Blog prowadzony przez dwóch franciszkanow: o. Adama pracującego w Niemczech i o. Dariusza pracującego
w Polsce. Znajdują się tu ich przemyślenia na temat wiary i misji.

Strona domowa http://ad.minorite.cz/

czwartek, 11 maja 2017

Bogu dziękuj

Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko, co słodkie -dobre, nie wszystko, co upragnione - czyste, nie wszystko, co drogie - miłe Bogu. Potrzebna mi łaska, która sprawi, że będę się stawał coraz pokorniejszy i czujniejszy, i która pomoże mi dogłębniej wyrzec się siebie. Mądry darem łaski, a doświadczony biczem jej utraty nie będzie przypisywał sobie zuchwale żadnego dobra, lecz raczej uzna dopiero, jak jest nędzny i nagi. Oddaj Bogu, co Boskie, a sobie tylko to przypisuj, co twoje, a więc Bogu dziękuj za łaskę, a sam pamiętaj tylko o swojej winie i o tym, jak godna jest kary.
Tomasz a Kempis

środa, 3 maja 2017

Świadek życia i śmierci św. Stanisława Kostki

Juliusz (Gulio) Mancinelli urodził się 13 października 1537 roku w miejscowości Macerata, dwieście kilometrów na północny wschód od Rzymu. Choć był cenionym mistrzem nowicjatu rzymskich jezuitów – tego samego, w którym przebywał i zmarł św. Stanisław Kostka – dosyć pewnym wydaje się, że to nasz osiemnastoletni zaledwie rodak odgrywał rolę jego przewodnika duchowego, a nie na odwrót. Ojciec Mancinelli, świadek życia młodego Polaka, podobnie jak inni rzymscy jezuici pozostawał pod wielkim wrażeniem jego śmierci. Zatrzymajmy się na moment przy tym zdarzeniu…

1 sierpnia 1568 roku św. Piotr Kanizjusz głosił w Rzymie konferencję dla jezuickich nowicjuszy. Niemiecki prowincjał mówił o nagłej śmierci. Nauczał, że każdy miesiąc należy spędzić tak, jakby był ostatnim w życiu. Słuchający tych nauk młody, ale już słynny z wielkiej gorliwości, Stanisław Kostka odezwał się:

– 
Dla wszystkich ta nauka męża świętego jest przestrogą i zachętą, ale dla mnie jest ona wyraźnym głosem Bożym. Umrę bowiem jeszcze w tym miesiącu.

Zupełnie jeszcze zdrowy Stanisław przepowiedział tym samym swą rychłą śmierć – nie upłynęło bowiem trzydzieści dni, gdy oddał ducha o północy w wigilię święta Wniebowzięcia Matki Bożej. Umierał pogodnie, choć z ust sączyła mu się krew. Przed śmiercią mówił o ufności w miłosierdzie Boże. W pewnym momencie jego twarz rozjaśniła się tajemniczym blaskiem. Kiedy współbracia zaczęli się dopytywać, czego sobie życzy, ten odpowiedział, że przyszła po niego Matka Boża. Współbracia dopiero wtedy zorientowali się, że już umarł, gdy nie zareagował na podsunięty mu obrazek Maryi.
 
Zobaczyć polską ziemię!
Ojciec Juliusz Mancinelli słynął z pobożnego, świątobliwego życia – miał opinię proroka i cudotwórcy. Zakładał wiele dzieł miłosierdzia, a wszędzie, gdzie się pojawiał jako misjonarz – w Dalmacji, Bośni, Konstantynopolu czy w Afryce – notowano ogromną ilość nawróceń.

W latach 1585-1586 przebywał w Polsce – w Kamieńcu Podolskim i Jarosławiu. Słynący bowiem z żarliwej czci dla Najświętszego Sakramentu oraz Najświętszej Maryi Panny włoski jezuita miał pewną duchową „przypadłość”, za którą my, Polacy, powinniśmy wznosić nieustanne modły o jego beatyfikację i kanonizację! Odznaczał się on bowiem ogromnym nabożeństwem do naszych świętych, zwłaszcza do dwóch świętych Stanisławów: Biskupa i Męczennika, a także wspomnianego już św. Stanisława Kostki. Gorąco modlił się za Polskę.

Powróciwszy do Neapolu, marzył, aby móc znów ujrzeć polską ziemię i oddać jej hołd jako Matce Świętych, aby nawiedzić grób świętego biskupa i męczennika Stanisława, patrona św. Stanisława Kostki.

Chciał też włoski jezuita podziękować w katedrze krakowskiej za liczne łaski, jakie mu wyświadczyła Maryja i prosić Ją o dalszą pomoc. Nie sądził jednak, by mogło się to stać – był już wszak w podeszłym wieku – niemniej często zanosił modły do Boga, prosząc, by mu jeszcze umożliwił taką wyprawę. I Pan go wysłuchał. Po dwudziestu pięciu latach ojciec Juliusz powrócił na nasze ziemie. Pieszo! A jakie okoliczności skłoniły go do tej podróży!
 
Jemu tę łaskę zawdzięczasz…
14 sierpnia 1608 roku niemal siedemdziesięciojednoletni zakonnik modlił się w swoim klasztorze przy jezuickim kościele Gesu Nuovo w Neapolu. Wspomniał, iż w uroczystość Wniebowzięcia minie czterdziesta rocznica śmierci polskiego współbrata, którego kochał i starał się naśladować. Wśród wielu cnót świętego małego Polaka – jak go nazywano – jaśniała niezwykłym blaskiem jego miłość i cześć dla Królowej Nieba, a tę właśnie cnotę ojciec Juliusz szczególnie sobie upodobał i starał się ją praktykować. Usilnie szerzył kult Królowej Wniebowziętej, zwłaszcza po choro­bie, z której cudem go podźwignęła.

Zatopiony w modlitwie starzec ujrzał nagle okrytą purpurowym płaszczem Dziewicę z Dzieciątkiem na ręku wyłaniającą się z obłoku. U Jej stóp klęczał piękny młodzieniec w aureoli. Poznał go natychmiast – to przecież ukochany współbrat, narodzony dla Nieba czterdzieści lat wcześniej.

– 
Wniebowzięta! O Królowo Wniebowzięta módl się za nami! – wyszeptał wzruszony zakonnik i upadł na kolana.

Tymczasem Matka Boża zapytała:

– 
Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie.

Usłyszawszy te słowa Najświętszej Dziewicy, Juliusz wykrzyknął:

– 
Królowo Polski Wniebowzięta módl się za Polskę!

Matka Boża spojrzała z wielką miłością na klęczącego u Jej stóp Stanisława Kostkę, a następnie na starego zakonnika i rzekła:

– 
Juliuszu, jemu tę łaskę zawdzięczasz!

Po skończonej wizji stary jezuita zwrócił się do swych współbraci następującymi słowy:

– 
Matka Boża wielkie rzeczy dla Polaków zamierza, po czym dodał:

– 
Królowo Polski, módl się za nami.

Niebawem, po zbadaniu sprawy i za pozwoleniem przełożonych ojciec Mancinelli poinformował o całym zdarzeniu swego polskiego przyjaciela, również jezuitę, Mikołaja Łęczyckiego. Poprosił go, by tę dobrą nowinę oznajmił królowi Zygmuntowi III Wazie. Stąd poznał ją ks. Piotr Skarga i cały zakon jezuitów, którzy wkrótce rozpowszechnili radosną wieść, że sama Bogarodzica kazała się nazywać Królową Polski.
 
Jestem Matką tego narodu
W roku 1610 ojciec Juliusz wiedziony wewnętrznym poruszeniem udał się w pieszą pielgrzymkę do Polski, chcąc nawiedzić grób św. Stanisława. Długą drogę z Neapolu do Krakowa podjął w wieku siedemdziesięciu trzech lat – wyczyn zaiste imponujący!

Pierwsze swe kroki w Krakowie skierował do katedry wawelskiej (niektóre źródła podają, że został powitany przez króla i jego dworzan). Konający niemal ze zmęczenia staruszek udał się do Konfesji św. Stanisława, przed którą, ujrzawszy trumnę naszego głównego patrona, padł krzyżem i modlił się za Królestwo Polskie, a potem odprawił tam Mszę Świętą w dziękczynieniu za świętość Stanisława Kostki.

Nagle podczas sprawowania Najświętszej Ofiary za pomyślność naszej ojczyzny włoski jezuita wpadł w ekstazę i ujrzał Maryję w królewskim majestacie. I znów usłyszał Jej głos:

– 
Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj nieustannie, a Ja ci zawsze będę, jakom jest teraz, miłościwą.
 
ujrzysz mnie za rok w chwale Niebios
Siedem lat po powrocie z Polski, w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ojciec Juliusz Mancinelli patrzył z okna swej celi klasztornej na piękną Zatokę Neapolitańską. Modlił się, pragnąc ciągle oddawać jeszcze większą cześć Maryi.

I oto znowu z gorejącego obłoku, który pojawił się na niebie, wyłoniła się piękna postać Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na rękach. U Jej stóp – tak jak poprzednio – klęczał młodzieniec w aureoli… Maryja zwróciła się do sędziwego jezuity:

– 
Juliuszu, synu mój! Za cześć, jaką masz do Mnie Wniebowziętej, ujrzysz Mnie za rok w chwale niebios. Tu jednak, na ziemi, nazywaj Mnie zawsze Królową Polski.

Stary jezuita zdołał tylko wyszeptać:

– 
Królowo Polski, módl się za nami.

Widzenie zakończyło się, ale w duszy zakonnika długo jeszcze panowała niebiańska radość.

Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł ojcu Mikołajowi Łęczyckiemu do Wilna list od ojca Juliusza Mancinellego, w którym pisał: 
Ja rychło odejdę, ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta.

Stało się wedle słów Królowej. Dokładnie rok po ostatnim objawieniu i pięćdziesiąt lat po śmierci św. Stanisława Kostki, w roku 1618, w uroczystość Wniebowzięcia Maryja wzięła do Nieba swego wiernego sługę.

Niemal natychmiast za sprawą Polaków rozpoczął się proces beatyfikacyjny ojca Juliusza. Do Polski dotarła relikwia – część głowy, oraz portret włoskiego jezuity.

Nie wszyscy jednak byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy i z czasem zebrane dokumenty „utknęły” gdzieś między Neapolem a Rzymem. Sprawa się odwlekła, a późniejsza kasata zakonu jezuitów w roku 1773 wstrzymała proces beatyfikacyjny. Taka sytuacja trwa do dnia dzisiejszego i niestety, podobnie jak w przypadku naszego wielkiego kaznodziei – ks. Piotra Skargi – na razie nie ma widoków na rychłe wznowienie procesu.
Źródło: http://www.pch24.pl



wtorek, 11 kwietnia 2017

Pasja - Umieranie Jezusa

Przyprowadzony do krzyża, usiadł Jezus na nim; oprawcy pchnęli Go gwałtownie w tył, by się położył, porwali Jego prawą rękę, przymierzyli dłonią do dziury, wywierconej w prawym ramieniu krzyża i przykrępowali rękę sznurami. Wtedy jeden ukląkł na świętej piersi Jezusa, przytrzymując kurczącą się rękę, drugi zaś przyłożył do dłoni długi, gruby gwóźdź, ostro spiłowany na końcu i zaczął gwałtownie bić z góry w główkę gwoździa żelaznym młotkiem. Ścięgna dłoni pozrywały się, a trójgraniasty gwóźdź wciągnął je za sobą w wąską, wywierconą dziurę. Po przybiciu prawej ręki zabrali się kaci do ręki lewej, przywiązanej już do ramienia krzyża. Wtem ujrzeli, że ręka prawie o dwa cale nie dosięgała do dziury, na gwoźdź wywierconej. Odwiązali, więc rękę od drzewa, przywiązali sznury do samej ręki i opierając się nogami o krzyż ciągnęli z całej siły, dopóki ręka nie naciągnęła się do pożądanego miejsca. Wtedy dopiero, stąpając Jezusowi po piersiach, ramionach, przykneblowali na powrót silnie rękę do belki i wbili drugi gwóźdź w dłoń lewej ręki. Znowu krew trysła do koła i znowu rozległ się słodki, donośny jęk Jezusa, przygłuszany uderzeniami ciężkiego młota. Obie ręce, naciągnięte tak strasznie, wyszły ze stawów, łopatki wpadły w głąb ciała, na łokciach wystawały zaokrąglenia przerwanych kości. Obie ręce wyprężyły się teraz, prosto, nie nakrywając już sobą skośnych ramion krzyża między ramionami krzyża a rękami Jezusa zostawała wolna przestrzeń.

Na krzyżu, mniej więcej w trzeciej części wysokości od dołu przybity był ogromnym gwoździem, wystający klocek, do którego miano przybić nogi Jezusa, aby Zbawiciel w ten sposób więcej stał niż wisiał. Inaczej, bowiem rozdarłybysię ręce, a i nóg nie można byłoby przybić bez pokruszenia kości. W tym klocku wywiercona była dziura, a w samym pniu krzyża wydrążone było miejsce na pięty; w ogóle kilka było takich wydrążeń wzdłuż krzyża, by ukrzyżowany dłużej mógł wisieć; starano się przez to zmniejszyć ciążenie ku odłowi, by nie rozdarły się ręce i ciało nie spadło na ziemię.

Przez takie gwałtowne naciągnięcie rąk w obie strony skurczyło się całe ciało Najświętszego Odkupiciela, nogi podźwignęły się w górę. Chwycili je kaci, nałożyli na nie pętlicę i pociągnęli ku dołowi, ale że znaki z rozmyślnym okrucieństwem porobione było za daleko, więc jeszcze spory kawałek nie dostawały nogi do klocka, przybitego u dołu. Nowe klątwy posypały się z ust katów. Kilku radziło, wywiercić inne dziury na bocznych ramionach, bo podsuwać klocek byłoby za wiele roboty; lecz inni rzekli z piekielnym szyderstwem: „Nie chce się sam wyciągnąć to Mu pomożemy." Podwiązali Jezusowi piersi i ramiona, by ręce nie przedarły się na gwoździach, poczym przywiązali powróz do prawej nogi i bez względu na to, że sprawiają Jezusowi straszną męczarnię, cała mocą dociągnęli ją na dół do klocka i przykrępowali tymczasem mocno sznurami. Ciało naciągnęło się tak straszliwie, że słychać było chrzęst kości w klatce piersiowej; zdawało się, że żebra pękają i że się rozsuwają, tułów obwisł cały ku dołowi. Nie można sobie nawet wyobrazić, co za straszna to męka była. W tym bólu nieznośnym jęknął Jezus głośno: „O Boże! O Boże!"

W ten sam sposób naciągnęli i lewą nogę, założyli ją na prawą i znowu przy krępowali mocno powrozami. Ale źle im było wbijać gwóźdź od razu przez obie nogi, bo lewa nie miała pewnego oparcia, więc najpierw przedziurawili lewą nogę na przegubie sztyftem o płaskiej główce, cieńszym, niż gwoździe na ręce; wyglądał on jak świderek z szydełkiem. Potem dopiero wzięli okropny, olbrzymi gwóźdź i z mocą wielką wbili go poprzez ranę lewej nogi i przez prawą nogę w otwór wywiercony w klocku, a przezeń aż w pień krzyża. Gwóźdź rozdzierał po drodze ścięgna i żyły, łamał kości w nogach. Stojąc z boku, widziałam, jak gwóźdź przeszedł na wylot obie nogi.

Przybicie nóg było dla Jezusa największa męką, właśnie z powodu strasznego naprężenia ciała. Naliczyłam 86 uderzeń młotem, przerywanych słodkim, czystym, a donośnym jękiem cierpiącego Odkupiciela.
 
Bł. Katarzyna Emmerich

środa, 15 marca 2017

Marności

Marnością jest gromadzić bogactwa, które przeminą, i w nich pokładać nadzieję. 
Marnością także - zabiegać o własne znaczenie i piąć się na coraz wyższe szczeble godności. 
Marnością - iść ślepo za zachceniami ciała i szukać tego, co kiedyś przyjdzie ciężko odpokutować. 
Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie dbać o życie dobre. 
Marnością - przykładać wagę tylko do teraźniejszości, a o przyszłości nie myśleć. 
Marnością - miłować to, co tak szybko przemija, a nie śpieszyć tam, gdzie radość nieprzemijająca. 
Miej często w pamięci to zdanie: 
Nie nasyci się oko widzeniem, a ucho nie napełni się słyszeniem. Staraj się więc odciągać serce od rzeczy widzialnych, a zwracaj się ku niewidzialnym. Bo ci, co zawierzają tylko poznaniu zmysłów, plamią sumienie i tracą łaskę Boga.

środa, 8 marca 2017

Szybko będzie tu po nas

Bardzo szybko będzie tu po tobie, popatrz więc trochę inaczej na swoje istnienie. Człowiek
dzisiaj jest jutro już go nie widać. A kiedy zniknie sprzed oczu, szybko zejdzie z pamięci. O,
ta tępota i zakamieniałość ludzkiego serca, które myśli tylko o teraźniejszości, a nie potrafi
przewidywać tego, co nadejdzie. W każdej chwili, w każdym kroku i w myśli wyobrażaj sobie, że już dziś umrzesz. Gdybyś miał czyste sumienie, nie bałbyś się tak bardzo śmierci. Lepiej unikać grzechu niż uciekać od śmierci. Dziś jeszcze nie jesteś gotowy, a co będzie jutro? Jutro niepewne, skąd wiesz, czy będziesz miał jakieś jutro?
Cóż nam po długim życiu, skoro tak mało się doskonalimy? Długie życie nie zawsze
ulepsza człowieka, a często tylko zwiększa rozmiar winy. Gdybyśmy choć jeden dzień dobrze przeżyli na świecie! Niektórzy liczą sobie lata od nawrócenia, ale jakże często lichy jest plon tego czasu. Strasznie jest umierać, ale może jeszcze niebezpieczniej długo żyć. 
Tomasz a Kempis

środa, 1 marca 2017

Post - Izdebka

"Nasz wewnetrzny czlowiek musi przygotowac sie na to, ze odwiedzi go Bog..." Benedykt XVI (13.03.2015, a.gen). Drodzy Przyjaciele, zaczynamy okres Wielkiego Postu. Dostajemy od Pana czas nabrzmialy laska. Chcemy go przemierzyc razem z Wami. Dzis pierwsze slowo: izdebka. Blogoslawieni ci, ktorzy nosza w sobie pragnienie spotkania z Bogiem. Sw. Augustyn powiada, ze samo pragnienie jest juz modlitwa (komentarz do psalmow). Sw. Jan od Krzyza dodaje, ze Jezus jest w ukryciu. Jesli jednak goraco pragniesz - znajdziesz Go. Wyrusz na poszukiwanie Tego, ktory jest w ukryciu i czeka tam w glebi na spotkanie z Toba ! Pamietaj: tajemnice Krola nalezy pieczolowicie skrywac...

czwartek, 23 lutego 2017

Marności

Marnością jest gromadzić bogactwa, które przeminą, i w nich pokładać nadzieję. 
Marnością także - zabiegać o własne znaczenie i piąć się na coraz wyższe szczeble godności. 
Marnością - iść ślepo za zachceniami ciała i szukać tego, co kiedyś przyjdzie ciężko odpokutować. 
Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie dbać o życie dobre. 
Marnością - przykładać wagę tylko do teraźniejszości, a o przyszłości nie myśleć. 
Marnością - miłować to, co tak szybko przemija, a nie śpieszyć tam, gdzie radość nieprzemijająca. Miej często w pamięci to zdanie: Nie nasyci się oko widzeniem, a ucho nie napełni się słyszeniem. Staraj się więc odciągać serce od rzeczy widzialnych, a zwracaj się ku niewidzialnym. Bo ci, co zawierzają tylko poznaniu zmysłów, plamią sumienie i tracą łaskę Boga.
Tomasz a Kempis

piątek, 17 lutego 2017

środa, 15 lutego 2017

Świat

Kim jest ten wróg, którego Pismo Święte nazywa „światem"? Czy chodzi o picie, taniec i palenie? A może chodzenie do kina albo grę w karty? Nie, takie podejście do świętości jest płytkie i śmieszne. Uodparnia nas na fakt, że dobro i zło są czymś o wiele poważniejszym, niż sądzimy. Pismo Święte nigdy nie zabraniało picia alkoholu, lecz pijaństwa; taniec był istotną częścią życia króla Dawida; i podczas gdy jest wiele dobrych filmów w świecie, to jest także wiele nieświętych kościołów. Nie, „świat" to nie jakieś miejsce albo zestaw zachowań — to system zbudowany przez nasz zespołowy grzech, wszystkie nasze fałszywe ja zebrane razem, aby się wspierać i niszczyć nawzajem. Weźcie tych wszystkich pozerów, zbierzcie ich razem w biurze, w klubie lub w kościele, a dostaniecie właśnie to, co Pismo Święte nazywa światem. Świat jest karnawałem fałszerstw — fałszowanych bitew, fałszowanych przygód, fałszowanego piękna.
„Bez Chrystusa człowiek musi ponieść nikczemną klęskę albo odnieść sukces jeszcze bardziej nikczemny". (MacDonald) 
John Eldrege

środa, 8 lutego 2017

Luter i nowożytnerewolucje

Wywiad z prof. Danilo Castellano.

Panie Profesorze, można odnieść wrażenie, że pięćset lat po reformacji myśl oraz postać Lutra doczekały się procesu „rehabilitacji” również ze strony katolicyzmu. Co Pan o tym myśli?
Bez wątpienia świat katolicki ponownie zwrócił się ku ojcu reformacji i spojrzał na niego bardziej przychylnym okiem. Na przykład kardynał Reinhard Marx, arcybiskup Monachium i Fryzyngi, aktualny przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, w 2015 roku nawoływał do całkowitej „rehabilitacji” Lutra. Kardynał Kasper natomiast uważa, że Lutra należy „czytać” w sposób przeciwny do tak zwanej „pruskiej interpretacji”. Sam papież Franciszek wydaje się przekonany, że reformacja to odpowiedź na potrzebę duchowej odnowy. Ten proces przebiega od dawna. Nie należy zapominać, że Jan Paweł II w 1980 roku udał się do Niemiec jako „pielgrzym” aby – jak sam powiedział – podczas swojej podróży spotkać się z przedstawicielami protestantyzmu. Niestety, o reformacji często mówi się tak naprawdę nie wiedząc, czym ona jest. „Chrzci się” ją tylko i wyłącznie z przyczyn „klerykalnych”.

Co ma Pan na myśli?
Współczesną katolicką kulturę Zachodu charakteryzuje luterańska doktryna gnostycyzmu. Chodzi tu i o Europę, i o Amerykę. Dzisiejsza kultura katolicka nie lubi zaangażowania i wyzwań. Woli „dopasowywać się”. Dlatego „chrzci” (oczywiście z opóźnieniem) to, co powinna podważać za pomocą argumentów, a nie za pomocą obelg (jak to częściowo miało miejsce w przeszłości) czy poprzez „otwarty” atak pozbawiony racjonalnego uzasadnienia. „Klerykalizm” nie jest niczym innym – mówił o tym po mistrzowsku Augusto Del Noce – jak tylko usilnym staraniem, by wsiąść do pędzącego pociągu historii i nie zostać z niego wyrzuconym.

Pana zdaniem dotyczy to całej kultury katolickiej?
Błędem i przejawem egoizmu byłoby twierdzenie, że cała kultura katolicka jest „klerykalna”. Zarówno w przeszłości, jak i współcześnie było i jest wiele ciekawych interpretacji myśli Lutra. Na przykład w kwietniu zeszłego roku w Meksyku odbyła się międzynarodowa konferencja na temat etycznych, politycznych i prawnych konsekwencji protestantyzmu. Wnioski z tamtego spotkania zdecydowanie lokują się na przeciwnym biegunie w stosunku do „rehabilitacji” proponowanej przez kard. Marxa i postulowanej przez papieża Franciszka. Ujawniono tam kilka „spraw” godnych najwyższej uwagi, ponieważ dotyczą one kwestii istotnych i delikatnych dla naszej epoki (i dla Kościoła, i dla społeczeństwa). Poważni i uznani badacze z różnych krajów (Argentyny, Brazylii, Chile, Kolumbii, Francji, Włoch, Meksyku, Hiszpanii i Stanów Zjednoczonych), stosując ściśle określone metody, poddali analizie „lekturę” Lutra pod kątem etycznych, politycznych i prawnych aspektów reformacji.

W Meksyku Pana wystąpienie dotyczyło protestanckiej genezy ludów nowożytnych i konsekwencji eklezjologicznych. To bardzo aktualny temat tak w polityce, jak i w Kościele katolickim.
Bez wątpienia nowożytna historia polityczna opiera się na kategorii „ludu” wywodzącej się od Lutra. Sam Kościół katolicki (mimo że nie przyjmuje koncepcji Lutra) odczuł jego „wpływ”, widoczny zwłaszcza na Soborze Watykańskim II. Tej kwestii należy być świadomym, aby nie wzmagać chaosu.

Dlaczego, Pana zdaniem, można powiedzieć, że ojciec reformacji zapoczątkował wszystkie nowożytnerewolucje?
Luter nie jest myślicielem ani tym bardziej myślicielem spójnym. Podkreślał to na przykład luteranin Kierkegaard. Nie jest również egzegetą. Luter jest raczej hermeneutą. Kimś, kto „czyta” Pismo według swoich założeń, „poprawiając” to, co nie jest w zgodzie z jego tezami. Luter jednak zapoczątkował wszystkie nowożytne rewolucje ze względu na swój nihilizm (odziedziczony po nominalizmie), swój radykalny subiektywizm, który dał podwaliny pod „wolność negatywną” (rozwijaną konsekwentnie przez „filozofię nowożytną”) i swoją koncepcję sumienia jako „właściwości natury” będącej zaprzeczeniem sumienia moralnego. Na płaszczyźnie politycznej ojciec reformacji stworzył założenia absolutyzmu władzy (spoczywającej zarówno w rękach państwa, jak i ludu). Francisco Elias de Tejada na przykład słusznie zauważył, że reformacja była przyczyną pięciu „przełomów”: religijnego (to oczywiste), etycznego (Luter uczynił Machiavellego „aktualnym”), politycznego (usystematyzowanego przez Bodina), prawnego (teoretycznie opracowanego przez Hobbesa) oraz socjologicznego (uderzającego w chrześcijaństwo zwłaszcza poprzez teorie przyjęte i narzucone na mocy traktatu westfalskiego). Ponadto Luter dał początek nowożytnym ruchom nacjonalistycznym, pomylił politykę z władzą, utożsamił też władzę i suwerenność.

Czyli, Pana zdaniem, Luter jest przyczyną tragedii historii nowożytnej i współczesnej…
Nie należy upraszczać tego tematu. Można stwierdzić – aby to wykazać i uargumentować, potrzeba by setek stron – że Luter stoi u podstaw wielu złych aspektów naszych czasów. Tylko ten, kto nie zna teoretycznych założeń reformacji lub jest od niej „zależny”, może pomyśleć o „rehabilitacji” Lutra na płaszczyźnie religijnej.
Na płaszczyźnie obywatelskiej i politycznej – wbrew temu, co się powszechnie sądzi, zważywszy na aktualną dominację jego teorii – myśl luterańska została całkowicie pokonana przez wydarzenia historyczne, prawodawstwo inspirowane jego założeniami, przez chaos i dezorientację Zachodu, który błądzi i szuka rozwiązania swych poważnych problemów w radykalizacji reformacji.

Wywiad opublikowano w 118 numerze magazynu Radici Cristiane.

Prof. Danilo Castellano jest  katolickim myślicielem, profesorem zwyczajnym filozofii prawa i polityki, byłym dziekanem Wydziału Prawa Uniwersytetu w Udine, członkiem prestiżowych Królewskich Akademii Hiszpanii ds. Nauk Moralnych i Politycznych oraz ds. Prawa i Legislacji. 
http://www.pch24.pl/luter-to-ojciec-wszystkich-rewolucji,47951,i.html

środa, 1 lutego 2017

O doskonałości duchowej

Blaskiem prawdziwej mądrości jest umiejętność trafnego rozróżniania dobra od zła. Gdy to ma miejsce, wówczas droga sprawiedliwości, która wiedzie ku Bogu, Słońcu sprawiedliwości, wprowadza umysł, odtąd ufnie szukający miłości, w bezkresną światłość wiedzy. Trzeba zatem, aby ci, którzy walczą, zabiegali zawsze o utrzymanie wewnętrznego pokoju, aby umysł trafnie oceniając pojawiające się myśli, starannie zatrzymywał dobre, zesłane od Boga, złe zaś i pochodzące od szatana wyrzucał precz od siebie. Albowiem gdy morze jest spokojne, jest przejrzyste, i rybacy dobrze widzą zachowanie się ryb. Rozkołysane zaś wichrem, skrywa we wzburzonych falach to, co w spokojnej ciszy łatwo pozwala się zauważyć. Na próżno wówczas trudzą się ci, co zarzucają sieci. Otóż oczyszczenia umysłu może dokonać jedynie Duch Święty. Dlatego Apostoł powiada: "Ducha nie gaście", to jest, nie zasmucajcie Ducha Świętego przez złe czyny i przewrotne myśli, aby nie zaprzestał osłaniać was swoim światłem. W rzeczywistości to nie światło Ducha Świętego, wieczne i ożywiające, gaśnie, ale raczej Jego zasmucenie, czyli oddalenie, pozbawiając umysł światła poznania, pozostawia go w ciemnościach i mroku.
Diadoch, bp. Fiotyki

piątek, 20 stycznia 2017

Droga do serca

Owocem ciszy jest modlitwa
Owocem modlitwy jest wiara
Owocem wiary jest miłość
Owocem miłości jest służba
Owocem służby jest pokój

bł. Bartolomeo Longo

czwartek, 19 stycznia 2017

Kochanie świata

Jakże można kochać życie, zawierające tyle goryczy, podległe tylu klęskom i niedolom?
Jak w ogóle można nazywać życiem to, co rodzi tyle śmierci i zniszczenia? A przecież ludzie kochają życie i szukają w nim zadowolenia. Tyle jest narzekania na świat, że jest kłamliwy i próżny, a jednak niełatwo godzimy się go opuszczać, bo pragnienia ciała nami kierują. Jedne rzeczy skłaniają do kochania świata, a inne do odrzucenia. Do miłości świata pchają pragnienia ciała, chciwość oczu i pycha żywota, ale za nimi słusznie postępują kary i niedole, rodząc nienawiść świata i zniechęcenie.
Umysł kierowany wyłącznie ku światu poddaje się, niestety, złym upodobaniom i życie zmysłowe uważa za szczęście, bo nie dostrzega miłości Bożej i wewnętrznej szczęśliwości dobra i nie zna ich smaku. Ci zaś, którzy odrzucają całkowicie świetność świata i starają się żyć w świętej dyscyplinie, znają Boską szczęśliwość obiecaną tym, którzy wyrzekli się wszystkiego i jaśniej niż inni widzą, jak bardzo błądzi świat i jak na różne sposoby się okłamuje.
Tomasz a Kempis

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Moc modlitwy

Apostołowie nie organizowali spotkań modlitewnych ani nie prosili Boga, aby uzdrawiał chorych ludzi. Sami ich uzdrawiali – w Jego imieniu. To zaś nadaje całkiem nowy wymiar wyobrażeniom na temat naszego statusu podczas modlitwy. Nie jesteśmy osieroconymi dziećmi, które siedzą na korytarzu w nadziei, że zajęty Ojciec zauważy wsuwane Mu pod drzwiami liściki. Jesteśmy synami i córkami żywego Boga, Jego przyjaciółmi! Korzystajmy z Jego władzy, aby wykonywać zadania.
John Eldredge

piątek, 13 stycznia 2017

Pewność siebie

Kto w czasie pokoju nie czuje się zbyt pewny siebie, ten podczas wojny często okazuje się nikczemnikiem i tchórzem.
Tomasz a Kempis

czwartek, 12 stycznia 2017

Tęsknota Boga

Ogromne pragnienie i zdolność kobiety do bliskich relacji mówi nam o ogromnym pragnieniu i zdolności Boga do bliskich związków. W rzeczywistości to może być najważniejsza rzecz, jakiej kiedykolwiek dowiemy się o Bogu - że tęskni za związkiem z nami. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga" (J 17,3). Cała biblijna opowieść jest historią miłości pomiędzy Bogiem i Jego ludem. On za nami tęskni. On się przejmuje. Ma czułe serce.
Jaka to pociecha wiedzieć,ze ów wszechświat, w którym żyjemy, w swojej istocie opiera się na związkach, ze nasz Bóg jest Bogiem o czułym sercu, pragnącym bliskości z nami. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, po prostu spójrz na przesłanie, jakie przekazał nam w kobiecie. Niesamowite. Bóg nie tylko za nami tęskni, ale pragnie być przez nas kochany.
John Eldredge

środa, 11 stycznia 2017

Bóg szachista?

Teologowie, stojąc na straży wszechwładzy Boga, zdecydowanie przesadzili. Postawili nas wobec Boga szachisty grającego po obu stronach szachownicy, który wykonuje ruchy za siebie i za nas. Jednak wyraźnie widać, że tak nie jest. Bóg jest osobą, która podejmuje ogromne ryzyko. Bez wątpienia największym ryzykiem było danie aniołom i ludziom wolnej woli, włącznie z prawem do odrzucenia Go — i to nie raz, ale każdego dnia. Czy Bóg zmusza kogoś do grzechu? „Żadną miarą!", mówi Paweł (Ga 2,17). Zatem nie może wykonywać wszystkich ruchów na szachownicy, ponieważ ludzie przez cały czas grzeszą. Upadłe anioły i ludzie używają swej siły do popełniania ohydnego zła powszedniego. Czy Bóg zatrzymuje każdą kulę wystrzeloną do niewinnej ofiary? Czy nie dopuszcza do romansów nastolatków, aby dziewczęta nie zachodziły w ciążę? W tym wszystkim jest więcej ryzyka, niż jesteśmy gotowi uznać. Większość z nas robi wszystko, by w swoim życiu zredukować element ryzyka. Zakładamy pasy bezpieczeństwa, sprawdzamy poziom cholesterolu i praktykujemy kontrolę urodzin. Znam nawet kilka par, które postanowiły w ogóle nie mieć dzieci, gdyż po prostu nie chcą narażać się na ból serca, którego częstym powodem są dzieci. A jeśli urodzą się kalekami? A jeśli odwrócą się od nas i Boga? A jeśli?... Bóg zdaje się uciekać od całej tej ostrożności. I nawet jeśli wie, że stanie się coś złego, że będzie miał złamane serce, spotka Go cierpienie czy przygnębienie z powodu naszego nieposłuszeństwa, Bóg postanawia mieć dzieci. I w przeciwieństwie do nadopiekuńczych rodziców, którzy dzieciom odbierają prawo wyboru, Bóg daje nam ogromne możliwości wyboru. Nie stworzył posłusznego Adama i Ewy. Podjął ryzyko. Chwiejne ryzyko z chwiejnymi konsekwencjami. Wpuścił obcych do swojej historii i pozwolił, by ich wybory głęboko ją kształtowały. Taki świat stworzył. Ten świat nadal się kręci. A On nie ucieka przed bałaganem, który my zrobiliśmy. Żyje prawie radośnie, a z pewnością heroicznie w dynamicznej relacji z nami i z naszym światem. „Wtedy wkroczył Pan" — w takiej czy innej formie, jest prawdopodobnie najpowszechniejszą frazą o Nim w Piśmie Świętym. Przyjrzyjcie się historiom pisanym przez Niego. Jedna z nich opowiada o dzieciach Izraela, które zostały zepchnięte nad Morze Czerwone, bez żadnej drogi ucieczki, podczas gdy wojska faraona gnały za nimi z morderczą furią. Wtedy objawia się Bóg.
Jest też historia o Szadraku, Meszaku i Abed-Nego, którzy zostali uratowani zaraz po tym, jak wrzucono ich do rozpalonego pieca. Wtedy objawia się Bóg. Pozwała, żeby motłoch zabił Jezusa, pochował Go... wtedy się objawia. Wiecie, dlaczego Bóg uwielbia pisać takie niesamowite historie? Ponieważ On uwielbia dawać sobie radę. Uwielbia nam pokazywać, że ma wszystko, co potrzeba.
Naturą Boga nie jest zmniejszanie ryzyka i obrona baz. Zupełnie nie.
John Eldredge

O pożytku z trudności

To dobrze, że niekiedy napotykamy trudności i przeszkody, bo one zmuszają człowieka,
aby wejrzał w swoje serce i przypomniał sobie, że jest tu tylko przechodniem i nie ma prawa budować nadziei na żadnej rzeczy tego świata. To dobrze, że cierpimy czasem zarzuty i oskarżenia i że niektórzy źle o nas myślą, nawet jeśli staramy się i czynimy dobrze. To pomaga nam wyrobić w sobie pokorę i nie dopuszcza do nas próżnego rozgłosu. Wtedy bowiem, kiedy ludzie nie doceniają nas i niedobrze o nas sądzą, usilniej szukamy naszego wewnętrznego świadka, Boga. Dlatego człowiek powinien opierać się wyłącznie na Bogu, aby nie musiał szukać nieustannie potwierdzenia siebie u ludzi.
Tomasz a Kempis

wtorek, 10 stycznia 2017

Kobiece serce

Przekonałem się, że także w sercu kobiety znajdują się trzy istotne pragnienia, ktore nie są całkiem odmienne od męskich, a jednak pozostają wyraźnie kobiece. Nie każda kobieta pragnie stoczyć walkę, ale każda chce, by o nią walczono. Wsłuchajcie się w tęsknotę niewieściego serca: nie tylko chce być zauważona — chce być upragniona. Chce, by się o nią starano. „Chciałabym po prostu być dla kogoś najważniejsza", powiedziała mi pewna przyjaciołka po trzydziestce. Jej marzenie z dzieciństwa o rycerzu w lśniącej zbroi,
przybywającym, by ją uratować, nie jest tylko dziewczęcą fantazją, ale rdzeniem jej niewieściego serca, życiem, do ktorego — jak wie — została stworzona. Tak więc Zach w Oficerze i dżentelmenie wraca do Pauli, Frederick w Małych kobietkach wraca do Jo, a
Edward w Rozważnej i romantycznej wraca, by wyznać Eleonorze swoją wiecznie żywą miłość. Każda kobieta chciałaby także dzielić z kimś przygodę. Jednym z ulubionych filmow mojej żony jest Człowiek znad Śnieżnej Rzeki. Uwielbia scenę, w ktorej Jessica, piękna młoda kobieta, zostaje uratowana przez Jima, swego bohatera, i razem jadą na koniu przez pustkowia australijskich gor. „Chciałabym być Isabo z Zaklętej w sokoła", wyznała inna przyjaciołka. „Chciałabym, żeby ktoś mnie cenił, chciałabym, żeby ktoś się o mnie starał, walczył o mnie — tak. Ale także chciałabym być silna i uczestniczyć w przygodzie". Tylu mężczyzn popełnia błąd, uznając, że to kobieta jest przygodą.
Wtedy ich związek zaczyna się psuć. Kobieta nie chce być przygodą, chce, aby porwało ją coś wielkiego, nieznanego. Nasza przyjaciołka ciągle powtarza: „Znam siebie i wiem, że nie jestem przygodą. Zatem gdy mężczyzna daje mi to do zrozumienia, natychmiast zaczyna mnie nudzić. Już to zaliczyłam. Chciałabym czegoś, czego jeszcze nie znam".
W końcu, każda kobieta pragnie posiadać ukryte piękno, ktore można by odsłonić. Nie wyczarować, ale odsłonić. Większość kobiet już od dziecka czuje silną presję, żeby być piękną, ale o tym nie mowi. Istnieje takie głębokie pragnienie, by po prostu i naprawdę być
piękną i cieszyć się tym. Większość dziewczynek pamięta, jak bawiły się w przebieranie, w wesele czy w „wirujące spodnice", i jak zakładały na siebie kwieciste sukienki, ktore świetnie się do tego nadają. Dziewczynka ubrana w swoją najładniejszą sukienkę wchodzi do salonu i kręci się wkoło. Pragnie spodobać się tatusiowi. Moja żona wspomina, jak będąc pięcie— czy sześcioletnim dzieckiem, weszła na stolik do kawy i wyśpiewywała radosne piosenki na cały głos. „Widzicie mnie?", pyta serce każdej dziewczynki. „I czy podoba się wam to, co widzicie?" Świat zabija serce kobiety, każąc jej być twardą, skuteczną i niezależną. Niestety, chrześcijaństwo także nie zna jej serca. Wejdźcie do większości kościołow w Ameryce, rozejrzyjcie się i zadajcie sobie pytanie: Jaka jest chrześcijanka? I znowu, nie słuchajcie tego, co wam mowią, rozejrzyjcie się i sami przekonajcie. Nie ma wątpliwości. Będziecie musieli przyznać, że chrześcijanka jest... zmęczona.
John Eldredge

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Pragnę Cię

Jezu, pokaż mi, kim naprawdę jesteś. Proszę Cię o Ciebie samego. Pragnę Cię. Pytam o Ciebie. Duchu Święty, uwolni mnie od wszystkiego, abym mógł poznać Jezusa takim, jakim jest naprawdę. Otwórz moje oczy, abym Go zobaczył. Wyzwól mnie od wszelkich fałszywych przekonań o Jezusie i daj mi prawdę.”
John Eldredge  

sobota, 7 stycznia 2017

To co najważniejsze

Miłość Boga to oś ludzkiego istnienia, prawdziwy sens i cel naszego życia. Jakaż to ulga, móc kochać Boga całym sercem i umysłem, z całej duszy i ze wszystkich sił! Pełna, głęboka ulga. Bo wtedy wszystko w życiu trafia na właściwe miejsce, każde ludzkie pragnienie i każde działanie. Właśnie dlatego powierzchowna moralność nigdy nie zastąpi prawdziwej świętości. Bo można przestrzegać wielu zasad, które uważa się za istotne, lecz przy tym nie kochać Boga. Jeśli mówisz: Kocham Boga, a przez cały dzień myślisz tylko o tym, co zjesz lub wypijesz dziś wieczorem, to masz problem. Jeśli mówisz: Kocham Boga, lecz najbardziej przejmujesz się tym, co inni o tobie myślą, to również masz problem. A jeśli mówisz: Bóg zaspokaja wszystkie moje potrzeby, zarazem całą nadzieje pokładając w swojej pracy, to stawiasz ją ponad Nim. Gdy coś jest dla ciebie ważniejsze od Boga jako źródło życia, musisz być świadom, że dopuszczasz się bałwochwalstwa! Idolatria, posiadanie bożków, stanowi poważne naruszenie pierwszego, najważniejszego przykazania: Będziesz kochał Pana Boga.... Mt 22,34-40”
John Eldredge

piątek, 6 stycznia 2017

Prawdziwa radość

Największa radość jest wtedy, gdy ktoś rozpoznaje, że Bóg go kocha. Nie ma więc większej radości, niż wiedzieć, że Bóg nas kocha!
Ks. Pablo Dominguez 

środa, 4 stycznia 2017

Noworoczne postanowienia

Na cóż się przyda długie życie, skoro tak niewiele się poprawiamy? Ach, długie życie nie zawsze służy poprawie, często natomiast niesie ze sobą nowe grzechy. Obyśmy przynajmniej jeden dzień mogli dobrze przeżyć na tym świecie! 
Strasznie jest umierać, bardziej niebezpiecznie jednak byłoby dłużej żyć. 
Szczęśliwy, kto zawsze ma przed oczami godzinę swej śmierci i każdego dnia się do niej przygotowuje. Roztropny ten, kto teraz usiłuje tak żyć, jakim chciałby być w chwili śmierci!
Tomasz a Kempis

Z Bogiem

Żadna droga nie jest łatwa, ale z Bogiem każda droga jest piękna.
bł. Karl Leisner