest miejscem, w którym zamieszkuje Boże imię. Bóg nie jest ograniczony wymiarami przestrzeni; On pozostaje nieskończenie ponad światem. Ale w świątyni, obecny jest dla nas jako Ten, który może być nazwany - jako Ten, który chce przebywać z nami. To przebywanie Boga ze swoim ludem wypełnia się w tajemnicy Wcielenia Syna Bożego. W niej spełnia się rzeczywiście to, co miało początek przy krzewie gorejącym: Bóg, jako człowiek, może być przez nas nazwany i jest nam bliski. Jest jednym z nas, choć jest równocześnie Bogiem wiecznym i nieskończonym. Jego miłość wychodzi niejako z siebie i wchodzi w nas. Tajemnica Eucharystii, obecność Pana pod postaciami chleba i wina, jest maksymalną i najwyższą formą tego nowego bycia - Boga-z-nami. "Rzeczywiście Ty jesteś Bogiem ukrytym, Boże Izraela", modlił się prorok Izajasz (45,15). To zawsze pozostaje prawdą. Ale równocześnie możemy powiedzieć: rzeczywiście jesteś Bogiem bliskim, jesteś Bogiem-z-nami. Objawiłeś nam swoją tajemnicę i ukazałeś swoje oblicze. Objawiłeś samego siebie i oddałeś siebie w nasze ręce... W tym momencie winna nas ogarnąć radość i wdzięczność, za to, że On się objawił; ponieważ, choć jest On nieskończonym i niepojętym dla naszego umysłu, jest Bogiem bliski, który kocha, Bogiem, którego my możemy poznać i miłować.


Najbardziej znaną prośbą Modlitwy arcykapłańskiej, jest prośba o jedność uczniów, tych obecnych i tych przyszłych: "Nie tylko za nimi proszę, - za wspólnotę uczniów zgromadzonych w Wieczerniku - ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; 21 aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał" (w. 20; zob. ww. 11 i 13). O co dokładnie prosi Pan? Przede wszystkim prosi za uczniów, obecnych i wszystkich przyszłych czasów. Patrzy w przyszłość, w rozległość przyszłej historii. Widzi przyszłe zagrożenia i powierza tę wspólnotę sercu Ojca. On prosi Ojca za Kościół i jego jedność. Mówi się, że w Ewangelii Jana słowo Kościół nie występuje. Tu jednak, objawia się On w swoich istotnych cechach: jako wspólnota uczniów, którzy przez słowo apostolskie, wierzą w Jezusa i w ten sposób stają się jedno. Jezus błaga za Kościół, aby był jeden i apostolski. W ten sposób modlitwa ta jest właściwie aktem założycielskim Kościoła. Pan prosi Ojca za Kościół. Kościół rodzi się z modlitwy Jezusa i poprzez głoszenie apostołów, którzy objawiają imię Boga i wprowadzają ludzi we wspólnotę miłości z Bogiem. Jezus modli się zatem o to, by przekazywanie orędzia przez uczniów trwało w ciągu wieków; aby to orędzie dotarło do ludzi, którzy na jego podstawie, poznają Boga i tego, którego posłał, Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. On modli się, by ludzie pociągnięci byli do wiary, a poprzez wiarę, do miłości. On prosi Ojca, aby ci wierzący "byli w Nas" (v. 21); czyli aby żyli w wewnętrznej komunii z Bogiem i z Jezusem Chrystusem, i aby z tego wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem rodził się wspólnota widzialna. Dwukrotnie Pan mówi, że ta jedność winna sprawiać, iż świat uwierzy w posłannictwo Jezusa. Musi to zatem być jedność widzialna - jedność, która znacznie przekracza to, co zwyczajnie możliwe jest między ludźmi, by stać się znakiem dla świata i uwiarygadniać posłannictwo Jezusa Chrystusa. Modlitwa Jezusa daje nam gwarancję, że orędzie Apostołów nigdy nie zaniknie w historii; że stale będzie wzbudzać wiarę i gromadzić ludzi w jedności - w jedności, która będzie świadectwem dla misji Jezusa. Modlitwa te jednak jest także zawsze rachunkiem sumienia dla nas. W tej godzinie Jezus pyta nas: czy ty żyjesz, przez wiarę we wspólnocie ze Mną, a w ten sposób we wspólnocie z Bogiem? Czy nie żyjesz raczej dla siebie samego, oddalając się od wiary? A czy nie jesteś czasem przez to winnym podziału, który zaciemnia moją misję w świecie; zagradza ludziom dostęp do miłości Boga? Jednym z komponentów historycznej męki Jezusa i jego męki trwającej w historii, było to, że widział i widzi to wszystko, co zagraża, niszczy jedność. Medytując nad Męką Pana, musimy także uczestniczyć w bólu Jezusa, spowodowanym tym, że jesteśmy w kontraście do Jego modlitwy; że stawiamy opory Jego miłości; że sprzeciwiamy się jedności, która winna być wobec świata świadectwem Jego posłannictwa.

W tej godzinie, w której Jezus w Najświętszej Eucharystii podarowuje siebie samego - swoje ciało i swoja krew -, oddaje się w nasze ręce i nasze serca, pozwólmy się dotknąć Jego modlitwie. Zechciejmy my sami wejść w Jego modlitwę, i błagajmy Go w ten sposób: Tak, Panie, daj nam wiarę w Ciebie, który jesteś jedno z Ojcem w Duchu Świętym. Pozwól nam żyć w Twojej miłości i tak stawać się jedno, jak Ty jesteś jedno z Ojcem, aby świat uwierzył.

Amen!